Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-12-2009, 01:47   #3
TheGuy2
 
Reputacja: 1 TheGuy2 jest na bardzo dobrej drodzeTheGuy2 jest na bardzo dobrej drodzeTheGuy2 jest na bardzo dobrej drodzeTheGuy2 jest na bardzo dobrej drodzeTheGuy2 jest na bardzo dobrej drodzeTheGuy2 jest na bardzo dobrej drodzeTheGuy2 jest na bardzo dobrej drodzeTheGuy2 jest na bardzo dobrej drodzeTheGuy2 jest na bardzo dobrej drodzeTheGuy2 jest na bardzo dobrej drodzeTheGuy2 jest na bardzo dobrej drodze
Noc. Piękna i nieodgadniona. Cykanie koników polnych i szelest liści podczas delikatnych, chłodnych powiewów wiatru. Szerokie, zadbane ulice, wysokie i monumentalne budowle, pięknie oświetlone białym blaskiem wielkiego księżyca. Uśmiechnięci ludzie, przechadzający się w te i we w te, rozkoszujący się chwilą. To wszystko wypełniało powietrze spokojem i harmonią. Yuji podziwiał tę wspaniałą noc siedząc na kamiennych stopniach przed Manufakturą Pięćdziesięciu Delikatnych Dłoni. Siedział na dole, aby być bliżej przechodzących ludzi. Ci, którzy go znali witali się albo przystawali, aby porozmawiać, zaś on sam zaczepiał tych obcych. Yuji leniwie szarpał struny swojej lutni i gawędził z jakąś zakochaną parką, przytuloną mocno do siebie. Dziewczyna chichotała wesoło, a jej roześmiane oczy błyszczały jak dwa czarne klejnociki. Chłopak zaś prosił grajka o jakąś chwytającą za serce melodię. Nagle stało się coś, co sprawiło, że bajkowy nastrój prysł, a powietrze stało się gorzkie, ciężkie i nieprzyjemne. W oddali rozległ się trzask, jakby łamanego drewna, któremu towarzyszył ludzki krzyk. Muzyk przestał grać i podniósł wzrok, a zakochani odwrócili się w stronę hałasu, tuląc się mocniej do siebie. Atmosfera zrobiła się nerwowa, ludzie przestali cieszyć się urokami nocy i w pośpiechu zaczęli chować się po ulicach i domostwach. Odgłosy dobiegały prawdopodobnie z karczmy, jakieś 200 metrów od Manufaktury. Po serii krzyknięć, zza rogu wyłoniło się kilkoro ludzi ubranych w czarne zbroje. Stanęli na środku ulicy i rozejrzeli się dookoła, po czym, zanosząc się śmiechem ruszyli w stronę Yujiego.

- Uciekajcie – rzucił do swoich rozmówców, odkładając spokojnie lutnię na bok, nie wstając jednak z miejsca.
- Zwariowałeś? Chodź z nami. Ratuj się! - pisnęła dziewczyna.
- Uciekajcie i nie odwracajcie się za siebie. Natychmiast – rozkazał gniewnie, mając nadzieję, że posłuchają. Szczególnie odnośnie nie oglądania się za siebie, bo chciał aby to, co zaraz się stanie nie miało zbyt wielu świadków. Chłopak złapał swoją lubą za rękę i ruszył krętymi uliczkami, w kierunku przeciwnym do tego, z którego przybywali bandyci. Yuji wstał leniwie. Kiedyś musiało to nadejść - pomyślał i westchnął ciężko. Takie jest moje zadanie, z racji kasty, do której należę. Unikanie swoich obowiązków jest nierozważne. Muszę przeciwstawiać się złu szerzącemu się w Stworzeniu. Może nie jest to szczyt moich marzeń, lecz muszę to zrobić. Chłopak wszedł kilka stopni wyżej i stanął na środku schodów, blokując przejście. Energicznym ruchem wyciągnął rapier i oparł jego ostrze obok siebie, dwa stopnie niżej. Gest ten wywołał gromki śmiech czarnej grupki popleczników Pająka.
- Hej, grajku, zjeżdżaj stąd, mamy interes do twojego pracodawcy – zawołał wesoło najbardziej zuchwały członek bandy.
- Ja was wysłucham – odparł spokojnie chłopak, poprawiając swoje brudne, zmierzwione włosy. Ostatnio nie miał czasu o siebie zadbać, Pajęczarze mogli zjawić się w każdej chwili, więc przesiadywał przed siedzibą prawie bez przerwy. I oto właśnie się zjawili, po raz pierwszy. Pierwszy z wielu, zapewne. Reakcje bandytów na słowa Yujiego były różne, dwóch wybuchło śmiechem – razem z hersztem bandy. Dwóch kolejnych przyjęło agresywny wyraz twarzy sugerujący gotowość do walki, a reszta nie zareagowała, zajęta gadaniem między sobą.
- Oferujemy swoją pomoc w ochronie tego lokalu – powiedział nadal rozbawiony mężczyzna na czele hołoty w czarnych zbrojach.
- Manufaktura Pięćdziesięciu Delikatnych Dłoni nie potrzebuje waszych usług. Ja chronię ten lokal. – słowa młodego chłopaka zabrzmiały tak wyniośle, jak w starych westernach, gdy szeryf miasta wychodzi na spotkanie nowo przybyłych bandytów. Brakowało tylko tumanu kurzu turlającego się po piaszczystej drodze. Bandyci w końcu spoważnieli i skupili swoją uwagę na chłopaku, który w ich mniemaniu właśnie podpisał na siebie wyrok śmierci.
- Chyba się nie zrozumieliśmy – powiedział herszt, zdejmując z pleców ciężki i pięknie zdobiony, obosieczny miecz. – Trudno, pajacu. Giń! – wrzasnął i zarzucił miecz za plecy, po czym z pełnym rozmachem wyprowadził potężny cios. Yuji, gdyby tylko chciał, mógłby odsunąć się na jakieś dziesięć metrów zanim jego przeciwnik wyprowadził cios – w końcu wzięcie takiego zamachu i wykonanie cięcia trwało dość długo. I w sumie, wyglądało to na jedyne rozsądne posunięcie, skoro chłopak miał tylko cieniutki rapier przeciwko rozpędzonemu, ciężkiemu ostrzu. Yuji jednak stał niewzruszony, by w ostatniej chwili szybkim ruchem skrzyżować rapier z mieczem i odbić cios, po czym przeszył serce herszta bandy, zanim ten zdążył zapanować nad mieczem.

Po kilku chwilach szamotaniny z resztą zgrai, Yuji gonił ostatniego bandytę krętymi i brudnymi uliczkami Węzła. Był szybki i całkiem zwinny, jednak nie mógł równać się z grajkiem. Nawet czas, który mu kupili jego wolniejsi towarzysze broni, oddając swoje życie w ciemnych uliczkach, nie pomógł mu. Gdy wybiegli na prostą, Yuji dobył sztyletu. Zwykle blokował nim ciosy bardziej wymagających przeciwników, jednak tym razem użył go inaczej - rzucił nim w stronę czarnej, biegnącej postaci. Sztylet po trzech obrotach wbił się w potylicę uciekającego. Ten runął bez życia na ziemię, wpadając twarzą z otwartymi oczyma w błotną kałużę. Nie miało to jednak dla niego znaczenia – zginął jeszcze stojąc na nogach. Muzyk podszedł do ciała i mocnym szarpnięciem wyjął sztylet z głowy trupa. Czy czuł wyrzuty sumienia po tym, co właśnie zrobił? Nie. Szczerze mówiąc, nie czuł niczego, oprócz spokoju. Trzeba było to zrobić. To było jego zadanie, jego obowiązek nałożony nań zarówno przez towarzyszy, jak i przez Słońce Niezwyciężonego. Nie skończę jak Marco Fu. Mimo, że zwalczanie zła szerzącego się tutaj, w Węźle, nie jest szczytem moich ambicji, nie będę tego unikał. Będę godnie wykonywać swoje obowiązki. Na pewno” – pomyślał patrząc na swój rapier, który kiedyś wyrwał z zaciśniętej dłoni upadłego Słonecznego. Yuji wytarł swoje długie ostrze o brzeg szaty martwego bandyty z aspiracjami do bycia biegaczem, po czym, gdy znalazł drugi czysty kawałek jego ubrania, zrobił to samo ze sztyletem i schował obie bronie. Ruszył szybkim krokiem w stronę Manufaktury, zastanawiając się, czy ktoś widział całe zdarzenie lub jaśniejący znak kasty Zenitu na jego czole. Wkrótce wybrańcy Słońca zaczęli się schodzić do siedziby. Gdy przybył ostatni z oczekiwanych gości, wszyscy weszli do budynku a Yuji zaryglował drzwi i podążył za innymi. Lutnię postanowił zostawić w korytarzu.

- Witajcie, rozsiądźcie się – zarządził Ferio, właściciel Manufaktury Pięćdziesięciu Delikatnych Dłoni. Yuji usiadł na pierwszym wolnym miejscu, dokładnie naprzeciwko gospodarza. Siadając starał się nie ubrudzić za bardzo krzesła błotem, po którym musiał biec goniąc uciekających Pajęczarzy. Potarł dłonią swoje plecy, wycierając leniwie sączącą się krew z dwóch zadrapań w rozdartą koszulę. Odgonił swoje klejące się, czarne włosy z czoła, położył dłonie na stole i ze spokojem czekał na dalsze słowa Ferio. Ten zaś zaczął od ogólnego naświetlenia sprawy, o której wszyscy dobrze wiedzieli – pojawienie się Pająka w mieście. Dość trafnie stwierdził, że Rada Węzła ponosi część odpowiedzialności za obecny stan rzeczy. Yuji skinął głową, gdy gospodarz mówił o nim i o jego udziale w przekonywaniu i szkoleniu ludności do walki z Pajęczarzami.

-[…] moje zaklęcie zostało zablokowane przez jakąś potężną siłę. Nie trzeba być mędrcem, by stwierdzić, że Pająk jest najpewniej innym Pomazańcem, najpewniej Otchłani. – Ferio kontynuował swą przemowę. - Podejrzewam, że może być potężniejszy niż my wszyscy razem wzięci, a w dodatku zdolny do okrutnych czynów w imię zwycięstwa. Jeśli chcemy z nim walczyć otwarcie, to nie mamy szans. Yuri jest dobrym wojownikiem, ale brak nam prawdziwego specjalisty, jakim jest przedstawiciel kasty Świtu. – powiedział gospodarz. Yuji – poprawił go w myślach chłopak. Nie odezwał się jednak, nie chcąc zepsuć wzajemnych kontaktów. Nie wierzy w moje umiejętności, ale stara się to powiedzieć w bardzo dyplomatyczny sposób. Tak, jak mówimy do dziecka. Najpierw komplement, potem delikatna zmiana kontekstu wypowiedzi.

- Poza tym, wszyscy dopiero odkrywamy nasz prawdziwy potencjał – dopowiedział, a Yuji przytaknął mu lekkim skinieniem głowy.

Gdy gospodarz skończył swoje przemówienie, głos zabrał Yuji.

- Ze spraw bieżących pragnę wspomnieć, że Pajęczarze złożyli nam dzisiaj wizytę. Przyszło ich ośmiu, chcieli wymusić haracz na Manufakturze Pięćdziesięciu Delikatnych Dłoni. Nie wiedzieli, że jest to nasza siedziba. A przechodząc do planów na przyszłość... Sądzę, że moje umiejętności nie odstają za bardzo od wojowników z kasty Świtu, jednak zgadzam się z tobą Ferio i również nie popieram otwartej walki. Byłoby to odważne i bohaterskie, lecz głupie zarazem, zważywszy na zróżnicowanie zasobu talentów, do jakiego mamy dostęp. Ja też zauważyłem, że ludzie w Węźle chcą się sprzeciwić Pajęczarzom – powiedział spokojnym i melodyjnym głosem. – Naprawdę niewiele im potrzeba, żeby ich nakłonić do walki, ale na razie jest to bardzo… chaotyczne. Aby mogli się skutecznie przeciwstawić Pajęczarzom potrzebują jedynie trochę sprzętu, treningu i dobrego przywódcy, który stanie na ich czele. Mogę podjąć się rekrutacji i ich przeszkolić z bronią, ale będziemy potrzebować sprzętu. Sugeruję – ciągnął dalej chłopak - większość nieprzeszkolonych wyposażyć w rapiery, jako, że jest to moja ulubiona broń. Gdy będą przebijać ciała Pajęczarzy, nie będzie miało znaczenia, czy ostrze w ich sercach ma pół czy cztery centymetry średnicy, a rapierem znacznie łatwiej i szybciej wycelować i dźgnąć, niż dobrze uderzyć mieczem. No i nie wymaga to takiej siły, jak dźwiganie miecza. A tak w ogóle, to jakiej ilości przeciwników możemy się spodziewać? – zapytał chłopak. Nie znał jeszcze kresów swoich możliwości ale obstawiał, że sam jeden mógłby wyciąć w pień jakąś małą armię. Nie podzielił się jednak tym z resztą zgromadzonych, uznając to za aroganckie, mimo, że zgodne z prawdą.
 

Ostatnio edytowane przez TheGuy2 : 20-12-2009 o 02:39.
TheGuy2 jest offline