Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-01-2010, 12:04   #2
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Niesforne jasne loki opadały na czoło, ekwipunek raczej nie wskazywał na to by halling miał być jakimkolwiek poszukiwaczem przygód. Rozmiar brzucha w przyrównaniu do innych członków jego rasy budził wręcz skojarzenia z anoreksją. Tupik nie był chudy, ale o dziwo gruby także nie był. Ubrany był jak kupiec, wygląd ma nienaganny, podążający za ostatnim krzykiem mody oraz wygodą.

Fikuśne i kolorowe dodatki, falbanki, chusteczki, nawet kilka kolorowych wstążek przywiązanych na wzór mody w Kislevie. W Bretonii do ostatnich krzyków mody należał wełniany berecik który i na hallingu znalazł swoje miejsce. Przy boku miał przywieszoną podręczną torbę z listami i ziołami, zaś przy pasku zawieszoną miał procę, wraz z sakiewką ołowianych kulek i krótki miecz. Gdy szykował się do walki, skrywał swój berecik pod metalowym hełmem, takie połączenie sprawiało, że i hełm nosiło się wygodniej a i berecik bezpieczniej. Co prawda właśnie nie szykował się do walki, ale w karczmie różnie bywa, więc przezornie trzymał swój hełm przy sobie.

Bigos z piwem nie należał może do najwykwitniejszych połączeń, ale głodnemu halflingowi w talerz się nie zaglądało. Zresztą musiał nieco przyprawić gulasz, bo widać było po smaku że kucharz to człowiek. Nie to, żeby ludzi nie umieli gotować, owszem potrafili, ale nie umieli wydobyć całej esencji smaku z potrawy, nie znali się na łączeniu potraw tak aby wzajemnie dopingowały doznania smakowe. Gdyby porównać jedzenie do drewna - to ludzki kucharz byłby drwalem, a halfliński byłby rzeźbiarzem. Nie ściąłby tylu drzew co człowiek, nie nakarmił tyle pysków ( choć gdyby za zadanie postawić kucharzom nakarmienie jak największej ilości osób, to Tupik był pewny że halflingi znów byłyby górą) , za to drewno które przeszłoby przez jego ręce stanowiłoby majstersztyk rzemieślnictwa. Gdyby jedzenie jakie wytwarzają halflingowie dałoby się jakoś magicznie utrwalić, to Tupik był pewny, że do tej pory powstało by jakieś muzeum poświęcone kalflińskiej sztuce kulinarnej.

Dania ciotki Frenegildy jak na przykład naleśniki smażone na krasnoludzkim spirytusie - których siła działania, nie gorsza była od szklaneczki whyski zaś smak i efekt czuć było nawet od tygodniowego naleśnika. Udziec barani, który sam rozpływał się w ustach - oczywiście wymagało to wielu procesów w tym uprzednie trzymanie go w piecu w odpowiedniej temperaturze i odpowiednio długo. Nie zastosowanie się do receptury ( osiągniętej po latach eksperymentów) powodowało, że kęs rozpadał się , ale na talerzu a nie w ustach, albo tez był tak twardy, że w ogóle rozpaść się nie chciał.

Halfling myślał więc o naleśnikach swojej ciotki, jego myśli często błądziły na temat jedzenia, chyba, że akurat wrodzona ciekawość dostrzegła inny obiekt zainteresowania. Siedząc tak sobie przy jedynym wolnym stoliku, popijając piwo i podjadając gulasz ( przyprawiony smakował już o niebo lepiej ) obserwował co dzieje się w karczmie. Przysłuchiwał się plotką, wreszcie czujnie obserwował tych którzy zamierzali się do niego dosiąść. Co w tak zatłoczonej karczmie było zapewne tylko kwestią czasu...
 
Eliasz jest offline