Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-12-2009, 02:22   #4
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
"Gdyby tak posiąść cały czas świata..." William pozwolił sobie na chwilę zadumy, próbując opanować roztargnięcie spowodowane nieoczekiwaną wizytą. Jeden gość dla samotnika takiego jak William to dużo, ale dwóch na raz... Krzątał się po swojej ogromnej willi nie wiedząc właściwie czym się zająć. Nie mógł skupić myśli na czytaniu czy pracy, tym bardziej, że po głowie co rusz nurtowała go myśl o książce którą miał dostać na przechowanie. " Jak to miałbym do niej nie zaglądać?...Dlaczego?..." Im dłużej się nad tym zastanawiał tym bardziej pragnął poznać jej zawartość i tym bardziej nie mógł się odczekać wizyty...tak niespodziewanej i zaskakującej.
William lubił Andego, praca w bibliotece sprawiała iż mieli wspólne zainteresowania i dość chętnie wymieniali się wiedzą. Fakt , że to Andy miał mu przynieść specjalną książkę na przechowanie, sprawiało, że sprawa była bardzo intrygująca. " Może coś znalazł w tych przepastnych archiwach?"
Długo jeszcze nie mógł dojść do siebie, poganiał nieco nerwowo służbę, starając się aby wszystko wyglądało nienagannie. Zastawa i gorące dania miały być gotowe na czas, w razie spóźnienia miały być gotowe inne dania... William nie miał siły do wymyślania potraw, zresztą właściwie nigdy kuchnią się nie zajmował. Polegał na tym co wiedział o swoich przyjaciołach, dziewczynie, starał się im sprawić przyjemność serwując ich ulubione dania. Aby nie popaść w monotonię czasami eksperymentował z czymś orientalnym. Gdy już nic nie przychodziło mu do głowy zdawał się na kamerdynera, znacznie zresztą częściej niż chciałby przyznać.
Jedynie Maxowi - swojemu wilczurowi, poświęcał pełnię uwagi nie pozwalając by wyprowadzaniem czy karmieniem zajmowała się służba. Pies wiernie towarzyszył swojemu panu wiecznie warując, węsząc i sapiąc. William prawdziwym zaufaniem darzył tylko swojego psa, choć w dużym stopniu ufał tez własnemu ochroniarzowi Klausowi, byłemu ochroniarzowi ojca Williama.
Zaufanego kamerdynera Shultza poprosił o sprawdzenie wieczornego repertuaru - na wypadek gdyby większość zechciała rozerwać się nieco wieczorem, upewnił się też, że wino i zamówieni grajkowie będą czekać wieczorową porę , na chwile "sam na sam" z Sarą. Zamierzał przygotować jej romantyczny wieczór. Oczywiście ponad pięćdziesięcioletni już Shultz nie zamierzał nigdzie udawać się osobiście, był kamerdynerem więc dysponował resztą służby w domu, jemu William zawierzał ład i porządek w mieszkaniu a także dbanie o wszelkie wygody jakie Williamowi były potrzebne do szczęścia. A przynajmniej o większość wygód...
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 29-12-2009 o 02:48.
Eliasz jest offline