Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-12-2009, 17:47   #4
mikhail
 
Reputacja: 1 mikhail nie jest za bardzo znany
Kolejny dzień, kolejne świry... ekhm znaczy pacjenci do wyleczenia. Wejść do gabinetu, i czekać. Do gabinetu przyjechałem pół godziny wcześniej. Pan Novitzki, bo jak przypomniała mi Stacy, moja asystentka, lubi przychodzić trochę wcześniej. Cóż nowego piszą dziś gazety? Wstąp do Armii... Sukcesy na wojnach, kryzys gospodarczy... Nic nowego. Zająłem się czytaniem artykułu o taksówkarzach bez uprawnień, gdy rozległo się pukanie do drzwi.
-Wejść- pomyślałem
-Zapraszam- rozległ się mój głos.
Spojrzałem na zegar, zostało jeszcze piętnaście minut do terminu wizyty.
-Dzień dobry panie Novitzki, co tam słychać u pańskiej żony?- wcale nie chciałem tego słuchać, ale właśnie za to mi płacą. Problemem tego staruszka był chyba nadmiar czasu. Bo z całą pewnością nie potrzebował mojej pomocy. Chce płacić, jego wola.
-Ach, dobrze, że pan pyta, panie Dirković, otóż pamięta pan, jak opowiadałem panu, że chyba mnie zdradza?
-oczywiście- powiedziałem. Teraz tylko potakiwać, a na koniec, coś o tym, że powinien z nią szczerze porozmawiać. Później Stacy umówi go na następne spotkanie, i... następny pacjent. Ci wszyscy pacjenci są tacy nudni. Mogłaby ich wyleczyć nawet małpa. Echh... kiedy właściwie miałem ciekawego pacjenta? To chyba było jak Thomas wrócił z tej misji... gdzie to było... Czy to ważne, tyle tych wojen prowadzimy, że już mi się miesza. Jakiś jego kumpel z oddziału nabawił się cholernej fobii przed krwią.
-Doprawdy panie Novitzki?
- Otóż to, i później pojechała...
Prawie dwa lata zajęło mi wyciąganie go z tego. A od tego czasu to Novitzccy, którzy twierdzą, że ich żona zdradza...
Do gabinetu zajrzała Stacy
-Grigić, ktoś do Ciebie.
-Panie Novitzki, przeproszę pana na chwilę.- Gdyby to było coś nieważnego, Stacy by mi nie przerywała. Wyszedłem z gabinetu, i zanim zdążyłem zapytać Stacy, kto jest taki ważny, zauważyłem.. Thomasa.
-Cholera, chłopie, masz wyczucie. Zastanawiałem się właśnie, kiedy się odezwiesz.
-Bardzo zajęty?
-Nie, właściwie, to nie, Stacy, umówisz pana na następną wizytę?
-Ale przecież dopiero zaczęliście, tak nie można.- Stacy wyglądała na zakłopotaną.
-Dasz sobie radę, powiedz, że poszedłem ratować bezdomnych, czy coś takiego. Wiesz co robić.
W pobliżu mojego gabinetu znajdowała się knajpka. Gdybym powiedział, że była obskurna, byłoby to przesadnym pochlebstwem. Ale była tania i blisko. Dla mnie OK. Zamówiliśmy whisky i zaczęliśmy gadać. Dość szybko rozmowa zeszła na temat wojny. Jak się spodziewałem, okazało się, że Thomas wyrusza na misję.
-Właściwie, to przyszedłem tu w tej sprawie. Widziałeś ogłoszenia o werbunku do armii?- odpowiedź była tak oczywista, że nie musiałem nic mówić. Thomas kontynuował
-To moja wielka szansa na awans. Mam objąć dowództwo nad dywizją.
-Gratulacje. Musimy to oblać...- Nie zdążyłem zawołać barmana, Thomas podjął dalej.
-Chcę, żebyś się zaciągnął. Potrzebuję kogoś zaufanego. Kogoś, kto będzie pilnował, żeby zbyt wielu chłopaków nie udawało czubków.
- Hej, to przecież proste. Zwolnić żołnierza można gdy wystąpi o zwolnienie ze służby i udowodni niepoczytalność. Jak ma na tyle oleju we łbie, żeby prosić o zwolnienie, ma zdrowy łeb. Tyle. Żadna filozofia.- Damn, czy ten człowiek nie ma mięśni w twarzy? Nawet jeden mięsień na jego twarzy nie wskazał na to, że dowcip go rozbawił.
-Poproszę raz jeszcze, zaciągnij się. Nie będziesz narzekał.
-Pomyślmy... Mam dobrą pracę, ładną asystentkę, ciekawych pacjentów, i spokój. Mam to zamienić na barak w Iraku, wspólny prysznic z batalionem żołnierzy i codzienne użeranie się ze sfiksowanymi trepami? Daj mi się chwilę zastanowić. Dobra już wiem. Nie.- Ostatnie słowo tak na wszelki wypadek wyraźniej zaakcentowałem.
Thomas wyjął z kieszeni marynarki kopertę.
-Trzymaj.- W środku były zdjęcia. Moje, jeszcze ze studiów. Wciągałem biały proszek.
-Stracisz uprawnienia, pracę, asystentkę. Tego chcesz?- Później powiedziałem mu co sądzę o tym sposobie negocjacji, który praktykuje się w kręgach politycznych, a zwykli ludzie nazywają go szantażem. Koniec końców pojechałem do NY, pod wskazany adres.
Na miejscu usłużni urzędnicy (tak samo bucowaci, jak Thomas) skierowali mnie do odpowiedniego pokoju.
A teraz jestem przed drzwiami pokoju, do którego mnie skierowano. Godzina 13.15, wchodzę...
 
mikhail jest offline