Wątek: Liber KKK
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-01-2010, 20:03   #4
Midnight
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację

- Rozmowa przychodząca... Rozmowa przychodząca... Rozmowa przychodząca...


- Żeee co? - Zaspany głos dołączył do cichego szumu wydobywającego się z ekranu oraz zdecydowanie głośniejszego głosiku, który uparcie napływał z telefonu.

- Rozmowa przychodząca... Rozmowa przychodząca... Rozmowa przychodząca...


- Diabli nadali! Znowu na sofie... No idę!! - Warknęła unosząc jednocześnie, wciąż pogrążone w błogim uśpieniu, ciało.

Kimkolwiek była osoba po drugiej stronie tego przeklętego aparatu, lepiej by było dla niej lub dla niego, by jak najszybciej wyniósł się z tego miasta...

- Kraju... Planety..

Wymieniała strzepując jednocześnie na dywan resztki bardzo kalorycznych chipsów wBardare. Plamy na podkoszulku, spodniach, sofie, kocu i całym najbliższym otoczeniu uświadomiły jej że nim pozbędzie się dzwoniącego z tego świata powinna go wcześniej zmusić do zapłacenia rachunku za czyszczenie tych rzeczy.

- W mordę żarłacza! - Zaklęła gdy zahaczywszy stopą o kubek, wylała resztki czekolady na dywan.
- Posolić... Przypiec... Nakarmić szczeniaki... Wskrzesić i na nowo...

Odszukanie telefonu zajęło chwilę. Nie żeby w mieszkaniu panował bałagan czy coś... Ot, urządzenie to jakimś cudem nie pałało do niej miłością.

- Czego?! - Przywitanie to mogło spokojnie uchodzić za miłe biorąc pod uwagę godzinę na wyświetlaczu.
- Hej Tik... Co cię do diabła napadło żeby....

- To nie był on, mała. Zaznaczyłaś nie tego faceta i teraz wydział musi mu wysłać oficjalne przeprosiny.


- Kurwa... Jak nie tego? Pilnowałam go przez całą drogę. - Obudziła się na dobre czy tego chciała czy nie. Zawsze wykonywała swoją robotę. Do diabła...

- Pogadamy o tym jak tylko uda mi się stąd wyrwać. Szef jest wkurwiony jak jasna cholera. Muszę jeszcze pogadać z Merrikiem...

- Wspomnij mu, że ma w mordę.

- Jak tylko z nim skończę będzie twój. To jednak nie wszystko... - Cisza, która zapadła w słuchawce sprawiła że Merime na wszelki wypadek usiadła na fotelu.
- Zażądał twoich przeprosin. Osobistych przeprosin oraz podpisu pod tymi, które ma mu złożyć wydział. Musisz się z nim spotkać siostrzyczko...

- Pieprz się Tik! - Warknęła podnosząc się z fotela gdy tylko minęła pierwsza faza szoku.

- To nie wszystko... - Zamarła w pół kroku.

- Dostaliśmy wiadomość od ludzi z ekipy. Udało mu się zdobyć jedno nagranie z parkingu...


- Tik... - Zaufanie... Cholera!

- Ma też twoje dane, które udostępnił mu Patrik. Musiał.. Wydział ma już dość procesów na głowie...

- Tik...

- Wysłałem ci dokładny adres.. Masz tam być za dwie godziny...

- Tik...

- Postaraj się by wyglądało to na wypadek... Ale wcześniej...


Cokolwiek miałaby zrobić wcześniej postanowiła, że nie chce o tym widzieć. Nagranie... Dane... Opadła na dywan po czym w nagłym odruchu gniewu posłała telefon w stronę ściany. Trzask towarzyszący zderzeniu nie pomógł jej zbytnio. Polubiła to mieszkanie. Polubiła tą tożsamość oraz wygląd. Dwa pieprzone lata pójdą się kochać przez jednego dupka, który wywiódł w pole tych debili z wydziału. Kurwa! Zabije Tika jak tylko zaliczy blondynka. Dwie godziny... Rozejrzała się po salonie. Ekran przenośnego komputera mrugał znajomo oznajmiając otrzymanie wiadomości.

- Dobra... Czas się wziąć do roboty...




*****



Znajomo wyglądający wlot na parking ani trochę nie poprawił jej humoru. Szybkie spojrzenie w lusterko. Wyglądała jak wyglądała. Jeszcze by tego brakowało żeby specjalnie się szykowała dla jakiegoś bubla. Różowy kombinezon odpowiednio podkreślał delikatną budowę i słodycz twarzyczki w kształcie serduszka. Cukierkowo... Miodnie... Jak cholera zwodniczo. Uśmiechnęła się do swego odbicia.

Parking, winda, drzwi. Facet zdecydowanie nie miał pojęcia o bezpiecznym mieszkaniu. Albo nie miał na takie kasy. Trudno... Życie bywa bolesne... Sprawdziła czy wszystko ma przy sobie i we właściwym miejscu. Sprawdziła jeszcze czy aby na pewno nie pomyliła mieszkań. Wszystko było ok. Zapukała... Brak dzwonka... Brak ekranu... Jaskiniowiec jakiś czy co?... Uśmiechnęła się.

Przez pewien czas nie było żadnego odzewu, lecz po chwili drzwi otworzyły się z rozmachem. Stał w nich białowłosy mężczyzna z włosami odgarniętymi za ucho.
Mężczyzna uśmiechnął się bez wyrazowo, a następnie, zszedł na bok, umożliwiając wejście.
-Zapraszam-powiedział cicho.

Miała ochotę prychnąć. Powstrzymała się jednak. Za chwilę... Nie na widoku. Bądź grzeczna skarbie, to dostaniesz cukierka.

- Dziękuję - odpowiedziała przechodząc obok i ciekawie się rozglądając.

Nawet nieźle, lecz niezbyt w jej stylu. Brak kamer, a przynajmniej takowych nie znalazła. Znacznie ciekawszym obiektem był sam właściciel. Czarne spodnie, czarny podkoszulek, białe włosy. Nawet niezłe połączenie. Klasyczne, proste.. Cóż, pora odkryć co nie było proste i klasyczne.

- Nie spodziewałem się tak szybkiej wizyty... Spodziewałem się... Jutro? Czasem Straż potrafi szybko działać
- powiedział, zamykając drzwi za tobą.

Wzruszyła ramionami.

- Miałam chwilkę. - Powiedziała po czym odwróciła się i przekrzywiwszy lekko głowę spojrzała na niego uważniej.
- Wiesz... Ten wygląd lepiej ci pasuje. Co do Straży... Masz czekoladę?

Ciekawe jak z tego wybrniesz... Przyznasz się czy będziesz uparcie zaprzeczał. Zresztą... Czy to istotne? Musiała go usunąć. Stanowił dla niej zagrożenie. Jak wielkie? Tego musiała się dowiedzieć.

- Nie mam innego wyglądu, niestety lub na szczęście-powiedział lekko zaskoczony, wskazując na ostatnie wejście po prawej stronie.
Była to obszerna, jasna kuchnia. Po lewej stronie znajdowała się część kuchenna odgrodzona od jadalnej długim, prawie na całą szerokość, ciemnym blatem.
Na prawo znajdował się duży stół, mogący pomieścić około dziesięciu osób.
-Myślę, że coś by się znalazło. Z bitą śmietaną?-zapytał, podchodząc do ściany, w której znajdował się mikrofon i głośnik.

Mrok i jasność. Kuchnia zdecydowanie pasowała do swego właściciela. Brak okien trochę utrudniał sprawę. Albo i ulatwial... Światełka jednak przypadły jej do gustu. W nowym mieszkaniu będzie musiała sobie takie załatwić.

- Masz. - Oznajmiła spokojnie po czym w najlepsze usadowiła się na blacie.
- Z podwójna bitą śmietaną i wiórkami kokosowymi. Nie za gorąca, jeśli można. Zanim zacznę przepraszać czy czego tam chcesz, muszę się obudzić. Na marginesie.. Niezła kuchnia. Trochę zbyt chłodna i uporządkowana ale od biedy ujść może.

Kiedy gość mówił, Marvinn wcisnął przycisk, a kiedy zamówienie zostało złożone, puścił, zaś jedno z urządzeń zaczęło pracować.
Przeszedł przez lukę w blacie, po czym odebrał kubek, stawiając obok kobiety.
-Dziękuję, ale nie ja urządzałem.

Ponownie wzruszyła ramionami biorąc kubek w dłonie i ostrożnie próbując.

- Dobra. Sztuczna ale dobra. No to... - Spojrzała wyczekująco na mężczyznę.
- Chcesz te przeprosiny czy nie? Mam dziś przez ciebie trochę rzeczy do zrobienia więc ...

Nie dokończyła. Zamiast tego upiła kolejny łyk po czym niespodziewanie parsknęła w kubek.

- Szkoda że nie widziałam ich min. - Rzuciła chichocząc i próbując jednocześnie zetrzeć bitą śmietanę która jakimś dziwnym trafem znalazła się na czubku jej nosa.

Sytuacja faktycznie zaczynała ją bawić. Granie roztrzepanej, wesolutkiej i słodkiej dziewczynki zawsze sprawiało jej przyjemność. Tu..? Cóż, dwa w jednym.

- Chcę przeprosiny - powiedział, również siadając na blacie, lecz z drugiej strony.
- Rozmawiałem tylko z jednym...Charles Flangtar? Chyba tak... Wyglądał tak, jakbym kazał mu połknąć żar z ognia.
Domyślam się, po reakcji, że nie jesteś zbyt związana z tą organizacją-
powiedział z lekko drwiącą miną.

Pokręciła przecząco głową.

- Czy ja ci wyglądam na ślepo wierzącą w prawo pracownice Straży? Daj spokój. To tylko zlecenie i drobne powiązania, które wkrótce czeka nieprzyjemna rozmowa. - Rzuciła swobodnie.
- No więc... Przepraszam.

Przy ostatnim słowie wstała i zgrabnie stąpając po blacie zbliżyła się do niego. Wykonała lekki skłon po czym pchnęła go tak, by spadł na podłogę.

- To za spartaczenie mi opinii. - Wyjaśniła posyłając mu całusa z ręki i ponownie sadowiąc się na blacie.

Kiedy się podniósł, na jego twarzy widać było niczym niezmąconą satysfakcję.
-Ależ nie ma za co. Mogę się jeszcze bardziej postarać-otrzepał spodnie, ponownie siadając w tym samym miejscu.

Spojrzała na niego z nagłym chłodem w oczach.

- Bardziej? Roni... Daj sobie spokój. I nawet nie zaprzeczaj... Ta czekolada jest dobra ale nie aż tak żeby pokryć nudne zaprzeczanie.

-Nie mam pojęcia o czym mówisz. Flangtar też się upierał przy tym imieniu. Niestety, nie posiadam go. Możesz sprawdzić we wszelkich spisach-uśmiechnął się paskudnie.

- Gatki szmatki... - Mruknęła.
- Na mnie już czas. Miło było i co tam sobie chcesz.

Zgrabnie wylądowała na podłodze.

- Wiesz... Wkurzyłeś parę osób. Uważaj na siebie. Mnie masz z głowy... O ile nie dostane nowego zlecenia. Póki co... Bye bye ... Dane możesz sobie zachować na pamiątkę. - Skończywszy mówić ruszyła w stronę wyjścia.

- Pożegnałbym się bardziej czule, Merime, ale mi się nie chce - zszedł z lady.
- Oczywiście nie śmiałbym zatrzymywać tak zajętej kobiety... Pozmywaj-rzucił w międzyczasie, stawiając kubek na metalowej podstawce, która usunęła się, pochłaniając naczynie.
-Jeśli chodzi o dane, z pewnością je zachowam... Możesz być tego pewna-uśmiechnął się drwiąco.

Odwróciła się do niego z wesołym uśmiechem.

- Jestem pewna. Na wiele ci się jednak już nie przydadzą. - Po czym zmieniła temat na nieco bardziej ją interesujący.
- Masz tu gdzieś łazienkę?

- Na ile mi się przyda, to się okaże - uśmiechnął się paskudnie.
- Łazienka jest tutaj - otworzył kolejne drzwi, pokazując średniej wielkości pomieszczenie ze ścianami i podłogą w granatowym kolorze. Jedynie sufit pozostał biały.
Wbudowane w nie były podobne małe światełka co w kuchni.
Tej samej barwy były wszystkie meble oraz urządzenia sanitarne.
Oczywiście prócz lustra. Wszystko to wyglądało bardzo... normalnie.
Umywalka, wanna z prysznicem... wszystko to wyglądało tak, jakby nie miało nic z elektroniki.

- Dzięki. - Mrugnęła do niego znikając za drzwiami.

Teraz należało działać szybko. Krzywiąc lekko usta na brak jakiegokolwiek gniazdka czy chociażby panelu, odkleiła przezroczysty pasek z lewego ramienia. Tego typu sprzęt był może drogi i trudny do zdobycia, jednak jego przydatność pokrywała wszelkie wyrzeczenia. Odkręciwszy wodę wsunęła go pod strumień po czym pewnym ruchem nakleiła na ścianę, tuż nad umywalką. Uśmiechnęła się do swojego odbicia, poprawiła włosy po czym spuściwszy wcześniej wodę, otworzyła drzwi i wyszła na korytarz.

- Niezłe mieszkanko. - Pochwaliła.
- Zmykam. Jak coś.. Masz mój adres.

Uniósł brew w wyrazie lekkiego zdziwienia.

- Dobrze, jeśli będę czegoś potrzebował, z pewnością będę wiedział jak zrobić użytek z tej informacji - wzruszył ramionami.
- Prześlij pozdrowienia ode mnie całej Straży, szczególnie temu, który chciał mnie przesłuchać - rzekł z nieskrywaną złośliwością.

- Się robi. - Odpowiedziała ze śmiechem po czym posłała mu buziaka.
- Miło było. Koniecznie musisz mnie odwiedzić. Robię lepszą czekoladę niż ten twój automat.

Ostatnie zdanie dobiegło już z korytarza. Pomachała mu i spokojnie pomaszerowała do windy.

- Dupek. - Sapnęła gdy tylko zamknęły się za nią drzwi.

Pospiesznie wybrała poziom garażu. Nie miała czasu. Woda wkrótce zrobi swoje. Uśmiechnęła się.


Samochód stał tam gdzie go zostawiła. Z żalem musnęła jego czarną karoserię. Lubiła ten model. Lubiła ten model, jednak nade wszystko lubiła swobodę i własną prywatność. Wsiadła, zapaliła silnik. Przez krótką chwilę pozwoliła sobie na rozmyślania. Bardzo krótka chwilę po której pospiesznie włożyła kombinezon maskujący. Zadanie dość trudne biorąc pod uwagę rozmiary samochodu, a co za tym idzie niewielką przestrzeń jaką miała do dyspozycji. Praktyka czyni jednak mistrza.

Daimonda St66 z zawrotną prędkością wystrzelił z wlotu garażowego. Nie zmniejszając jej nawet na chwilę pomknął wprost w ścianę budynku naprzeciw. Drzwi otworzyły się tylko na chwilkę. Bardzo krótką chwilkę tuż przed wybuchem, który towarzyszył zderzeniu.

- Żegnaj. -
Rzuciła w stronę płomieni.
- Żegnaj. - Rzuciła w stronę mieszkania 502 i jego właściciela po czym wcisnęła różowy guzik detonatora.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline