Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-01-2010, 13:11   #4
Abeir Lissear
 
Abeir Lissear's Avatar
 
Reputacja: 1 Abeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłośćAbeir Lissear ma wspaniałą przyszłość
Radziej "Rębajło"

Złożył dłonie na kamiennej balustradzie i wciągnął głęboko mroźne powietrze z północy. Spojrzał daleko przed siebie, w góry gdzie została jego przeszłość. Wspomniał wszystkie zimne noce jakie spędził pośród wojaków zza gór a i później po powrocie nie bywało lepiej. Kiedy fart dopisywał to i w łóżku opłaconym w jakieś miejskiej karczmie udało się spocząć bo to zawsze trzeba było mordę komuś obić za co ktoś inny zapłacił. Hulanki w karczmach i obite pyski tych którzy się napatoczyli przywołały uśmiech na jego twarzy. Lubił tak żyć...być niezależnym, spędzać czas na naprzemiennym zapijaniu się w umór i obijaniu gęb za dobrą zapłatę. Jednak później czasy się zmieniły. Ludzie stawali się coraz mniej serdeczni, mało kto chciał korzystać z usług zapijaczonego "walimordy" jak to go czasem zwano. Trzeba się było chwytać innych prac. Pomoc w karczmie za ladą zazwyczaj kończyła się już pierwszego dnia bo zapijał bardziej niż klientela. Sprzątanie godziło w honor. Uprawa roli też nie dawała perspektywy na przyszłość dla osoby która rządna była przygód tak jak on wówczas. Tak więc podróżował to tu to tam tępiąc co tam ludzi w danej chwili nękało. To wilka ubił, raz niedźwiedzia, raz nawet grupkę leśnych rabusiów którzy nękali okoliczne wioski, aż tu któregoś dnia całkiem niespodziewanie w karczmie zaczepił go bogato odziany jegomość zapraszając w imieniu niejakiego Lorda Malcoma. Co prawda Lordów i szlachetnie urodzonych Radziej nie lubił aczkolwiek to oni najlepiej płacili a że sakwa zaczynała pustką świecić to i zaproszenie okazało się zesłanym z nieba bo i nie żądali niczego a zostać pozwolili. Jeść dali do syta a i gorzałki czy wina nie brakowało nigdy. Jedyne czego do niego wówczas oczekiwano to przysłuchiwania się dziwacznym niejednokrotnie opowieścią starca. Długie wieczory spędzał w komnatach ćwiczebnych bo podstawową jego dewizą jest i zawsze było powiedzenie że "im więcej potu z siebie wylejesz ćwicząc tym mniej krwi w walce wróg z ciebie upuści"
Kolejny raz wciągnął mocno powietrze...przyjemny chłód odświeżył mu umysł.

Minęło już kilkanaście wiosen od czasu kiedy to opuścił Zaporowe Wierchy a i czasy wcześniejsze wydawały się już tak przyjemnie odległe. Jednak co jakiś czas wszystko wracało i to wtedy kiedy człowiek jest najsłabszy i bezbronny...wracało we śnie...Słomiane strzechy chat...zapach paleniska...delikatny głos matki...surowa ręka wuja...krzyk...stukot końskich kopyt...miedziany smak i zapach krwi...ogień....






Wiatr głaskał zlodowaciałe wierchy gór. Słońce już dawno schowane za wielkimi górami ustąpiło miejsca pełnej tarczy księżyca w towarzystwie gwiazd. Gdzieś w oddali wycie wilka miarowo przerywało cisze nocy w akompaniamencie wycia sowy. Noc niby jak każda inna jednak coś wisiało w powietrzu. Coś czego umysł Radzieja nie był w stanie opisać, jednakże ciało i dusza odczuwały bardzo silnie. ~ być może o to chodziło temu kuglarzowi, może to właśnie jest ta, jak on to zwykl mawiac "moc głębi ziemi" ~ Nie. To jednak nie było to. Coś wisiało w powietrzu i czekało...

Wczesnym świtem został zbudzony i wezwany do pokoju schorowanego Malcoma. Gdy zgromadzili sie wszyscy "Bracia" starzec jakby z zaświatów, błędząc wzrokiem po komnacie zdołał wyiskać z siebie być może resztki sił.

- Ocalcie go. Nie dopuśćcie do jego egzekucji. Przekupcie kogo trzeba, wykradnijcie, albo odbijcie. To nie ważne. Nie dopuśćcie by go zgładzili. Wyrwijcie tym podłotom z ich łap i przywieźcie tu. Nagroda przejdzie wszelkie wasze oczekiwania…

Prawdziwie Radziej nie miał ni ochoty ni interesu ratować tyłka jakiegoś paniczyka. Jadnak jak zwyczaj stary każe "Kto prośbie z łoża śmierci wzniesionej uchybi, tego w trzech dni do siebie diabli wezmą prawdziwi". Była to patowa sytuacja bo Malcom wydawał sie być możnym w takim stanie nawet i wieki trwać, jednak każda chwila mogła też być jego ostatnią, a bramy piekielne były ostatnim miejscem jakie Radziej miał zamiar oglądać.



Tempo jakie wojak Wojciechem zwany narzucił było nieco przesadne zdaniem Rębajły. Można się spieszyć ale żeby tak od razu na łeb na szyje lecieć nie było pomysłem który przypadł do gustu nie tylko Radziejowi ale i jak zauważył reszcie kompani. Zgrymaszone towarzystwo nawet gęby nie otwierało, wszyscy tylko z zacięta gębą parli naprzód.

Panowie – rzucił ktoś z lewej - wydaje mi się, że powinniśmy coś o sobie wiedzieć. Musimy być pewni umiejętności poszczególnych z nas jeśli chcemy odnieść sukces....możecie mi mówić po prostu Visk...Wspomóc naszą wyprawę mogę magią, oraz celnym strzałem z kuszy...Posiadam kilka przydatnych zaklęć zapisanych na zwojach, ale wolałbym ich użyć tylko w ostateczności.

Radziej do magi podchodził z dużym dystansem. Nie ufał magicznym podstępom, ale nie do tego stopnia żeby magią gardzić. Do głowy przyszło przez chwile wspomnienie jego nie tak dawnych pobratymców zza Zaporowych Wierchów. Byli wśród nich i tacy co po takim przemównieniu rzucili by w wielmościa Viska toporem lub gołymi rękoma wyszarpali z niego wnętrzności, jednak o tym wolał teraz nie wspominać.

- Jestem Radziej, ale zwią mnie Rębajłem i niech tak zostanie. Jeżeli rzecz sie mnie tyczy to silną ręką i szablą ostrą wspomóc moge waszmosci, a i odpowiednie narzędzia posiadająć i czasu drobine to i pancerz zepsuty naprawic pomoge. Gębe gadają że mam niewyparzoną ale takich żywych wielu nie zostało.

Tu Radziej przerwał widząc na drodze chłopa co rękoma machał i darł gębę do nich ale został zignorowany. Inaczej się sprawy miały się pod bramą. Motłochu który się tu zbił w masę zignorować było nie sposób. Jedynym sposobem szybkiego dojścia na dziedziniec było zleźć z konia i szabelką przesmagać kilku dla przykładu to reszta ustąpi...i już miał z konia skoczyć gdy na sam przód wyjechał Kuglarz i głosem donośnym do ludu krzyknął....
 
Abeir Lissear jest offline