Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-12-2009, 14:10   #6
Azazello
 
Reputacja: 1 Azazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodze
Początkowa pewność siebie Miżocha, który podszedł z dwoma obcymi do ich stołu, prawie ucieszyła Levana. Wiedział, że jeśli z ust Miżocha nie zniknie debilny uśmieszek, to pewnie za chwilę nie będzie już się miał czym uśmiechać. Zastanawiał się tylko, kto pierwszy zamieni ten uśmiech w krwawy grymas. Raczej nie on, choć mógł to zrobić bardzo szybko i bardzo łatwo. Nie był już tak narwany jak niegdyś, gdy był młodszy. Na jego specyficznie ogolonych, na kieslevską modłę, włosach pojawiły się już pierwsze paski siwizny, podobnie jak na długim wąsie. Lata rozbijania się po karczmach miał już za sobą. Przyzwyczaił się zresztą również do tego, że wystarczyło do takiego klienta uśmiechnąć się, a wszelkie głupie pomysły od razu mu przechodziły. Uśmiech Levana przypominał po trosze uśmiech piekielnego demona, głównie a sprawą blizn, oparzenia prawie całej szyi i części twarzy, którego nie był w stanie zakryć kilkudniowy zarost i poszarpanego ucha. Levan nie był skłonny do opowiadania historii tych blizn, tak więc i ego obecni towarzysze nie mieli pojęcia skąd pochodzą.


Levan w ogóle należał do milczków, tak więc gdy Miżoch podlazł do stolika, spojrzał krótko na niego, dwóch gości za nim i wrócił do obserwacji ubywającego trunku, a także innych gości knajpy. Wiedział, że to Grotołaz będzie mówił w ich imieniu. Lubił zaskoczenie, które pojawiało się u rozmówców, gdy z całej tej parszywej grupy odzywał się właśnie wypacykowany Nizioł. Kryuk gardził takim strojem, uważał go za całkowicie niepraktyczny, a to właśnie użyteczność była dla niego najistotniejsza. Wiedział jednak na co stać Tupika, był on idealnym przykładem dla powiedzenia „pozory mylą”.


Ja też pasuję do tego powiedzenia – pomyślał Levan jak ulał. Po wysokim, tyczkowatym Kryuku nikt nie spodziewał się szybkości, ani zręczności, którymi dysponował. Niejednokrotnie zdziwieni bandyci nie zdążyli dokończyć zdania zaczynającego się od „Oddawaj…” a już byli rozbrojeni przez śmigające z niezwykłą prędkością ostrze jego broni, estalijskiego rapiera. Od tej strony znali go też ludzie Grabarza, którym nie przeszkadzało to, że niewiele mówił i upijał się zawsze na smutno. Wiedzieli, że w razie draki mogą na niego liczyć. Levan do stracenia miał tylko życie, a to nie było dla niego wyjątkowo cenne. Pewnie dlatego przesiadywał w tej knajpie w takim towarzystwie. Z drugiej strony przynajmniej się nie nudził i od czasu do czasu mógł coś zarobić.


Gdy do rozmowy wtrącił się Matka, jak on nienawidził tego pyskatego gamonia, Levan obejrzał się na Burego. Na szczęście nie ma ich wielu – przemknęło mu przez myśl, ale na wszelki wypadek sięgnął dłonią po swój kindżał, którego zakrzywiony kształt czuł za pasem. Nie spuszczał bezlitosnego wzroku Matki, aż ten sobie odpuścił. Nie wiedział, czy to przez jego spojrzenie, czy przez jakże trafne słowa Grzecznego. Zastanawiał się czasem jak to jest, że Grzeczny tak dobrze wie, co Levan chciałby powiedzieć. Podobała mu się jego bezkompromisowość. Matka raczej się już nie wtrąci.


Levan przejechał dłonią po całej szyi eksponując paskudne blizny, których swędzenie czasem doprowadzało go do białej gorączki. Tupik potrafił się targować, czuł jednak, ze może nie pójść tak łatwo. Szczególnie w tym miejscu… Ciekawe dlaczego Grabarza tu nie ma - jego nieobecność była zastanawiająca.
 
Azazello jest offline