Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-01-2010, 02:21   #6
Glyph
 
Reputacja: 1 Glyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwu
Młode skrzadło czekało na uboczu na wezwanie Opiekunki. Nigdy w swym krótkim życiu nie widziało tak wielu nieznanych ras razem. Krążyło w powietrzu niespokojnie. Wszyscy zebrali się w poważnej sprawie, a on Argo miał mieć w tym przedstawieniu jedną z głównych ról. Ani przez chwilę nie zastanawiał się czemu jemu przypadł ten wątpliwy zaszczyt.
Jego narodziny były poprzedzone starannymi przygotowaniami, rodzicami wybranymi spośród najszlachetniejszych. Lekarstwo na na chorobę dręczącą skrzadła,tym mógł się stać, gdyby wiele lat temu wszystko potoczyło się inaczej. Dwa malachity we wnętrzu skrzadła zderzyły się ze sobą, a iskra oświetliła ich połyskującą powierzchnie. Dwa szczęśliwe kamyczki, którym zawdzięczał życie. Pojawiając się w niewłaściwym miejscu i czasie potrafiły zepsuć cały szykowany przez lata plan. Kto wie, może właśnie teraz wracał ze zboczonej ścieżki.

-Ty powinnaś tu stać Amber-wyszeptał wspominając swą siostrę bliźniaczkę. Nigdy nie czuł się bohaterem, bo nie on miał nim być. Gdyby nie wypadek mała cząstka materii nie odłączyłaby się i nawet nie uformowała Argo. Skrzadlicy jednak nie było już wśród nich, a on mimo swych niewielkich rozmiarów nosił skrywane w sobie największe mądrości pokoleń ogników.

Smutek ogarnął wnętrzem Argo na jej wspomnienie, lecz tak szybko jak powstał, tak rozwiał się, gdy w tłumie spojrzenie skrzadła wychwyciło sylwetkę Az'khasa. Znali się w miarę dobrze z aerdanidem i rozumieli, o ile zrozumieć mogą się tak odmienne od siebie rasy. Ile czasu minęło?-zastanowił się Argo, jego matka opiekowała się nimi oboma do czasu, gdy połączyła się z Ziemią przed czterema obrotami księżyca. Od tamtego czasu nie widział się z bratem,choć nie nawet teraz nie potrafił podać przyczyny tego stanu. Czy tak mocno przypominał mu o stracie, czy tak wiele działo się w życiu Argo? Zapewne prawda leżała po środku z mnóstwem innych domieszek. Skrzadło rozbłysło na chwilę białym refleksem w jego stronę, gdy jak mu się zdało przyjaciel spojrzał na niego. Przyjazna twarz dodawała otuchy.

Czas upływał powoli przybliżając rytuał Poznania, który z jednej strony ciekawił, z drugiej niepokoił Argo. Wiedział o nim tyle to, co konieczne, a dodatkowo całą masę plotek i żartów zasłyszanych od swego rodzeństwa. Pamiętał, że ma przyjąć dar od Gatti, a potem skupić się na nim i wygłosić przepowiednie. Cóż jednak miał szukać w tym podarku, skąd pozna, że znalazł właściwie? Wreszcie czy ma wypowiedzieć słowa, czy jak go straszono jego ciało samo wybuchnie bezwładnie w iluzyjnej projekcji, jak wtedy powstrzyma się, żeby nie pokazać czegoś niezamierzonego, skrywanego albo wstydliwego.
Dowiesz się od Opiekunki, zapewniano go, lecz wtedy nachodziły go kolejne czarne myśli. Czy Opiekunka mogłaby znać tak dokładnie naturę skrzadeł, a może uzna to za sprawy oczywiste i mu znane. Jak wtedy ma się zachować, przecież nie zdradzi się swą niewiedzą dla ośmieszenia. Proste na pozór zadanie, a mnożyło wątpliwości.

Czekając niecierpliwie przyglądał się stojącej obok Gatti. Przy którymś kolejnym spojrzeniu zawstydził się swoją nachalnością. Szczęściem bardzo trudno było dostrzec obserwatorowi w którą stroną spogląda skrzadło, niemniej jednak ognik był prawie pewien, że Grau zdawała sobie sprawę z jego spojrzenia. Argo był zafascynowany, bowiem nigdy nie widział kocicy, choć między ich rasami panowały bardzo przyjazne stosunki. Zdarzało się nawet, że skrzadła otaczały opieką młode kociątka znacząc je swym pyłkiem. Z ciekawości delikatnie spróbował zestroić się z otaczającym go polem.
Trzecia babka siostry Flyz, mojej matki-wyczuł, a raczej bardziej wmówił sobie znając historię swego plemienia, gdyż minęło tyle lat, że taki znak nie pozostawiał najmniejszego śladu.

Coraz mocniej się denerwował im bliżej było do rytuału. Słyszał wiele opowieści o złocistych kotach i ich wróżebnych zdolnościach i obawiał zarazem. W skrzadlej naturze było podchodzenie z odrobiną nieufności do wróżenia. Argo, jak i inni uważał bowiem, że wszystko kiedyś się powtórzy, a przewidywanie przyszłości powinno oprzeć się na znajomości historii.

Wielkopłetwy Flinn w układzie fal upatrzył znaki powodzenia swej wyprawy. Dokonał żywota próbując dotrzeć do krańca morskich głębin, tak samo jak ojciec i dziad jego uczynili.

Przypomniał mu się fragment jednej z wielu zasłyszanych opowieści. Źródło tych przepowiedni było dla ognika czymś niepojętym. Gatti była tajemniczą rasą, mógł tylko zgadywać, co myśli jego towarzyszka. Jakie tajemnice mogła skrywać. Zamyślił się, już kiedyś w swym życiu przekonał się jak nieprzyjemny może być podarunek.

-Cyklop Korn w wielkiej bitwie został uderzony kamieniem w oko, które wywróciło się do wnętrza spoglądając w umysł. Przeraził się tym, co tam zobaczył-niczym powiew wiatru rozbrzmiały bezwiednie wypowiedziane słowa. Po ciele Argo przeszło stado błękitnawych iskier strachu.

-Przepraszam, nie miałem niczego złego na myśli-zapewnił szybko, zupełnie nie zastanawiając się, czy kocica mogła zrozumieć jego luźną myśl. Jednocześnie zarumienił się gdzieniegdzie czerwonawym odcieniem-Niepokoi mnie, co ma się zdarzyć i nic w moim życiu nie przygotowało mnie do tego. Tak wiele może od nas zależeć.

Dalsze rozterki przerwała znana mu opiekunka posyłając przyjazne, acz karcące spojrzenie urwisowi. Zapewne na wspomnienie ich dawnego spotkania. Skinęła głową, aby podeszli podczas gdy druga z nich oznajmiała rytuał.

Właściwie bez względu na wszystko dostąpiłby zaszczytu usłyszenia przepowiedni. Gdyby wspomniano, że został przymusowo wybrany, minięto by się z prawdą. Nawet jeśli wysłano go tu bez pytania o zdanie, to decyzję podjął sam już dawno, gdy tylko usłyszał o wyprawie. Tak mocno chciał znów zobaczyć gwiazdy.W myślach powtarzał sobie słowa, którymi chciał wyrazić swoje zgłoszenie.

Echem w jaskini, niczym wicher odbijał się świst głosu skrzadła.
-Cerber Gyrs otoczony przez nieprzyjaciół głowy...mrowie, a...a-zająknął się, zapominając swą kwestię, aż w dalszych częściach groty posłyszał śmiechy. Zaraz zebrał się w garść urażony.-A głowy żadnej nie osłaniał, gdyż znał swej walki wagę. Jeśli trzon martwy padnie, nie znajdzie nadziei i życia cokolwiek ocalało. Rytuał związał mnie już z tym zadaniem, ale same skrzadła też nie zamierzają patrzeć bezczynnie. Pójdę wraz z Zaurem, niech wraz z ognistym ptakiem nas prowadzą.
 
Glyph jest offline