Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-12-2009, 01:41   #3
majk
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
Z kwaśną miną detektyw ubierał płaszcz spoglądając za okno. Mimo, że rzęsisty deszcz ustał -chwilę temu i cholera wie na jak długo- to pozostawił po sobie mieszankę błota i śniegu na prawie pustej St Lucas Avenue. "Nie turystyczna pogoda, ale z czegoś żyć trzeba"- pomyślał, a jego twarz znowu wykrzywił grymas jednak tym razem na smak dopijanej właśnie kawy. Prohibicja nie przeszkadzała mu, nie pijał alkoholu mając wciąż w pamięci obraz swojego ojca, który jak to się ładnie mówiło "miał problem alkoholowy", ale za to ohydny smak kawy mierził go podwójnie. Sprawdził stan gotówki w portfelu obiecując sobie po cichu w drodze powrotnej kupić jakąś dobrą mieszankę do biura. Wcisnął na głowę kapelusz i zamknął drzwi biura po czym zszedł na dół by po paru sekundach znaleźć się na ulicy. Widział wcześniej co się dzieje za oknem, ale zimny wiatr na który nie był przygotowany zjeżył mu włosy na karku. Nic to, kierunek doki -rzucił sam do siebie. Detektyw bynajmniej nie szukał na siłę atrakcji na ten ohydny zimowy wieczór, ale z doświadczenia wiedział, że trop im świeższy tym lepszy i tym łatwiejsza później jego praca. Dobrze przynajmniej, że port znajdował się niedaleko, chociaż może to szybkie tempo marszu wymuszone przeszywającym zimnem skróciło dystans. Dokładnie wiedział czego szuka w tym śmierdzącym rybą i mułem miejscu jednak gdy już się tam znalazł głowę wypełniły myśli wcale ze sprawą nie związane. Doki były dla Braddock'a jedną z mniej lubianych części miasta nie tylko ze względu na zapachy. To tutaj jego świętej pamięci ojciec, irlandzki imigrant Joseph Braddock, pracował przez niemal dwadzieścia lat przy przeładunku towarów za marne grosze by utrzymać żonę i dwóch synów. Michael dobrze znał doki właśnie z dzieciństwa i mimo całego żalu i gniewu do tego miejsca odczuwał też rodzaj sentymentu czy wdzięczności dla ciężkiej pracy ojca w porcie. Jego koncentracja wróciła do priorytetów dnia dzisiejszego. Najpierw chciał porozmawiać z kapitanem Stienem lub/i innymi świadkami, którzy mogliby rzucić nieco światła na trupy, zarówno te spakowane w skrzyniach jak i te zamieniające się w kurz. O ile Michael wychowany w irlandzkiej rodzinie katolików był osobą mocno wierzącą, o tyle w rewelacje o "obracaniu się w pył" po oberwaniu serią z PM'u nie wierzył wcale. Dopiero po wysłuchaniu świadków zamierzał rozejrzeć się po feralnym magazynie szukając czegoś co mogłoby pomóc mu w śledztwie, a co przeoczyły "psiaki"- jak zwykł nazywać często nieudolnych bądź po prostu leniwych funkcjonariuszy miejskich. Kolejność była dla niego o tyle istotna, że zeznania świadków spisane w notatki kształtowały jego wyobrażenie sytuacji, a będąc na miejscu zdarzenia mógł już szukać różnic i wspólnych z tym co zobaczy i wydedukuje. Raport który dziś dostał był bowiem laiczny, krótki i nie zawierał praktycznie żadnych konkretnych informacji jakby ktoś kto spisywał go sam nie wierzył w to co raportował albo nie chciał tych informacji ujawniac. Sprawa, którą dziś dostał śmierdziała już od samej zleceniodawczyni poprzez gówniany raport i niejednoznaczną jatkę w magazynie. Nie jemu jednak osądzać osoby czy wydarzenia o które się rozchodziło. Był detektywem, a w tym fachu obiektywizm i wysoki próg tolerancji na poszlaki to najwyższe karty.
 

Ostatnio edytowane przez majk : 30-12-2009 o 17:40.
majk jest offline