Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-02-2010, 19:38   #4
Nexus6
 
Nexus6's Avatar
 
Reputacja: 1 Nexus6 ma z czego być dumnyNexus6 ma z czego być dumnyNexus6 ma z czego być dumnyNexus6 ma z czego być dumnyNexus6 ma z czego być dumnyNexus6 ma z czego być dumnyNexus6 ma z czego być dumnyNexus6 ma z czego być dumnyNexus6 ma z czego być dumnyNexus6 ma z czego być dumnyNexus6 ma z czego być dumny
Gdy zawirowanie powietrza ustało, Baris obudził się z krzykiem.

- Uhhhhh, czuje się jak wychędożony przez orczą sukę – burknął pod nosem - Na Korda… Co tu się u licha działo – mówił do siebie ścierając pot z twarzy, po czym poderwał się z wilgotnej posadzki na dźwięk szelestu liści. Ujął miecz w dłoń i zaczął rozglądać się do dookoła gotowy do ataku kiedy nagle wyrósł przed nim zakapturzony starzec. W pierwszej chwili miał zamiar ściąć mu łeb ale na szczęście zdołał się opanować. Wziął dokument z wyciągniętej ręki przybysza i zanim zdążył spytać, ten rozpłynął się jak sen.
Rozciągnął pożółkły papirus i zaczął czytać.

*Nic mnie nie obchodzi czyjś los, niech każdy sam stara się os siebie* pomyślał, kiedy nagle doznał olśnienia.

- Ha, ha , ha! Kordzie, to twoja sprawka, ty znasz me lęki… Uszanuje to, co mi przeznaczone – huknął radośnie i zaczął zbierać swój ekwipunek. Dojadł zaczętego jastrzębia i dogasił nogą ognisko. Wsunął miecz na swoje miejsce, do pochwy zawieszonej na plecach, po czym ruszył biegiem przed siebie.

Po godzinie bieg przeszedł w trucht a potem w marsz aż jego oczom ukazały się postrzępione mury obronne, otaczające jak kołdra szare miasto.

Przekroczył jego bramy z dozą niepewności, wszak nigdy jeszcze w takim miejscu nie był. Jego zdziwienie powiększało się z każdą chwila, gdy coraz to bardziej abstrakcyjne dla jego umysłu zjawiska dostrzegał. Domy na kołach ciągnięte konno, wielgachne namioty sięgające nieba i niepraktycznie odziani ludzie, a także…
- Smród! Ależ tu cuchnie… Niema czym oddychać przez te mury! *Do licha, nic nie straciłem żyjąc pod niebem. Kordzie, mam nadzieje ze wiesz co robisz…*

Jednak zatkało go, gdy jego oczom ukazały się statki zbliżające się do portu.

- To magia jakaś! Drewniane konie… One chodzą po wodzie!

Gdy się ogarnął, ruszył dalej brukowaną alejką wyłapując przy tym każdy dźwięk, każde słowo tubylców. Większość patrzała na niego ze zdziwieniem a gdy próbował do nich zagadnąć, ludzie pierzchali lub odwracali głowę ze strachem w oczach, bądź obrzydzeniem.

- Ja nie mam nic do waszego wodza! Ja che żyć z waszym plemieniem w zgodzie! – krzyczał za nimi. W końcu jakaś uprzejma osoba zapytała nieśmiało w czym rzecz. Baris wytłumaczył ze szuka świńskiego łba. Jegomość po dłuższym namyśle spytał czy może chodzić o karczmę i wskazał mu drogę.

- Pójdziesz prosto, przy straganach odbij w lewo potem przy ratuszu w prawo a twoim oczom ukaże się dosyć osobliwy szyld, którego nie sposób przegapić.

Baris milczał.
- Czy mogę pomóc w czymś jeszcze? – spytał staruszek
- Ratusz…?
Stary zachichotał rozczulony ale wytłumaczył – To taka wielka siedziba, eee… władcy. Nie powinieneś przegapić, na jej szczycie powiewają sztandary.

...

Barbarzyńca kroczył przez miasto skrzypiąc skórzana zbroja i dźwięcząc uderzanym metalem o metal.
Deszczowe chmury pękły nad miastem i wylały nań swą zawartość, tak że Baris w samą porę dotarł pod wskazane miejsce.

Otworzył drzwi z hukiem i rozejrzał się jak dziki zwierz, nie wiedząc co dalej… Kiedy dostrzegł kilka osób skotłowanych przy jednym stole zaczął zaglądać co oni tam robią. Kiedy jego oczom ukazał się miski pełne strawy i kufle piwa, ściągnął po chamsku z ławy jakiegoś chłopa i usiadł na jego miejsce. Kolejnemu wyrwał talerz i jakby nigdy nic zaczął wyjadać zawartość. Ten tylko z rozdziawiona gęba przyglądał się dzikusowi, jednak na widok jego mięśni nie odważył się zaprotestować. Kiedy zjadł wszystko co było na stoliku, karczmarz wraz z dwoma zbirami podeszli do niego i podciągając spodnie na wydatne brzuszysko przemówił.
– Teraz mi za to zapłacisz…
Baris przekrzywił głowę nie rozumiejąc – Byłem głodny, za co mam płacić?
- Skądś się ty wyrwał co? Srebrniki, złoto, cokolwiek – zaczął pokazywać karczmarz – co było by warte moich cennych produktów – rzekł chciwie skubiąc przy tym brodę.
Baris po chwili namysłu sięgnął do swego tobołka i rzucił na stół srebrny róg bojowy orków. Karczmarz aż podskoczył na jego widok i krzyknął wesoło – Co tylko sobie zażyczysz panie, do usług! Pokłonił się przy tym służalczo.
- Więc dajcie więcej jeść – rzucił Baris.
- Słyszeliście obiboki – krzyknął do służących – do roboty, pan jest głodny!



*Ależ to dobre! Czego oni tam dają? Ależ to dobre…*
Baris jadł i jadł a siedzący z nim przy jednym stoliku, zaczęli zakładać się jak wiele jeszcze zdoła pożreć. Skąpo odziane dziewoje zaczęły kusić swymi kształtami gdyż najwyraźniej dopatrzyły się w nim nadzianego dzikusa, którego można łatwo oskubać.
Kiedy w końcu skończył jeść, wypił cały dzban piwska i z miejsca chlapnął głową o stół zapadając w głęboki sen… A śnił o ciepłym dotyku złotowłosej panny na swych biodrach i przemierzaniu krain pędząc konno.
 
__________________
W myśleniu najbardziej przeszkadzały im głowy.

Ostatnio edytowane przez Nexus6 : 07-02-2010 o 19:42.
Nexus6 jest offline