Wątek: Liber KKK
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-12-2009, 22:43   #3
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Mrok odszedł równie szybko jak przyszedł, zastąpiony jaskrawym światłem.
Tylko co było tak upierdliwe i świeciło mu w oczy? Gdzie on wogóle był?
Na te pytania w pierwszej chwili nie potrafił znaleźć odpowiedzi, odruchowo zasłaniając się przed światłem.

Na ułamek sekundy znieruchomiał.

Światło przed nim, cisza, jego własna pozycja siedząca, ciemność... To przypominało mu o czymś... Tylko o czym...

Nagle opuścił ręce w poszukiwaniu znajomej obręczy, której nie znalazł, a jakby tego było mało, nie czuł pedałów pod nogami! Zaraz...
Powoli poprawił się na metalowym krześle z drewnianym siedziskiem i oparciem. Zorientował się, iż nie zasnął za kierownicą, natomiast pojedyncze światło to nie ostry reflektor jednego z transporterów.
Nie będzie wypadku.

W tym przekonaniu utwierdzał go ból potylicy oraz brzęk przy każdym poruszeniu ręki czy nogi.
Zaczął sobie wszystko przypominać i choć był zmuszony do dalszego zamykania oczu, z łatwością mógł sobie wyobrazić własne położenie.

Siedział na krześle wbudowanym w podłogę, zaś do tego mebla przymocowane były kajdany, w które był zakuty.
Ogarnęła go furia. Szarpnął się gwałtownie, lecz nie był w stanie niczego zrobić. Rozsiadł się wygodniej, wspierając głowę.

-Zgaś to śmieciu, byle szybko, dopóki "olśnienie" mogę wpisać w pozostałości braku przytomności. Jak przyjdzie prawnik to będzie już dużo za późno-warknął.
Lampka nie została zgaszona, ale odwrócona. Wystarczyło mu to.

Otworzył oczy, po czym rozejrzał się. Niewiele się pomylił w wypadku swojego siedziska. Istotnie, było ono wbudowane w podłogę, jednakże przy jego przednich nogach znajdowały się pierścienie. To w nich spoczywały łańcuchy, po jednej na stronę.
Na obu końcach były obręcze, obecnie zaciśnięte na nadgarstkach i kostkach.

Rozejrzał się.
Miejsce, w którym przebywał to mały pokój, cały pomalowany na szaro. Podłoga z gładkich kamieni również miała ten odcień. Dokładnie naprzeciwko niego znajdowały się metalowe drzwi z zasuwanym wizjerem.
Był pewien, że gdzieś znajdowały się kamery, zapewne pod sufitem.

Oparł się o ścianę za swoimi plecami i położył dłonie na metalowym stole otaczającym go z trzech stron. Był zamknięty.

Oprócz niego w pokoju była tylko jedna osoba. Mężczyzna ten był łysiejącym pracownikiem lisów, ubranym w czarne spodnie, białą koszulę i czarną marynarkę z naszywką, przedstawiającą samochód za skrótem: ODP-S
Człowiek w średnim wieku mógłby być dobrym znakiem, lecz nie w tym wypadku.
Stał przed nim zimny, wyrachowany człowiek o pustych, rybich oczach.

-Roni...-rozpoczął.

-Ja jestem Marvinn, ale sądzę, że już to wiesz. I bynajmniej nie jest mi miło. Chętnie wypiłbym bruderszafta, ale po pierwsze, nie z tobą, po drugie, nie tutaj, po trzecie, nie w tych okolicznościach-warknął, zaś rozmówca tylko go obserwował, nic więcej nie mówiąc.

-Trzymacie mnie tutaj jak jakiegoś pieprzonego seryjnego mordercę lub psychopatę... Jeśli to się nie pokrywa... Nie jestem ani jednym, ani drugim więc...-urwał, po czym rozejrzał się po pomieszczeniu. Patrzył jedynie na sufit, jednakże niczego nie zauważył.
Postanowił odrzucić całą ścianę, przy której siedział, rogi oraz dwie przyległe do niej.
Spojrzał w jeden z rogów, gdzie dostrzegł ciemny punkt, który lekko błysnął.
Uśmiechnął się lekko.

-...więc zdejmijcie mi to!-podniósł rękę do góry. Naturalnie jego noga oparła się o obręcz w podłodze. Wyżej nie mógł jej podnieść.

-No, Roni. Weź kluczyk i odepnij mnie od tego, dopóki możesz. Nie dajcie prawnikowi zniszczyć was-położył dłonie na stole.

-Nie udawaj, Roni. Wiemy gdzie byłeś tej nocy-odezwał się cicho.

-Nie przypominam sobie, by mamusia nadała mi takie imię. Poza tym... Gdzie byłem?-zapytał z sarkazmem w głosie.

-To ty mi powiedz.

-W warsztacie samochodowym. Może to potwierdzić co najmniej dwadzieścia osób. Pięćdziesiąt innych może potwierdzić, że wchodziłem do niego, ponad dziesięć, iż z niego wychodziłem jakieś... jakiś kwadrans przed zatrzymaniem.
Przez ten czas dojeżdżałem DO DOMU
-silnie zaakcentował ostatnie dwa wyrazy.

-Do którego warsztatu. Nazwiska-odezwał się przesłuchujący, opierając się o ścianę, a kiedy Sneyder miał zacząć mówić, drzwi otworzyły się.

-Informator mówi, że to nie on. Ten nawet nie jest do tamtego podobny. My szukamy blondyna o krótkich włosach, nie faceta o długich, białych. Wypuść go-autorką tych słów była niska kobieta o czarnych, kręconych włosach.

Marvinn uśmiechnął się drwiąco i patrząc na wściekłego Strażnika, który wcisnął przycisk na ścianie, zaś obręcze otworzyły się. Przesłuchiwany szybko zsunął metal, po czym bez trudu przeskoczył przez stół, a następnie spojrzał na siebie.
Coś mu się nie zgadzało od pasa w górę. Miał na sobie tylko czarną koszulę.
Wzruszył ramionami, podchodząc do przesłuchującego. Tylko do niego, ponieważ czarnowłosa zniknęła.

-Zapewne liczyłeś na fajną zabawę do końca nocy. Niestety nici z twoich planów, ale wiesz co? Czuję się winny-powiedział z genialnie udawaną powagą oraz szczerością. Jedynie ciemne oczy zwiastowały coś...

-Tak, jestem winny zniweczenia zamierzeń zabawy... I wiesz co? Postanowiłem ci to jakoś wynagrodzić...-zamyślił się.

-Mam genialny pomysł, żebyś nie nudził się przez resztę nocy. Własnoręcznie napiszesz oficjalne przeprosiny dla "Marvinna Sneydera" z zawarciem opisu całej sytuacji sformułowanej w duchu skruchy, żalu oraz potępienia tak karygodnej pomyłki. Ma zawierać podpisy: twój oraz trójki osób, które mnie zatrzymały. Twój ma być pierwszy. Czwarta osoba, ta od ogłuszania, ma się zgłosić do mnie osobiście i złożyć przeprosiny do dziesiątej rano następnego dnia. Tylko nie próbuj oszukiwać, Roni. Sprawdzę wszystko.
List ma znaleźć się w mojej skrzynce do godziny ósmej rano.
Jeśli go nie będzie bądź ta osoba nie przyjdzie, będziecie mieli proces o zniesławienie
-powiedział, uśmiechając się na tyle słodko, że można było to uznać za swego rodzaju sarkazm.

-Nie było zniesławienia-odparł tamten z kamienną twarzą.

-Było-postukał palcem w naszywkę.

-ODP-S. Oddział Specjalny do Spraw Przestępstw Samochodowych. Zwykłe zatrzymanie może oznaczać wykroczenie, ale taka gorliwość jedynie coś poważnego. Nie wiem co i nie obchodzi mnie to, ale ludzie mogą pomyśleć wiele. Naraziliście mnie na poniżenie oraz utratę zaufania do mojej osoby. Informacje szybko się rozchodzą. Zanim pozew prawnika dotrze, to już będzie zniesławienie. Nie chcesz się przekonać czy mój prawnik jest skuteczny-powiedział, wchodząc na korytarz, gdzie natknął się na zegar.

-Spójrz! To już czwarta! Ależ ten czas szybko leci... Masz jeszcze cztery godziny! Farciarz z ciebie, masz co robić... Zapamiętasz wszystko czy mam ci zapisać? Ah! Zapomniałem, przecież wy macie to wszystko nagrane. Życzę dobrej nocy-uśmiechnął się paskudnie.

***

Wyszedł przed budynek Straży, zaś przed nim od razu założył zegarek.
Była to w rzeczywistości srebrna bransoleta z wyświetlaczem, obecnie czarnym, ponieważ nic na nim nie było.

-Łącz z Ardonem Tregevinem-mruknął, mogłoby się zdawać, do siebie. Przez kilka chwil nic się nie działo, zaś Sneyder zdążył zapiąć kurtę i założyć płaszcz.

-Czego? Czy ty wiesz, która jest godzina?-zapytał mocno zaspany oraz zirytowany głos, dobiegający z bliżej nieokreślonego miejsca.

-Dziesięć po czwartej. Mam sprawę. Na za dziesięć minut chcę mieć nagranie z mojego parkingu z tej nocy-powiedział, rozglądając się w poszukiwaniu jakiegoś środka transportu. Nie uśmiechała mu się wędrówka przez pół miasta albo i więcej.

-Czy ciebie już do końca popieprzyło?! Niby jak ja mam to zrobić?!

-Nie wiem i średnio mnie to interesuje. Za dziesięć minut na moim dysku-powiedział, ale nie dał szansy na odpowiedź. Wcisnął przycisk na zegarku, a rozmowa zakończyła się.

-Łącz z Tiversem Geronem-powiedział, zaś moment później rozległ się dźwięk piły.

-Wyłącz to gówno!-wrzasnął rozmówca.

-No... O co chodzi?-powiedział, gdy maszyna ucichła.

-Zabierz mnie spod gmachu Straży.

-Słyszałeś, Perato?! Rusz dupę, a nie siedzisz i żresz!-wrzasnął rozmówca, zaś po chwili rozległ się dźwięk zamykanych drzwi samochodu, który natychmiast włączył silnik.
Dwa uderzenia serca później dźwięk zaczął cichnąć, co mogło znaczyć, iż źródło oddalało się.

-Teraz jest pusto, więc spodziewaj się go za jakieś pięć minut. Co się wogóle stało?-zapytał.

-Samochodowi mnie zatrzymali... Zbyt gwałtownie, bym mógł cokolwiek wyjaśnić. Teraz mnie puścili, tylko środka transportu nie mam. Został na parkingu... Tiv, muszę wykonać jeszcze jeden telefon. Muszę zadzwonić do elektryka, bo coś mi gniazdko nie działa...-rzekł, a odpowiedziała mu długa cisza.

-Niemożliwe.

-Jednak.

-Jesteś pewien?

-Tak-odparł spokojnie, patrząc w niebo.

-Wiesz kto zepsuł?

-Nie, ale trzeba się tego dowiedzieć. Przyjemnej pracy, Tiv-rozłączył się. Ostatnie połączenie. Najważniejsze.
Musiał powiadomić Jack'a Alagariego o tym, że Straż wcisnęła kogoś do ich kręgu. Był tego pewien, ponieważ krótkowłosy blondyn to osoba znana pod pseudonimem Roni, jeden z lepszych w swej dziedzinie. Ów osoba nie pokazuje się nigdzie indziej.
Brunetka powiedziała wyraźnie: Informator. Była najwyraźniej młoda i niedoświadczona.

-Łącz ze Złotą Rączką-moment później rozległ się zbiorowy, kobiecy chichot, natomiast Marvinn uśmiechnął się lekko. Już on wiedział co Ali robi w ich towarzystwie.

-Teraz cicho, moje panie!-odezwał się mężczyzna, zaś sposób wypowiadania słów sugerował, że w jego ustach znajduje się ulubiony papierosik.

-Przyjacielu, tym razem potrzebny mi jesteś jako elektryk. Gniazdko się spieprzyło...

-Nie, kurwa! Jak?! Kto rozdupczył?!-powiedział mocno zaskoczony i zły.

-Nie wiem jak i kto. Po prostu się tym zajmij, bo wiem, że ktoś to gniazdko zepsuł. Żadnych nowych gości.

-Zajmę się tym. Zaraz. Teraz. Jeszcze coś masz?

-Nie, to wszystko. Powodzenia-powiedział, widząc zbliżające się światła samochodu, zjeżdżającego z drogi nadziemnej. Jego transport.

***

-Mam was!-mruknął usatysfakcjonowany, gdy tylko na ścianie projekcyjnej jego gabinetu pokazały się cztery twarze. Prawda, były trochę mało widoczne z tego powodu, iż Ardon Tregevin, przyjaciel - prawnik, zdołał przechwycić nagranie tylko z jednej kamery.

Sneyder musiał niechętnie przyznać, że Straż działała niezwykle szybko, choć nie szybciej niż on i jego kontakty. Wszelkie nagrania zostały zlikwidowane w chwilę po uzyskaniu przez Ardona pierwszego nagrania.

-Dobrze, że wykazał się inteligencją-uśmiechnął się lekko, kładąc nogi na biurku z jednoczesnym odchyleniem się na fotelu, zaś ten sięgnął ściany w kącie.

Ów prawnik postarał się o nagranie, obejmujące drogę od wjazdu, aż do windy, poprzez jego miejsce parkingowe.

Popatrzył na dwie, zidentyfikowane przez siebie twarze.
Jeden z nich to Dave Corrington, wysoki, barczysty Strażnik o czarnych włosach i surowym spojrzeniu.
Drugi nazywa się Freigh Letsenog, niższy niż Dave oraz mniej rozbudowany, tak jak kolega, brunet.

Kolejna dwójka dalej pozostawała zagadką, jednakże nie na długo. Jako informatyk firmy zajmującej się elektroniką, mógł się dowiedzieć, szczególnie przy poparciu Tregevina.
Kobietą o fioletowych włosach postanowił zająć się na końcu. Najpierw ostatni z mężczyzn.

-Dostałeś list-powiedział komputer, natomiast Marvinn spojrzał na godzinę. Była punkt siódma.
Postawił stopy na zielonej wykładzinie i mijając biblioteczkę, wyszedł z pokoju, wchodząc na przedpokój.

Było to duże pomieszczenie z podłogą wyłożoną drewnem, natomiast na środku spoczywał dywan.
Na białej ścianie, naprzeciwko drzwi do gabinetu, znajdowała się duża szafa z suwanymi drzwiami, zaś na lewej były drzwi wyjściowe z mieszkania, znajdujące się we wnęce razem z wieszakami na ubranie.

Znajdowała się tam również skrzynka wbudowana w ścianę. To tam trafiały wszelkie przesyłki pocztowe.

Prawa ściana zawierała wejście do sypialni, natomiast obok drzwi do gabinetu, umieszczone było wejście do łazienki oraz kuchni.

Podszedł szybkim krokiem do małych drzwiczek w ścianie, skąd wyjął przesyłkę. Od Straży. Szybko otworzył ją, a jego oczy prześlizgały się z linijki na linijkę. Jakby tego było mało, z każdym kolejnym słowem uśmiech satysfakcji rósł.

-Łącz z Tregevinem-powiedział.

-Nie uwierzysz... Właśnie dostałem oficjalne przeprosiny od Strażników z czterema podpisami. Zaraz dostaniesz kopię oraz zdjęcie pewnej kobiety. Znajdź mi dane na jej temat-powiedział.

-Znowu coś kombinujesz?

-Znowu, przyjacielu. Teraz jesteśmy kwita, a jak znajdziesz to, o co cię proszę, będę miał u ciebie dług.

-Postaram się, ale nie obiecuję-mruknął niezbyt zadowolony prawnik, po czym rozłączył się, natomiast Sneyder z paskudnym uśmiechem ponownie zniknął w swoim gabinecie...
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline