Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-12-2009, 23:28   #2
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Niesforne jasne loki opadały na czoło, ekwipunek raczej nie wskazywał na to by halling miał być jakimkolwiek poszukiwaczem przygód. Rozmiar brzucha w przyrównaniu do innych członków jego rasy budził wręcz skojarzenia z anoreksją. Tupik nie był chudy, ale o dziwo gruby także nie był. Ubrany był jak kupiec, wygląd ma nienaganny, podążający za ostatnim krzykiem mody oraz wygodą. Fikuśne i kolorowe dodatki, falbanki, chusteczki, nawet kilka kolorowych wstążek przywiązanych na wzór mody w Kislevie. W Bretonii do ostatnich krzyków mody należał wełniany berecik który i na hallingu znalazł swoje miejsce. Przy boku miał przywieszoną podręczną torbę z ziołami, zaś przy pasku zawieszoną miał procę.

Niespecjalnie pasował do otoczenia, ani do "Rzeźni" ani też do kamratów, z którymi siedział i podobnie jak oni łupił na "nowych" nieprzyjemnym wzrokiem. Były to zaledwie pozory, pozory które jednak utrzymywał już dość długo zgodnie z zasadą "kruk krukowi oka nie wydziobie" i "jeśli wejdziesz między wrony...". Halfling wielokrotnie zastanawiał się skąd wzięły się te przyrównania do ptaków...przecież wilk wilkowi uszu także nie odgryzie...chyba...

W Rzeźni odnalazł jednak to czego szukał, schronienie przed ścigającymi go ludźmi, nikt przecież nie był na tyle głupi żeby się tu zapuszczać. A przynajmniej tak myślał jakiś czas dopóki nie zobaczył, że jednak nowi się trafiają...i nie kończą najlepiej. Tupik współczuł nieszczęśnikom, nic jednak nie mógł poradzić, uznał już że taki ich los, który spotkałby ich bez względu na jego obecność. Sam nie był zresztą w stanie przeciwstawić się całej bandzie, więc tańczył w rytm melodii dyktowanej przez szefa. Okazja do zarobienia poważniejszych pieniędzy i wyrwania się gdzieś dalej, pojawiła się szybciej niż Tupik przypuszczał. Oto kolejni naiwniacy przybyli do Rzeźni, myśląc zapewne, że w trójkę nic im się nie stanie...

Chwila refleksji przyszła dopiero po ukazaniu pełnego asortymentu uzbrojenia przez przybysza, a także brak okazanego strachu i sprawne przejście do sedna sprawy.

- Jestem Miżoch. Ja od Grabarza. Kazał wam rzec, że się nie zjawi. Ale kazał też powiedzieć, że ta robota osłodzi wam niepowodzenia i pozwoli spłacić kogo trzeba. Mówił, że będziecie wiedzieli w czym rzecz. Mam gadać dalej czy też nie jesteście zainteresowani?

- A ci co za jedni?
- zapytał bez ogródek, lekko zachrypłym głosem, który specjalnie modulował. Przechylił się nieco w stronę rozmówcy, po czym wyjął fajkę i począł ją nabijać halflińskim zielem.

Znał już swoją odpowiedź, nie zamierzał jej jednak przedwcześnie zdradzać, nie gdy w grę wchodziła możliwość utargowania lepszych zarobków. Nie mógł po prostu za wcześnie odkrywać kart. Łypał podejrzliwym wzrokiem na obu towarzyszy Miżocha, to na jednego to na drugiego, dając wyraźnie do zrozumienia, iż są dodatkowym kłopotem, niepotrzebną parą uszu, a jeśli potrzebną to niepotrzebnym balastem w zadaniu. Starał się przynajmniej zrobić takie wrażenie, podejrzewał, że ci dwaj nie są tu przypadkiem a w przeciwieństwie do Miżocha, nie wyglądali na jednego ze "swoich". W duchu halfling cieszył się z tej odmiany, na zewnątrz jednak nie zamierzał dać po sobie tego poznać, przynajmniej jeszcze nie teraz. W tej chwili liczył, że podbije stawkę, niezależnie od jej wysokości.

- Poza tym czemu Grabarz nie przyszedł osobiście? Tupik zastanawiał się przez moment czy rozmówca faktycznie przybył od Grabarza. Nie dość, że nie znał tego Miżocha - a mógł pracować dla konkurencji, to wysyłanie chłopców do zlecenia roboty zwyczajnie nie było w stylu Grabarza. Być może działo się coś o czym Tupik nie wiedział, niemal z pewnością coś się działo, miał tylko nadzieję dowiedzieć się co nim będzie za późno. Po chwili odpalił też fajkę, przenosząc na patyczku ogień ze świeczki, buchał dymem to na jednego to na drugiego towarzysza Miżocha. Nieco na pokaz dla towarzyszy, nieco dla prowokacji towarzystwa. Dym jednak był miły w zapachu, lekko słodki i przyjemny, niespecjalnie więc mógł przeszkodzić komukolwiek...
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 27-12-2009 o 23:33.
Eliasz jest offline