Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-01-2010, 11:16   #4
majk
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
Nie obejrzał się drugi raz za siebie, zniknął za pierwszym rogiem w grupce gości wychodzących z restauracji do właśnie podstawianych aut. Na swoim PDA dwoma wyćwiczonymi ruchami kciuka włączył funkcję TAXIme. Tekst na wyświetlaczu zniknął, zastąpiła go strzałka która przeskoczyła dookoła własnej osi zatrzymawszy się płynnie na rogu Obamy i Wystawowej. Lampka na dachu czarnego Mercedesa GF-LK stojącego na światłach przy Galerii Vauxan zapaliła się pomarańczowym światłem, tak samo jak strzałka na ciekłokrystalicznym ekranie. Dostanie się taksówką do siebie zajęło mu niespełna pół godziny, trochę długo biorąc pod uwagę zawrotne prędkości jakie rozwijał kierowca. Cisza i bezpieczeństwo taką właśnie miały cenę, „Wszędzie daleko”. Bez słowa wysiadł pod drzwiami budynku, minął ochroniarza i recepcję, nikogo więcej o dziwo nie było w hallu mimo młodej godziny, winda po zeskanowaniu ID zamknęła się i cicho szumiąc wystrzeliła w górę. Wstukał kod w holograficzną klawiaturkę na drzwiach które otworzyły się autamatycznie, mieszkanie rozświetliło się niebieskawymi światłowodami w suficie i ścianach. Panel medialny na ścianie połączył się z iPda w kieszeni marynarki i zaproponował zawartość medialną do przejrzenia i skrót do news’ów. „W końcu, nareszcie!”. Po dziesięciu minutach siedział na wypoczynku w luźnych ciuchach przeglądając aktualizacje, odłożył kontroler na ławie podnosząc z niej termos-kubek na kawę dopijając napój. Zamknął ustnik i obrócił go przekręcając plastik u dołu kubka, na kolanie wylądowała karta pamięci którą stuknął opuszkiem palca zostawiając na niej zielonkawy odcisk linii papilarnych. Aktywowała się informując usera cichutkim piknięciem, panel na ścianie zafalował pikselami zostawiając za sobą menu synchronizacji.
-Kopiuj.
Na dolnej krawędzi ekranu pojawił się pasek progress’u, a na pierwszy plan animacja przesunęła okienko następnego kroku. Zastanawiał się chwilę nad filmem który miał obejrzeć tydzień temu z Magdą gdy z pikseli wyłoniła się słuchawka podpisana: Dzwoni Magda.
-Połącz.

*************

Zamknął drzwi biura za swoim niespodziewanym gościem i jego ludźmi, dopiero po tym odetchnął z ulgą. Trwała jedynie kilka sekund, dopóki nie przypomniał sobie co leży na biurku. Nie mógł pojąć jak mógł się na to zgodzić przyjmując na siebie ryzyko, z drugiej strony jego krewny postawił sprawę jasno. „Wyjeżdżam do Moskwy, musisz się tym dla mnie zająć Andriej. W ciągu tygodnia przyjedzie człowiek. Pilnuj go jak własnego oka. Proste zadanie, dasz rade chłopcze, prawda?”- chrypliwy głos wuja wciąż odbijał się echem po jego czaszce.
Pod jego stopami tłum falował w rytm cyber-techno-rocka, zasilany alkoholem i dragami unosił się i opadał w świetle stroboskopów i projekcji w dzikich pląsach.


Fairey:

Bar „Hurricane” wbrew nazwie był cichą spelunką na uboczu, neonowy szyld kiedyś ostrym blaskiem oświetlający ciemną uliczkę teraz ledwo przebijał cytrynowym światłem grubą warstwę kurzu nad drzwiami do pół-piwnicy. Pewnie z tego powodu niewiele nowych twarzy przewijało tędy, to dobrze, Fairey nie szukał nowych znajomych. Miał doręczyć paczkę i zgarnąć zapłatę, poza tym na ten wieczór obiecał sobie wolne piwko przy dobrej muzie. Tylko jeden klient, nieznany mu garniturowiec, sączył coś przez słomkę gapiąc się w ekran, z Isaac’iem- podstarzałym rockmanem i obecnym właścicielem lokalu, był na „ty”. W środku skromnie, drewniane kasetony i kilka starych plakatów na ścianach, zagęszczone dymem powietrze i neonowe gitary nad barem, wręcz nostalgicznie. Wszystkie cztery stoliki były wolne, oddzielone ściankami, wygodne i miękkie. To odpowiadało mu bardziej niż hooker przy barze- upewnił się że Danny go widział i zajął miejsce w jednej z loży. Kostkę położył po przeciwnej stronie stolika, na blacie dotykowym dwoma zdawkowymi kliknięciami zamówił jedno duże. Po chwili wyjeżdżający z blatu kufel Okocima Deep-Dark pokryty kroplami wody znalazł się w jego dłoni na wysokości oczu, zimne i ciemne- idealne. Przełknął pierwszy łyk i mimowolnie podnosząc wzrok trafił na panel telewizyjny wiszący pod sufitem. „Wiadomości o 20”
Patrzył na to ścierwo dezinformacji, jednak tak naprawdę nie zwracał uwagi na niusy, myślami był zupełnie gdzie indziej. Tydzień temu wylali go z „Fuzji”, po tym wszystkim, tak po prostu zastąpili go jakimś frajerem który wykonywał jego obowiązki za pół pensji. „Biznes to biznes...”- brzydka prawda rządząca rynkiem- „...frajerów też nie brakuje”- uśmiechnął się pod nosem. Położył cyber-dłoń na stole i poruszył palcami przyglądając się jej, mechaniczne mięśnie i ścięgna reagowały na implusy nerwowe bez zarzutu, ale daleko im było do sprawności prawdziwej, pierwszej dłoni. I ten charakterystyczny chrzęst dziesiątek servo silników pracujących wewnątrz, „jak ten świat poszedł do przodu”. Poskładał go „stary znajomy” komentującego właśnie wiadomości fixera-barmana, przypadkiem aktualnie urzędujący w klinice syndykatu pod obstawą trzech goryli z SMG’ami. Przynajmniej zaoszczędził trzy stówy, no teraz już dwie. Właściciel baru i widocznie na tą zmianę również barman w jednej osobie przysiadł się do niego stawiając na stole dwa drinki, jeden puszczając po stole do Marka tak, że gdyby ten nie wyciągnął po niego ręki to zawartość szklanki wylądowałaby na jego spodniach.Ktoś nie znający Dannyego mógłby powiedzieć, że rześki z niego staruszek. Otóż nic bardziej mylnego, tak naprawdę Isaac był młodszy niż nie jeden z gości Hurricane. Za to organizm skurczybyka wyżarty latami „stresów” kariery rockowej, kilogramami wypalonego zielska i wciągniętej fuki, pożółkłymi od papierosów i podziurawionymi od władka zębami, przepitymi i przećpanymi oczyma i zniszczoną cerą stwarzał pozory posuniętego w wieku mężczyzny który nieźle się trzyma.
-Co to za soczek? –wystrzelił prześmiewczo solo.
-Na koszt firmy- uśmiechnął się – ...dil? – spojrzał na plecak obok.
-Jasne. Ehh..., co za dzień... – podniósł szklankę z drinem do ust po czym odstawił lekko się krzywiąc.
-Chyba tydzień, heh. Wziąłbyś się za jakąś porządną robotę, tak na weekendy to kariery nie zrobisz. –prowokował go jak zwykle.
-Może bym się wziął gdyby jakaś była. – Fairey wymownie spojrzał fixerowi w oczy na co tamten uśmiechnął się marszcząc policzki.
-Może coś wymyślimy...– przeciągnął Isaac podnosząc swojego drinka.
Rozmawiali jeszcze chwilę gdy fixer wyciągał z plecaka kasetkę po czym wstał od stolika i wrócił do swoich barmańskich rzeczy bez słowa na temat pracy, ale Marek wiedział, że zanim wyjdzie z Huraganu dostanie jakieś miłe zlecenie za miły hajs. „Hajs, przydałby się”. Zadumę przerwał dźwięk otwieranych drzwi, dwóch punków w czarnych skórach z jakimiś zielonymi naszywkami weszło do środka. „Pieprzeni boosterzy i ich kolorki”- pomyślał mierząc typów. Ubrani prawie jak bliźniacy, podobne dżinsy i kurtki naszpikowane ćwiekami i chromem, tylko fryz inny, zielony mohawk i łysy łeb. „Ten łysy...” Stanęli przy ladzie, mohawk pytał o coś Isaac’a, jego kolega w tym czasie obrzucił spojrzeniem klientów i to był ten moment. Moment, w którym serce przyspiesza spowalniając mózg, hormony trafiające do krwioobiegu zaczynają bulgotać, te kilka sekund kiedy każdy solo myśli „To był taki spokojny dzień, a teraz się zacznie...”. Fairey nie wierzył własnym oczom, powoli spuścił spojrzenie na cyberkończynę zaciskającą się w pięść, to ten sam punk, który sześć miesięcy temu razem z koleżką napadł na Fuzję. Jednym haustem opróżnił szklankę. Ten sam który jebanym BudgetArms’em rozpizgał mu dłoń tamtego wieczoru gdy stał na barze. „To na pewno on!” Ktoś z natury mściwy czy pamiętliwy mógłby to nazwać szczęśliwym zbiegiem okoliczności, z natury nie był taką osobą. Ale czas też nienajlepszy. Marek już od jakiegoś czasu był wkurwiony na cały świat, ostatnie tygodnie były kompletnie gównianym ciągiem porażek, alkohol tylko potęgował emocje które miał tłumić. Przypadek. Kumulacja. „Wychodzą...”

Obudził go przeszywający ból. Otworzył oczy, ciemna powierzchnia asfaltu odbijała delikatnie żółte światło lamp. Z niemałym trudem wstał na równe nogi, rozejrzał się, dookoła pełno było potłuczonego szkła, za nim jeszcze dymiący rozbity samochód, kilkoro gapiów. „Trzeba iść”- kołatało się w głowie, szedł. Wszystko wokół było takie niewyraźne, takie dziwne i rozmyte. Równie nieświadomie zatrzymał się po jakimś czasie w jednej z alejek pomiędzy budynkami, uniósł dłoń i z nad czoła wyciągnął sobie spory kawałek szkła. Kształty nabrały konturów, wróciła świadomość. „Gdzie ja jestem?! Co się stało?!” Czuł ciepłą stróżkę krwi spływającej po nierównościach jego twarzy. Coś zapiekło, ukłuło gdzieś w głowie. Zemdlał.

Malczenko:

Przejrzał parę stron ostatniego SoF’a lustrując kolejne modele, znał na pamięć kolejność i parametry większości spluw, miał kupić dziś nowy numer, znowu zapomniał. Słaba żarówka z ledwością oświetlająca pokój zamigotała, „Kurwa..” –padł na podłogę za fotelem. Huk eksplozji był krótki i stłumiony, detonatory kierunkowe spełniły swoje zadanie. Drzwi wejściowe przeleciały przez klitkę wznosząc za sobą tumany wapiennego kurzu, po czym z trzaskiem przylgnęły kolejno do przeciwległej ściany i podłogi. Chciał szybko się podnieść i złapać któregoś gnata, ale zimna lufa St-5 przy skroni skutecznie weryfikowała ten plan.
-Starzejesz się przyjacielu –celujący w niego osobnik nie krył satysfakcji.
-Borys... myślałem, że ciągle palisz wioski i mordujesz cywili na Litwie –odparł hardo równocześnie podnosząc się na równe nogi.
-Ileż można, Wiktor, zresztą sam najlepiej wiesz. Było fajnie, nie przeczę, ale trzeba w końcu zadbać o przyszłość...
Zdekoncentrował się na ułamek sekundy, a Malczenko właśnie na to czekał. Wierzchem dłoni podbił lufę karabinu do góry drugą ręką ciągnąc za kolbę do dołu, palec Borysa dalej leżał na spuście posyłając serię w sufit a ostatnią kulą zahaczając o neo-sowiecki taktyczny hełm bojowy, teraz mógł zajrzeć do wnętrza swojej maszynki od wylotu.
-I co, sprzedajesz kulki kolegom z jednostki? –wycedził oczekując wyjaśnień Wiktor.
-Dobra twoja- spojrzał na karabin- ale to nie tak, jest robota dla kogoś z naszym... doświadczeniem.
-I to jest dobry powód żeby wysadzić mi drzwi? – podetknął lufę bliżej twarzy starego znajomego.
-Chyba się nie gniewasz, co? –oczyma Borys zlustrował otoczenie – I tak przydałaby się remont. Spodziewałem się więcej po tobie na prywacie szczerze mówiąc, kapitalizm ci nie służy brachu, ale może coś poradzimy...
-Nawijka. –Skwitował dalej mierząc do niego z jego własnej broni.
-Korpy, interesy i grube eurodolce. Mój samochód stoi przed bramą, coś jeszcze? –uśmiechnął się szczerząc żółte zęby jakby to nie w niego celowano ze Stolbovoya.
-Tak Borys, coś jeszcze... pamiętasz Sawojysz?
Sierżant Gujec chciał protestować ale nie zdążył przed uderzeniem kolby karabinu który jeszcze przed chwilą kurczowo trzymał w dłoniach. Cofnął się chwiejnie o dwa kroki zakrywając twarz dłonią która po chwili kapała krwią na białe od kurzu linoleum. Wiktor wyjrzał za okno, faktycznie stał tam Ford Sigmar którego wcześniej nie widział. Borys może nie był najlepszym komandosem, ba, był zwyrodniałym skurwielem i hańbą dla jednostki, ale to tylko okienko na coś większego... i może zyskownego.
 

Ostatnio edytowane przez majk : 12-02-2010 o 22:33.
majk jest offline