Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-12-2009, 18:01   #9
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Ruszyli wąskimi uliczkami Starego Miasta. Były brudne i pełne na wpół stopniałego, szarawego śniegu. Wkrótce z bocznej uliczki wyjechał ciężki motor Golema. Rzucił tylko, przekrzykując dwa pracujące na wysokich obrotach: - Jedźcie za mną, znam przyjemniejszą knajpkę.

Gunman prowadził pewnie maszynę, w ślad trasy jaką obrał potężnie zbudowany solos. Musiał przyznać, że prowadził ich najbardziej zawiłymi i zapyziałymi uliczkami, a kilkaset metrów pokonali pod ziemią, nieużywanym tunelem starego metra. Nie było sznasy by policyjny pościg mógł ich znaleźć. Wkrótce zaparkowali swoje motory, na tyłach obskurnej, szarawej knajpy.

John wyrzucił tlącego się jeszcze peta w brudno szary śnieg. Wyciągnął rękę do Golema ze słowami: - Dzięki za pomoc, z tymi psami. Nieźle im dałeś popalić, jakaś nowa zabawka?

- Nie, nic nowego, same stare sprawdzone zabawki. Wybacz spóźnienie, ale po drodze musiałem coś ważnego załatwić. - Golem spróbował się uśmiechnąć, ale z tą sztuczną skórą nie był to najszerszy uśmiech pod słońcem.

John nie pytał co to za ważne sprawy. Taka niepisana zasada, zawodu wolnego strzelca. Otworzył drzwi, przepuszczając Joann przed sobą i weszli razem do knajpy. Nikt nawet nie podniósł głowy, nie obrzucił ich podejrzliwym spojrzeniem. Teraz już rozumiał dlaczego Golem tak lubił te knajpę. Ruszyli do wolnego stolika. Poprosił Joann: - Kotku, przynieś nam coś do picia, najlepiej dwa razy whisky na lodzie. Uśmiechnął się, a dziewczyna zrozumiała, że na chwilę chcą zostać sami. Patrzył chwilę, na jej kołyszące się kusząco biodra po czym zwrócił się do Golema: - Nie masz jakiejś roboty? Strasznie nudno ostatnio i spokojnie. Coś tu śmierdzi... - stwierdził krótko.

Golem usiadł plecami do ściany i oczyma skierowanymi na lustra za barem, w których widać było każdego kto wchodził. - Coś się święci, więc nie zdziwiłbym się jakby coś cięższego gruchnęło. Znalazłem dzisiaj paru ładnie załatwionych białasów po drodze, ktoś po sobie nie posprzątał. Musiałem się tym zająć, wiesz jak to brzydko wygląda jak pionki prezydentowej wjeżdżają i zostają tylko trupy na ulicy. Już lepiej jak nikt nigdy trupów nie znajdzie. Więc tak, coś tu śmierdzi bo w czasie jak pilnowałem żeby nikt nie zwinął tego burdelu żaden patrol się nie pojawił w okolicy. - Solos zamyślił się chwilę i splótł ręce za głową.

- Ciekawe, że szpicle tej suki tego nie wyniuchały. Może nie chciały wyniuchać? Gibson też ostatnio podejrzanie cichy się zrobił. Nie tak gorliwy, jakby miał coś innego, coś ważniejszego na głowie. Może Ann mu jakąś robótkę zadała? Te trupy, to jakiś konkretny gang? Tajniaki? Czy jacyś inni stróże, kurwa ich mać, porządku? - zapytał McClane, przypalając kolejnego Lucky Strike’a.

- Nie, żaden gang, żadni stróże, prywatne pionki z cytadeli, czyste ciała, nie oznakowana ciężarówka, sprzęt już ktoś zwinął, ale nie da się pomylić tego z nikim innym. Zdaje się że ktoś nowy zjawił się w mieście, duże szanse że góra go szuka. Poza tym nie dziw się ze jest cicho, mamy księgę martwych dni, ostatnie siedem dni roku, wszystko czeka na jedno wielkie bum i fajerwerki w Sylwestra, wszędzie będzie gorąco a dzisiejsza jatka na pewno kogoś zdenerwuje.

- Hehe - zaśmiał się John - na to liczę. Niech sobie Gibson nie myśli, że Sylwestra będzie miał szampanskiego. Mała się nie odzywała czasem do Ciebie? Może ona albo Travis będą mieli jakąś robótkę?

- Właściwie to ja się odezwałem do Małej, mało osób w okolicy wiedziałoby jak upłynnić takie aktywa w takim czasie. Travisa w sumie jakiś czas nie widziałem, ale raczej jeśli będą coś mieli to się odezwą, widzę że zaczyna Ci się nudzić jak masz za dużo wolnego, a przecież masz ostatnio też inne hobby. - rzucił Golem uśmiechając się lekko i odbierając od dziewczyny swojego drinka.

- Nie nazwał bym tego takim mianem - odparł szczerze Gunman, robiąc miejsce Joann na szerokiej ławie przy stoliku. Dziewczyna uśmiechnęła się i rzuciła niejako z wyrzutem do Johna: - Przez Ciebie, będę musiała znaleźć nową pracę. McClane odparł: - Coś Ci znajdę, a jeśli nie ja, to mam ludzi, którzy znajdą. Wzniósł szklankę ku Golemowi: - Zdrowie, stary. Śmierć Cytadeli!

Podniósł swoją szklankę w toaście. - Śmieć Cytadeli? I mówisz że nie miałeś jeszcze planów na nowy rok. Prace się raczej jakoś znajdzie, może nie jakąś super, może nie będzie ekstra ubezpieczenia albo opieki zdrowotnej, ale zawsze się coś znajdzie.

- Masz rację, zawsze się coś znajdzie. Może tylko tak marudzę, starzeję się chyba.

Golem otaksował dziewczynę wzrokiem nie zdejmując okularów. - To chyba dobrze, bo jak przestaniesz znaczy że już nie żyjesz.

Pogawędzili jeszcze z godzinkę, ale o wszystkim i o niczym, osuszyli kilka szklaneczek. Wreszcie wsiedli na motory i odjechali. Ruszyli z Joann w kierunku jego mieszkania. Do niej nie mogli już wrócić, policja na pewno je będzie miała na oku. „Trzeba będzie wysłać kogoś cwanego po jej najważniejsze rzeczy”. Wyglądało na to, że teraz zamieszkają razem.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline