Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-01-2010, 13:04   #9
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Kolacja udała się nadspodziewanie. Willi korzystał z wszelkich przyjemności wieczoru oraz z towarzystwa przyjaciół i dziewczyny. Smakował dania jakby jadł je po raz pierwszy…lub po raz ostatni, wszystko smakowało wyśmienicie, cieszyło i wzrok i nozdrza i usta…
W końcu przyszedł czas rozstania, Willi pożegnał Andego, zapytał się jeszcze dlaczego nie miałby zajrzeć do księgi, jednak ponure spojrzenie i milczenie miało stanowić odpowiedź.
Resztę wieczoru poświęcił Sarze. Dopiero gdy noce baraszki skończyły się jej snem, po cichu wymknął się z łóżka nie mogąc zasnąć targany ciekawością. Przeszedł do gabinetu, ładny barokowy styl bił z wnętrza pokoju. Masywne rzeźbione biurko Henryka XIV, lampa z kryształowym kloszem, telefon, papiery przyciśnięte metalową figurką orła . Gruby perski dywan pokrywał całą powierzchnię gabinetu, jego śliczne ręcznie haftowane złotymi nićmi wzory tworzyły skomplikowaną mozaikę. Znalazł go podczas podróży w jednym z Indyjskich antykwariatów, nie zainteresowałby się tym dziełem wcale gdyby nie okultystyczna symbolika wzoru. Wziął go od razu, z pewnością przepłacając…

Usiadł w wygodnym skórzanym fotelu, nałożył rękawiczki i zabrał się za badanie książki. Czerwona okładka zdawała się ostrzegać czytelnika, tak samo pierwsza strona na której widniało jedynie : #1. Napięta sytuacja i bardzo dziwny początek wystraszył Williego, coś było nie tak, nie bardzo wiedział jednak co… "A może strony są zatrute?? Lub jest tu jakaś pułapka w wybebeszonym wnętrzu książki?” Nie mógł zaniechać czytania, ale odsunął się od biurka i kolejną stronę postanowił przewrócić z pomocą laski… Papier wyglądał solidnie, laska nie była ostro zakończona…mimo to ku własnej rozpaczy uszkodził kartkę przewracając ją. Zgrzyt papieru brzmiał niczym ruch piły, zaś widok podartej strony po prostu odebrał dech Williamowi. Stał tak osłupiały przez chwilę, dopiero zawartość kolejnej strony wyrwała go z osłupienia. Rząd cyfr, kolumn, inicjałów…
Im dłużej przeglądał zawartość księgi tym bardziej był przekonany, ze to księga rachunkowa mafii. Inicjały podane na koniec A. C. mówiły wiele…nawet zbyt wiele. Były tu wymienione wszystkie nielegalne transakcje ostatniego czasu, inicjały , nazwy lokali, daty, sumy, ilości alkoholu…po prostu wszystko.

Willi musiał sobie nalać porządnej porcji Szkockiej. Długo nie mógł opanować drżenia rąk wiedząc w jakie gówno się w pakował…prawdopodobnie w to samo wpakował Andego…Rozważał oddanie księgi prokuratorowi, wiedząc że na policję nie ma co liczy. Nie widział jednak szans na trafienie do tego prokuratora który akurat uczciwie zająłby się sprawą, cała reszta pracowała dla A.C….Niestety nawet gdyby oddał księgę właściwej osobie, nie uratowałby tym ani siebie ani Andego…Wolał już oddać księgę mafii, tyle że wiedział iż w takim stanie od razu zorientują się, że była przeglądana. To wystarczy żeby zabić. Dlatego też tej nocy Willi musiał się porządnie przygotować , musiał zapewnić sobie nietykalność…

Przystąpił do kopiowania dzieła, wiedząc , że noc pozwoli mu na jedną dokładną kopię. Ta miała iść do banku, do skrytki osobistej Williego. Miała zostać otwarta, wraz z testamentem który znajdował się w skrytce, w obecności policji, prokuratora, wysokiego stanowiskiem pracownika banku. Informacja o tym znajdowała się wewnątrz koperty, zaś sama kopia księgi była szczelnie zapakowana a pakunek zszyty.
Sporządził tej nocy jeszcze trzy dwustronicowe notatki, opisujące najważniejsze zlecenia, wszystkie lokale i inicjały. Nie był to żaden dowód, ale wskazówka dl odpowiednich ludzi…wartościowa wskazówka, w szczególności powiązana ze śmiercią tego kto to pisał…czyli Willego. Nie było innej możliwości otwarcia przesyłek które w nocy szykował. Te dwie pozostałe notatki miały iść do dwóch notariuszy – jednego którego Willy znał i u którego trzymał drugą kopię testamentu. List opisujący jak wszedł w posiadanie księgi rachunkowej i że nie żyje zabity przez mafię…skoro to czytają. Drugi miał iść do innego notariusza, do depozytu notarialnego, który miał być otwarty po roku czasu…Ostatnia trafiła do sejfu w domu Williama.

W środku nocy wrócił do łóżka , nakazując służbie pobudkę o świcie. Był bardzo zmęczony i tylko dzięki temu usnął miast denerwować się przez całą noc. Nad rankiem, gdy służba obudziła go wraz z pierwszymi promieniami słońca, ruszył do rozdawania zadań. Dwóch spośród swoich ochroniarzy wysłał do antykwariatu, mieli siedzieć w ukryciu, jeden z nich w antykwariacie drugi zaś miał obserwować teren, będąc przygotowanym na ewentualne śledzenie porannego gościa. Kamerdynera wysłał do banku…prosząc by podjął pewną sumkę - raczej na „drobne wydatki” niż taką dla której potrzebowałby ochrony. Przy okazji miał też przekazać w baku pakunek, który miał dołączyć do skrytki, chwilę później, osobno na miasto wysłał dwoje innych służących z listami, obu do notariuszy, odręcznie napisane pełnomocnictwa do „złożenia” do depozytu pozwalały im na taką akcję. Każdy też dostał niewielki napiwek, Willi lubił utrzymywać dobrą atmosferę wśród swoich pracowników.

Dopiero nad ranem poprosił Sarę aby przez jakiś czas go nie odwiedzała…Obiecał, że w wolnej chwili to on przyjedzie…

- Wiesz Sara, będę z tobą szczery, nie wiem, nie jestem pewien czy ktoś mi nie zagraża…Nic z czym nie mógłbym sobie poradzić, nie martw się, nie chcę jednak żeby Tobie cokolwiek się stało. Zresztą nie będę mógł się skupić na działaniu, starając się przez cały czas chronić ciebie…
Tak wiem, zwróciłbym się z tym do policji, ale to chyba właśnie ktoś z policji…i chodzi jak zwykle o pieniądze. Nic do czego nie mógłbym już przywyknąć.


Starał się złagodzić sytuację, nie mógł być całkiem szczery wobec Sary. Informacja o mafii nie wpłynęła by dobrze ani na nią ani na ich stosunki. Informacja o policji zaś sprawiała, że Willi był spokojny o to czy Sara sama tam nie pójdzie. Nie było sensu, od policji i tak nie mógł oczekiwać pomocy.
- Proszę Cię wróć dziś z samego rana do ojca, ja niebawem przyjadę, jak tylko uporządkuję tu te sprawy. Wiesz że Cię bardzo kocham… - mówił szczerze, nie wiedział czy nie po raz ostatni.

Rankiem gdy już wszystkie sprawy miał pozałatwiane, a armia pomocników była już od dawna w mieście, ruszył wraz z ostatnim – choć najbardziej zaufanym ochroniarzem do antykwariatu. Chciał być tam szybciej niż ewentualny poranny gość. Chciał się przygotować przynajmniej psychicznie. Zawinął porządnie książkę – tak jak ją mu przekazał Andy, po czym ruszył samochodem mając duszę na ramieniu. Dość szybko przemieszczali się po mieście. Gdy byli na miejscu oboje zaczęli rozglądać się za jednym z wysłanych wcześniej ochroniarzy – tym który miał pilnować gościa. Dopiero gdy nie zauważył go wcale, wszedł do antykwariatu, ochroniarza – szofera zostawiając w aucie. Pracownica która prowadziła Antykwariat została odesłana z prośbą aby wróciła po południu. Stara Greta nie narzekała, pół dnia wolnego to było coś…
Czekał spokojnie na gościa, pod blatem biurka miał ukryty rewolwer i zawiniętą książkę. Jeden z ochroniarzy czuwał wewnątrz sklepu, niewidoczny. Willi nalał sobie porcję whisky którą trzymał w schowku, dla kurażu, bał się bowiem jak cholera…
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 06-01-2010 o 13:11.
Eliasz jest offline