Tego dnia, Sara miała umówione spotkanie. Zwykle jej praca dla rządu wyglądała nieco inaczej i wszystko co mogło jej być potrzebne dostawała pocztą - zwykle elektroniczną. Nie dziwiła się jednak, gdyż podobne do czekającego ją dziś spotkania też miały miejsce, a czasami było to wręcz konieczne.
Po obudzeniu się o 6:00, miała jeszcze dużo czasu. Najpierw poszła wziąć gorący prysznic, zawsze pomagało to miło rozpocząć dzień. Następnie nastawiła wodę na kawę i przyrządziła sobie i swojemu dzieciakowi śniadanie - placki ze świeżymi borówkami, malinami i jeżynami. Oczywiście jak to u niej bywa, potrawy były w takich proporcjach, że większość posiłku stanowiły owoce. Jej chłopiec został obudzony przez budzik o 6:30 - w sam raz na śniadanie i świeżo zaparzoną kawę. Jedząc je wspólne, porozmawiali trochę o niczym i po umówieniu się na lunch, Sara wyprawiła go do pracy.
Pościeliła łóżko, schowała naczynia do zmywarki, sprawdziła jej ustawienie i włączyła ją. Następnie włączyła TV, w wiadomościach mówili głównie o wojnie w Iranie, tłumacząc konieczność działań zbrojnych i zachęcając ludzi aby wstąpili do wojska. Po kilku minutach znudzona tym Sara przełączyła na kanał muzyczny, aby leciało w tle. Sama zaś usiadła do komputera i sprawdziła wiadomości - nic nowego nie przyszło, co było raczej zrozumiałe skoro sprawdzała pocztę jeszcze wczoraj wieczorem. Popijając sok z mango, poszukała czegoś ciekawego na znajomych jej forach dyskusyjnych, niestety... a może na szczęście, nie znalazła nic co mogłoby ją zainteresować.
Około godziny 10 zajęła się przygotowaniami do wyjścia. Sprawdziła swojego Desert Eagle i upewniwszy się co do jego 100% sprawności schowała do czarnej skórzanej torebki. Zadbała trochę o wygląd, co w zasadzie ograniczyło się głównie do umycia się i uczesania. Przebrała się w granatowe bojówki, czarny T-shirt i czarną skórzaną kurtkę, a na stopy założyła lekkie skórzane buty, znacznie wygodniejsze podczas prowadzenia samochodu niż kozaki, czy trepy, które zwykle nosiła. Zanim wyszła jeszcze raz sprawdziła wiadomości, aby się upewnić czy nie ma zmian w planie - nic nie było, więc ostatnie instrukcje były aktualne.
Wychodząc kilka minut po 11 włączyła alarm i zamknęła drzwi. Wsiadła do swojego czarnego BMW i ruszyła na umówione spotkania. Jak zwykle w jej okolicy nie było dużego ruchu na ulicach i już po kilku minutach jechała przez Verrazano-Narrows Bridge podziwiając przy okazji znajome, ale nadal ładne widoki.
O godzinie 12:00 spotkała się ze swoim chłopcem w jednej z lepszych restauracji na wcześniej umówiony lunch. Zajadając smaczne kotlety cielęce z zieloną fasolką, słuchała uważnie co tam było słychać w firmie i z zadowoleniem stwierdziła, że jej obecność tam nie jest konieczna.
Po lunchu miała około 30 minut czasu, a na miejsce drugiego spotkania szło się niewiele mniej niż właśnie tyle. Sara jednak nie miała ochoty chodzić piechotą i podjechała swoim samochodem. Okazało się, że ruch uliczny i spowodowane jakąś wojskową paradą problemy ze znalezieniem miejsca do parkowania, sprawiły że zaoszczędziła tylko kilka minut. Przejrzała się jeszcze w lusterku, zabrała torebkę i wysiadła z samochodu. Zamknęła pilotem drzwi samochodu włączając tym samym alarm - choć i bez tego mogła być o niego całkowicie spokojna. Wrzuciła monetę do parkometru i śmiało ruszyła na spotkanie.
Pod wskazanym adresem była o 12:58, czyli dwie minuty za wcześnie - jak stwierdziła patrząc na zagarek. Wyłączyła komórkę, aby nikt jej nie przeszkadzał i bez wahania weszła do środka. W milczeniu rozejrzała się po pomieszczeniu. - Pan MacLinn? - powiedziała patrząc na żołnierza. - Tutaj proszę. - odpowiedział jej, przerywając na chwilę rozmowę z cywilem i ręką wskazał odpowiednie drzwi.
Te były otwarte na oścież, więc nie było sensu pukać. Sara przeszła przez nie i spojrzała po twarzach wszystkich trzech zgromadzonych tam mężczyzn. Zdziwiła ją duża ilość osób, zwłaszcza jak na rozmiary tego niewielkiego pokoju. Brak miejsc siedzących też nie był do końca normalny - zwykle wszystko wyglądało nieco inaczej. Nie dawała jednak niczego po sobie poznać - spokojnie można się było dostosować. - Witam panów. - powiedziała na powitanie dość obojętnym głosem. Nie było potrzeby, aby się przedstawiać, czy mówić coś więcej.
Ostatnio edytowane przez Mekow : 30-12-2009 o 18:10.
|