Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-01-2010, 20:05   #3
Sani
 
Sani's Avatar
 
Reputacja: 1 Sani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputację
Tokyo, dom Ayumi, 18.00
W ciszę, wypełniajacą pokój dziewczyny wdarł się dzwonek telefonu. Miłe brzmienia jednej z popularnych ostatnimi czasy piosenek, które oznaczały wszystkich innych, tylko ni pewne dwie osoby. Nie wiedziała, kto dzwoni. I tak nie znała numeru, który był wyświetlony na ekranie.
- Segawa Ayumi, słucham? - powiedziała do aparatu, zaraz po tym, jak podniosła go z podłogi.
Wypadł jej z kieszeni, kiedy wróciła do domu jakąś godzine temu i nie podnosila go. Aż do teraz.
- Cześć, Ayumi! - usłyszała znajomy głos. Słyszała go tylko dwa razy, ale pamiętała doskonale. Już wiedziała, kto sie do niej dobijał o tej porze. - Chciałam ci tylko przypomnieć, że widzimy się o dwudziestej.
- Rozumiem, Maki. Miejsce to samo, co mówiłaś, tak?
- Tak jest, Ayumi. Nietrudno tam trafić, uwierz mi. To do zobaczenia.
Znajomy dźwięk, oznaczajacy koniec połączenia. Ayumi westchneła, nie wiedząc już, dlaczego to naprawdę robi. Nie wiedziaa, daczego siostra Kaoru przyszła dzisiaj pod szkołę, proponujac jej odpoczynek od myśli, zwiazanych z tym, co sie stało. Tak, odpoczynek... To było najodpowiedniejsze słowo. Bo Ayumi, mimo starań, nie mogła o tym zapomnieć. Wcąż wracała pamiecią do listu, który otrzymał kilka dni temu. Napisane na papierze słowa wypaliły sie w jej umyśle i nie chciały go opuścić. Wciąż bolały swym wydźwiękiem, krzyczały bardziej, niż jakiekolwiek wypowiedziane na głos...
Potrząsnęła głową i wstała wreszcie z łóżka. Miała niecałe dwie godziny, żeby się przygotować. Stanowczo nie chciała się spóźnić. I musiała wyjść, zanim rodzice wrócą z pracy.

Tokyo, Shibuya, okolice Shiroi Kami, kilka minut po 20.00
W tej części dzielnicy nigdy nie była. Mało ludzi, możnaby rzec, chociaż Ayumi nie widziała żywej duszy w okolicy. Mało która osoba z checią by przyszła w ten zakątek, jakby stworzony dla różnego rodzaju... elementów. Tak, to było odpowiednie słowo.
Cuzła zimno, przenikające ja do szpiku kości. Zadrżała, przeklinając w duchu swój pośpiech. Kiedy widziała, że została jej minuta, zanim rodzice nie wrócą, wyleciała z domu jak burza, zapominając kurtki. Teraz miała za swoje, wiatr ozdabiał gęsia skórką jej ramiona. Mogła chociaż załozyć coś innego niż koszulkę z krótkim rekawem.
Zresztą, nie tylko w tym popełniła głupstwo. Śnieg był miły, ale niewiele brakowało by, idąc tuaj, poślizgnęła się na nim. Żałowała, że wybrała szpilki zamiast zimowych butów. Przynajmniej nie byłoby aż tak niebezpiecznie...
"Kaoru na pewno by mnie ofuknął, widząc w jakim jestem teraz stanie. A potem oddaby mi kurtkę..."
Zadrżała i zamrugała gwałtownie, starajac się powstrzymać nagle pojawiajace się łzy. Kaoru... Już nigdy tego nie zrobi, nigdy... Wciąż w pamięci miała słowa jego matki, ten ferany dzień, ten telefon... Poprzedzony krótką rozmową z Shunem.
Potrząsnęła głową. Znów wszystko wracało. A tak starała sie o tym nie mysleć. Tak bardzo chciała zapomnieć o całym zdarzeniu, o tym wszystkim, co się działo... Nie mogła. Los Shuna został złaczony z jej, nawet głebiej, niż ktokowiek mógłby przypuszczać.
Zobaczyła wreszcie znajomą osobę. Wyższą od niej dziewczynę, ubraną na czarno, w glanach. Ciemne włosy były gęsto przetykane fioletowymi pasmami, szare oczy wypatrywały kogoś z oczekiwaniem. W końcu zatrzymały sie na niej.

- Spóźniłaś się troszeczkę, Ayumi - powiedziała dziewczyna, taksując ją spojrzeniem. Z dezaprobatą pokręciła głową. - Nie zabrałaś kurtki? Przecież ty musiałaś nieźle zmarznąć! Chodź, zaraz będziemy na miejscu... Mam tylko nadzieję, że nie będzie tłoczno...
Kilka minut później, Shiroi Kami
To zaraz trwało jednak trochę wiecej, niż tylko chwilę. Podczas tej drogi, Ayumi zaczęła mieć wątpliwości, czy dobrze zrobiła, zgadzając się na spotkanie z Maki. Początkowo była pełna entuzjazmu, jednak im bliżej były, tym bardziej chciała wracać. Jednak siostra Kaoru ciagnęła ją z uporem maniaka.
Odgłos zasuwy, czyjeś oczy, a potem otwarcie drzwi. Maki pociągnęła ją dalej, do środka. W dół. Atmosfera była ciężka, znalazło się kilkoro ludzi, na scenie już grał jakiś zespół. Maki jednak pociagnęła ją w stronę baru.
- Chodź, spodoba ci się! - zawołała, ledwo przekrzykując muzykę. - Nie martw się, na początku też tak miałam!
Pociagnęła ją dalej, a Ayumi nie miała siły protestować. Zresztą, w klubie było całkiem ciepło, zważywszy na to, że nie tak dawno szła w krótkim rękawku w niskiej temperaturze.
- To, co zwykle, tym razem dwa razy! - Maki znów przekrzyczała ciężkie brzmienia, wołając do mężczyzny, odpowiadającego za drinki.
Do tej pory Ayumi miała wiele przeciwko piciu. Tym razem jednak bez słowa sprzeciwu przyjęła alkohol, podsunięty jej przez dziewczyne w glanach.
- Tylko pij powoli! - zawołała do niej Maki. - Inaczej szybko się upijesz, a wtedy nieszczęście gotowe! I trzymaj się blisko mnie.
Kiwnęła głową. Siostra Kaoru była od niej starsza i, sądząc po zachowaniu, musiała byc tutaj stałym bywalcem. Upiła niewielki łyk, pozwalając muzyce wreszcie do niej dotrzeć, podczas gdy Maki zajęła się czymś innym. Najwyraźniej szukała kogoś, jakiejś znajomej osoby.
Dla Ayumi był to czas, by mogła zatopic się w myślach. Nie starała się wygadać na jakąś obeznaną, po prostu zawiesiła wzrok na swojej szklance, słuchając dźwieków nieodmiennie kojarzących się jej z jedna osobą. Shunem. Jedyną osobą, którą znała bardzo dobrze. Albo przynajmniej wydawało się jej, że go znała.
Mimowolnie wróciła do tamtego dnia. Słyszała swoje pukanie do drzwi łazienki, jakby to było wczoraj. Przed oczami znów stanęła jej krew, złowróżbny szlak z przegubów chłopaka. Nie pamiętał tylko swojego własnego krzyku... Czy ona wtedy krzyczała?
- Shun... - wyszeptała do siebie. - Jak mogłeś mi to zrobić? Jak mogłeś mnie zostawić? Kaoru-kun... Dlaczego nie mogę zapomnieć o wszystkim, co sie stało?
Łza powoli spłynęła po policzku dziewczyny.
 
__________________
Destruktywna siła smoczego płomienia...
Sani jest offline