Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-01-2010, 18:47   #2
Endless
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
Przekręciłem klucze w zamku. Usłyszałem charakterystyczny dźwięk mechanizmu. Nacisnąłem klamkę i pchnąłem drzwi. Wszedłem, do mojego mieszkania...
Jeszcze wczoraj wracałem tu z ogromną radością. "Wczoraj" wydaje się jednak zbyt odległym terminem. Czułem, od tego dnia minęły wieki. Zdjąłem z nóg buty i powiesiłem kurtkę na wieszak w szafie. Był tu taki porządek... zupełnie inaczej, niż zastałem to miejsce wczoraj.
"Wczoraj..." - pomyślałem.
To był błąd. Moją głowę automatycznie zalały wspomnienia. Dwa ciała, połączone w namiętnym pocałunku, skute łańcuchem ekstazy. Widok ten rozdarł moje serce, jakby to było jakąś pieprzoną kartką cienkiego papieru. Wtedy wybiegłem. Słyszałem jeszcze tylko swoje imię z ust ukochanej osoby, kiedy z pustym wzrokiem opuszczałem budynek.
Wszedłem do salonu i zapadłem się w miękki fotel. Moje mieszkanie miało trzy pokoje, łazienkę i kuchnię. W salonie była kanapa, przy niej mały stół, dwa fotele, stolik z telewizorem, barek, kilka półek z książkami oraz biurko z komputerem. Wnętrze może nie kipiało przepychem, ale urządziłem je z gustem. Podobnie było z resztą mieszkania.
"Po co tu tak naprawdę wróciłem?" - pomyślałem zamykając oczy.
Wczoraj wieczorem odebrałem wiadomość od Minoru. "Przepraszam, już więcej mnie nie zobaczysz, przykro mi że cię skrzywdziłem, wyprowadzam się." Być może chciałem tu wrócić, bo jego zapach wypełniał jeszcze mieszkanie...


Minęło kilka dni, odkąd wróciłem do mieszkania. Był wieczór. Za oknem spadały okruchy białego puchu. Zima trwała już tak od sporego czasu jak na Tokyo. Siedziałem na kanapie z podkulonymi nogami wpatrując się w cicho grający telewizor. Leciała właśnie jakaś tania drama. Kiedy wziąłem do ręki pilota, usłyszałem pukanie do drzwi. Przez chwilę nie poruszyłem się, ale kiedy znowu rozległo się pukanie, wyłączyłem TV i wstałem. Wolny krok skierowałem do drzwi. Gdy już byłem blisko, ktoś znowu zapukał.
"Uh, któż to może być tak uparty..." - pomyślałem, otwierając drzwi.
Zaskoczyło mnie to, co ujrzałem za nimi. Przed moimi drzwiami stało dwóch mężczyzn w beżowych, długich płaszczach i kapeluszach. Wyglądali na poważnych ludzi. Na ich ramionach spoczywa mała warstwa śniegu.
- Dobry wieczór. Kurenai Chishio? - zapytał jeden z nich.
- Słuch... - zamrugałem zaskoczony. Tak, to ja. W czym mogę pomóc?
- Jestem detektyw Hanakawa z wydziału zabójstw komendy głównej Tokyo... Czy mógłbym wejść? - zerknął w głąb mieszkania. Chciałem z panem porozmawiać.
"Policja... coś się stało..."
- Um, tak zapraszam. - oparłem się o ścianę, wpuszczając oficerów.
Mężczyźni weszli do środka powoli, dokładnie lustrując wnętrze. Przed progiem przedpokoju zdjęli buty.
- Czy możemy gdzieś usiąść i porozmawiać?
- Oczywiście. - zaprowadziłem ich do salonu, po drodze wieszając ich płaszcze na stojaku.
Detektyw usiadł w fotelu na przeciwko mnie, a drugi stanął w progu drzwi.
- Dzisiaj odkryto zwłoki... Niejakiego Genzou Minoru. Czy zna go pan?
"Genzou Mino... Minoru".
Odzyskanie mowy zajęło mi trochę czasu
- Mi-Mi-Minoru? - z ogromnym trudem wydusiłem z siebie jego imię.
- Zna go pan?
Nic nie odpowiedziałem, tylko nerwowo zacisnąłem dłonie na swoich kolanach.
- Proszę wybaczyć, ze tak naciskam... - westchnął , po czym wyciągnął kartkę z kieszeni. Znaleźliśmy pana dzięki temu.
Położył na stole kartkę. To było moje zdjęcie. Wziąłem je do ręki. Z tyłu widniało moje imię i nazwisko oraz kanji "iitoshihito" oznaczające ukochanego.
- Znaleźliśmy to w jego portfelu...
Dopiero w tej chwili dotarło do mnie, co mówił detektyw. Przełknąłem ślinę, z każda upływającą chwilą walcząc o to, żeby nie wybuchnąć płaczem.
- Co-co się stało? - z oczu pociekły mi łzy, nie wytarłem ich..
- Świadkowie zeznali, że słyszeli w jego domu awanturę. Prawdopodobnie pokłócił się o coś z przyjacielem... z którym mieszkał. - zajrzał do notesu. Akichi Kinochimaru. W pewnym momencie sąsiedzi usłyszeli krzyki, uderzenia, tłuczenie szkła i wezwali policję. - czytał z podręcznego notesu.
- Czy miał pan kontakt z nimi wczoraj bądź dzisiaj, przed godziną 8:00?
- Nie. - odpowiedziałem z bólem. Nie widziałem go od paru dni.
- A czy poznał pan Akichi Kinochimaru?
- Przepraszam, Minoru nigdy nie poznawał mnie ze swoimi znajomymi. - moje puste spojrzenie padło na funkcjonariusza. Kiedy ostatni raz go widziałem... był z kochankiem.
- Z kochankiem... - detektyw dziwnie się na mnie spojrzał, po chwili wyjmując kolejne zdjęcie.
Przedstawiało ono młodego, przystojnego mężczyznę z kolczykiem w brwi i włosami postawionymi na żel. Wyglądał na kogoś, kto mógłby spodobać się Minoru.
- Czy to ten sam? To Akichi.
Sięgnąłem pamięcią wstecz, do bolesnych wspomnień. Minoru, w objęciach obcego mężczyzny, złączony z nim pocałunkiem, jakimi nawet mnie nie dane było doznać... Ich twarze, gdy mnie zobaczyli...
- Tak, to on... - wydusiłem z siebie.
Detektyw skinął głową.
- To chociaż tyle... Ym, rodzina chce pogrzebać pana Minoru w tą sobotę. Ach! - wyciągnął z kieszeni plastikową torebkę.
- Znaleźliśmy na podłodze w mieszkaniu, które wynajął Minoru taką oto wizytówkę.
Pomachał mi ją przed oczami. Napis na niej mówił "Shiroi Kami Club, Shibuya"
Wizytówka pozbawiona była wyraźnego adresu.
- Czy Minoru chodził do tego klubu często? - zapytał.
- Shiroi Kami... - westchnąłem cicho. Kiedyś coś wspominał o tym. Głośna muzyka, ciemność... lubił takie rzeczy. Bywaliśmy razem w wielu miejscach, ale nie przypominam sobie, żebyśmy kiedykolwiek byli akurat w tym klubie. - powiedziałem beznamiętnie
Detektyw znowu skinął głową.
- Być może zatem to wizytówka Akichi'ego.... zbiegł. Szukamy go. Zostawił na miejscu zbrodni narzędzie , którym....- spojrzał niepewnie na moją twarz. Brzytwę. Ale laboranci mówią, że są na niej odciski ich obu. A na ostrzu umieszczone były ślady krwi starsze niż te Minoru... Kogoś innego. Dziękuje panie Kurenai. Gdyby sobie pan coś przypomniał.... - położył na stolę małą kartkę. To moja wizytówka i prywatny numer. Odbiorę nawet późno w nocy.
Położyłem na wizytówce palce i przysunąłem ją do siebie.
- Dziękuję. - wstałem i ukłoniłem się. Dobranoc.
Również się ukłonili, po czym wyszli na zewnątrz.
- Proszę na siebie uważać... I dzwonić, gdyby "coś" się działo. Dobrej nocy.
Zamknąłem za policjantami drzwi. Przekręciłem zamek od wewnątrz i oparłem się o nie plecami. Przed oczami widziałem wszystko, co wydarzyło się ów pechowego dnia. Nogi się pode mną ugięły i osunąłem się w dół.
"Nie żyje..."
Mimo tego, iż zrozumiałem co się stało, nie potrafiłem jakoś specjalnie popaść w rozpacz. Oczywiście, śmierć Minoru wstrząsnęła mną dogłębnie, ale wewnętrzny ból, pustka i obojętność po utracie ukochanego otoczyły mnie nieprzenikalną skorupą. Podciągnąłem pod siebie nogi i objąłem je ramionami.

Nie pamiętam kiedy odzyskałem świadomość. Za oknem niebo było czarne, a ulice rozświetlały liczne neony miasta. Pospiesznie się ubrałem i wyszedłem z domu. Owinięty szalikiem, z rękoma w kieszeniach snułem się beznamiętnie po zaśnieżonym mieście. Wiatr mierzwił moje włosy, plącząc w nie płatki śniegu. Spojrzenie kierowałem na drogę przed sobą. Na ulicy jeździły samochody, a na chodnikach jak na tą porę dnia sporo było ludzi. Szedłem tak, starając się nikogo nie trącić. Oh... jakże brakowało mi dotyku, miłych słów i ciepłych szeptów... Z roztargnienia wyrwały mnie odgłosy głośnej muzyki. Stanąłem w miejscu i rozejrzałem się. W tej części miasta nie było już tak wielu ludzi. Muzyka była przytłumiona, ale dobiegała z nieopodal. Postanowiłem odszukać jej źródło.

Wkroczyłem w ciemną ulicę. Wszystko wokół mnie zdawało się ostrzegać mnie, przez zagłębianiem się w to mroczne miejsce. Jednak odsunąłem strach na bok i kroczyłem przed siebie. Głośna muzyka wydawała się docierać z tego miejsca. Zatrzymałem się. "Shiroi Kami Club". Stałem przed stalowymi drzwiami.
"Nie idź... uciekaj..." - coś w duszy mnie ostrzegało, odciągało od tego miejsca...
Zapukałem. Skrzypnęło coś i z odsuniętej zasuwy spojrzały na mnie ciekawskie oczy. Zasuwa się zatrzasnęła, a drzwi zostały mi otworzone. Zszedłem po schodach. Muzyka była teraz oszałamiająca... Źle działał na mnie ten hałas i tłumy oblegające klub. Zmusiłem się jednak do podejścia pod bar.
- Poproszę jakiegoś mocniejszego drinka... - rzuciłem do dziwacznie wystrojonego barmana.
Kiedy dostałem swój drink, wziąłem zimne szkło do ręki i powoli sączyłem jego zawartość. I jakby jakimś dziwnym sposobem, zacząłem wczuwać się w to miejsce, dostrajać się do muzyki. Moje ciało samo zaczęło się ruszać, spychając mnie w zmysłowy wir tańca....
 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....

Ostatnio edytowane przez Endless : 06-01-2010 o 17:46.
Endless jest offline