Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-01-2010, 14:41   #5
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Niewątpliwie należał do weteranów siedząc tu już niemal pół roku. Zresztą, może nawet trochę więcej. Dni upływały jednostajnie, monotonnie, zlewając się ze sobą. Czasem jedynie odwiedzał go Predator, ale rzadko. Zdecydowanie nie lubił wielkich miast, jak Nottingham. Nawet na ich rodzinny zamek przybywał rzadko przyłączając się tylko, gdy rodzina wybrała się do lasu na łowy. Wtedy przybywał radośnie przyłączając się do polowania. Tutaj jednak nie było na co polować. Smród niemytych ciał łączył się z totalną obojętnością wszystkich wobec wszystkich. Niezaprzeczalnie, tutaj mogli jedynie siedzieć licząc na to, ze może jakie szczęśliwe wydarzenie wydobędzie ich na wolność. Na ucieczkę ciężko było liczyć, ale zdarzało się, ze jaki taki wielmoża z okazji wielkich świąt wypuszczał więźniów darując surowszą karę lub zmieniając ją na dyby czy wybatożenie. Loch bowiem nie był miejscem kary, lecz raczej oczekiwania na wyrok. Kamieniołomy czy insze rzeczy to było to łatwiejsze do zniesienia. Ponadto czasem zwyczajne dyby, albo baty, które, jeżeli było ich niewiele, dawało się jakoś wytrzymać oraz zaleczyć okaleczone plecy. Oczywiście, niewielkie sprawki, typu bójka w karczmie, opicie się na służbie, czy tego typu inne podlegały łagodniejszemu traktowaniu. Znacznie gorzej mieli ci, których schwytano na kradzieży, czy też postrzeleniu królewskiego jelenia. Wreszcie była kolejna kategoria, czyli tacy jak on, siedzący na wszelki wypadek, żeby przypadkiem kłopotów nie sprawiali.

Król Ryszard dawno już odszedł do swych rycerskich przodków, trafiony ową nieszczęsną strzałą pod zamkiem Chalus-Chabrol. Teraz panował Jan, młodszy brat jego, który cnotami ni odwagą nie dorównywał swojemu poprzednikowi na tronie angielskim. Raczej kupczyka przypominał żydowskiego, co to wykrętami oraz oszustwem chce kupić majątek nieświadomej chrześcijańskiej duszy. Przedstawicielami korony mianował zaś sobie podobnych, jak sir William Ward. Urząd szeryfa szanował, ale takiego człowieka, co to zamiast sprowadzać sprawiedliwie władzę, króla swego szczodrobliwie reprezentować, jako pana łaskami możnego, grabieżą raczej się zajmował. Tylko szukając wszelkich wykrętów, by cudze ziemie zagarniać.

- Tfu – cnotliwy mąż gardziłby takimi sposobami. Łup zdobyty na wrogu, chociaż krwią cudzą skropiony, swoją także obmyty jest, ale to co wyprawiał król oraz jego urzędnicy, nie daleko wychodziło poza kanony, którymi powinien kierować się chrześcijański władca. Czy król Artur, albo Karol Wielki, albo paladyni ich postępowali tak małodusznie? Na pewno nie. Żadna księga, ani historia, którą słyszał, nie wspominały nic na ten temat, wiele za to mówiły, jak mężni byli oraz odważni Przebywając kilka lat na wojnie nauczył się wprawdzie, ze męstwo nie kierowane dobrocią oraz właściwym rozsądkiem, nie prowadzi do dobrych rzeczy. Jan wydawał się wszakże nie mieć ani jednej spośród tych cech. Ale póki co, to właśnie Jan był królem, William Ward szeryfem, natomiast on więźniem na wszelki wypadek.

Tak jak upływały dni, tak zmieniali się ludzie, którzy siedzieli obok niego. Kobiety, mężczyźni, dzieci ... Szczęściarze czasem wychodzili, jak jakiś kupiec, który oszukiwał przy przewozie zboża, ale rodzina zdołała zebrać odpowiednie pieniądze przekupując kogo trzeba. Pewnie nawet samego szeryfa. Większość jednak zabierano zupełnie inaczej niż kupca, który wychodził przestraszony jeszcze, lecz naprawdę radosny. Pozostałych wywlekano siłą. Wrzeszczeli, płakali, próbowali się bronić, ale nie mili szans przeciwko uzbrojonym strażnikom. Potem usłyszeć można było jedynie ich nieludzkie wycia, którym wtórowały okrzyki gawiedzi.

Ogólnie panowały tu dwie zasady:
- jeść co dają,
- nie wychylać się.
Złamanie każdej groziło szybką zmianą sytuacji ze złej na jeszcze gorszą. Kiedy ktokolwiek przychodził nowy pozostając jakiś czas, chłopak przekazywał mu owe reguły. Niektórzy przyjmowali je wdzięcznie, ciesząc się, ze nawet będąc uwięzionym, można znaleźć jakąś jako tako życzliwą osobą. Inni usiłowali się rzucać, jeszcze inni reagowali obojętnością ... może pozorną, może prawdziwą, może ... któż naprawdę wie?

Wśród siedzących w celi niewątpliwie uwagę zwracało kilka osób, czy to swoim wyglądem, czy naturą nieokiełznaną, wydawałoby się, czy jakąś aurą siły, która wypływała od nich. Urodą niewątpliwą wyróżniały się trzy młode kobiety, którym czas jeszcze nie pobruździł twarzy zmarszczkami, ani nie zabił giętkości ładnej sylwetki. Tam gdzie trzeba: szczupłej, tam gdzie trzeba: obfitej. Jakoś potrafiły dać sobie radę, choć byli tacy, co mieli ochotę na ich cnotę ... jeżeli jeszcze ją posiadały. Spośród innych było kilku mężczyzn, których wzrok jeszcze nie przygasł pod wpływem niesprzyjających okoliczności. Szczególnie dziwacznym wydał mu się osobnik ciemną karnację mający, jak ci, którzy Palestynę zamieszkują od niedawna, po tym gdy ogniem oraz mieczem wydarli ją chrześcijańskim władcom Cesarstwa Wschodu. Wyznawcy wrogiego islamu mieli jednak daleko swoje siedziby ... skąd się zatem znalazłby który w dobrej Anglii?
- Może który rycerz, czy baron przywiózł go wziąwszy do niewoli podczas wyprawy Ryszarda, teraz zaś, nie mając co robić, oddał to dziwowisko szeryfowi? Rzecz jasna, Ward od razu wrzucił go do lochu.
To było możliwe, ale czy prawdziwe ... nie miał zielonego pojęcia.

Dniem niezwykłym była niedziela, kiedy to nawet do więźniów na krótką chwilę przychodził zakonnik nieść słowo zacnego pocieszenia. Ale wyjątkowo tym razem nawiedził ich kto inny. Dziewczyna zacnego rodu oraz słusznej dumy w towarzystwie kilku strażników. Płci jasnej, twarzy kapryśnej, przyzwyczajonej do spełniania zachcianek. Ot, typowa córka zamożnej szlachty lub arystokracji normandzkiej czy francuskiej. Nie lepsza pewnie, jednakże również nie gorsza niżeli inne panienki pochodzące z dobrych domów. Nudziło im się, więc wymyślały rozmaite zabawy, tym razem zachciało jej się poznać uwięzione bractwo.

Pierwsza odezwała się do niej rosła pannica, ładna ... gdyby ściągnąć z niej solidne pokłady brudu, które oblepiały wszystkich. Grzecznie naprawdę oraz krótko, dokładnie tak, jak powinna, ażeby tylko nie wzbudzić jakiejś agresji u osoby, która mogła jednym skinięciem posłać ich gdzieś, gdzie zdecydowanie woleliby się nie znajdować. Niestety, następny nieszczęsny idiota, albo desperat, nie pamiętał, lub nie chciał pamiętać, gdzie się znajduje. Zapewne był szlachetnie urodzony lub przynajmniej wolny, bowiem chłop prosty nawet nie potrafiłby chyba tak zachować się wobec szlachetnie urodzonej niewiasty. Przy jednakże całym swoim zapiekłym wywodzie gadał jednak nieprawdę. Przynajmniej tak się chłopakowi wydawało. Pewnie, że tamten zachowywał się odważnie, ale szafot, to mogło spotkać nieszczęśnika, jeżeli miał szczęście po takiej odzywce. Jeżeli natomiast szczęścia nie miał, pannica zaś średnio wydawała się skłonna do litościwych odruchów, to można było już za niego zmawiać modlitwę. Przy czym bynajmniej, dumnie odżywający się człowiek nie zostałby łaskawie potraktowany szafotem.

Słuchając jego hardej wypowiedzi chłopak na chwilę zapomniał jeżyka w gębie, toteż przedstawiając się wyprzedził go tajemniczy, smagłoskóry mężczyzna. Chwilę trwało, zanim wreszcie on także zdołał się wypowiedzieć.
- Cecil of Oakhill, do usług jaśnie panience – cóż, zasady dobrego wychowania nieszczególnie często przydawały się tutaj, ale jak widać ... od czasu do czasu, jakimś niespodziewanym przypadkiem. – Czekam na decyzję sir Williama, który polecił uwięzić mnie po śmierci mojego ojca, któren służył pod królem Ryszardem.
Przecież nie będzie tłumaczył dziewczynie szczegółów. Pewnie jednak sama wiedziała, co to oznacza, gdyż niejedna osoba odwiedziła lochy rozmaitych grodów z dokładnie identycznych powodów.

- Wybacz też łaskawie, owemu młodzieńcowi – postanowił spróbować uratować desperata, który lekceważąco potraktował młodą szlachciankę. – Niedawno on przyszedł oraz powiadał nam wszystkim, jak to dom się palił. Musi wtedy jakaś gruba belka na głowę mogła mu upaść rozum przetrącając. Toteż kiedy śpi rzuca się oraz mamrocze coś do siebie. Tudzież czasem jakieś dziwactwa opowiada, jakby był jakim wojownikiem wielkiej familii. Widywałem wszakże takich, co po uderzeniu musieli ileś tygodni odczekać, zanim rozum im się nie poukładał. Toteż pewnie jest dla niego jakaś nadzieja, jeżeli w niepamięć łaskawie puścisz te słowa przez szalonego dziwaka powiedziane, który ani swoim językiem, ani pomyślunkiem nie władnie dobrze.
 
Kelly jest offline