Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-02-2010, 17:02   #7
Arleqin
 
Arleqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Arleqin nie jest za bardzo znany
Znienacka wyrwany z Objęć Morfeusza przycupnął na puchowym posłaniu łoża w oberży, mara senna wydawała się tak pozorna i ułudna a za razem jakże przepełniona wonią kwiecia i jakąż krasą. Młodzieniec zdawał się oczarowany tym, co widział jednak jeszcze nie mógł uchwycić tego przelotnego sensu. Te zakrzywione konary i gałęzie sprawiały, że odczuwał dygot własnego serca, które jakoby wyrwać się chciało, uwolnić i rozluźnić z więzów swej przelotnej egzystencji, nie mogło. Skądinąd mglisty obraz pląsających po odrośli płomieni oddających żar. Był to duet zjawiskowy i ulotny a za razem nieuchwytny. I z fascynacją stałby tam jeszcze czas długi, gdyby nie stwora wypełzająca przed gorejące drzewo. Całość zwieńczona przemową wróżbitki i zmiętym, przybrudzonym pergaminem.

- Hm… „To była wizja, której nie możesz tak po prostu rzucić w niepamięć.” – powtórzył cicho pod nosem. W tym czasie goniec rozpłynął się w kłębie mętnego dymu. Opieszałym ruchem sięgnął po „Cierń Amor” zlustrował go jeszcze wzrokiem dwa razy, zastanawiając się przy tym jak postąpiłby on, gdyby mógł. Po czym szepnął sam sobie w myślach „dla sztuki” i postanowił udać się na niezobowiązujące spotkanie. Luna już dawno wtłoczyła się na środek intensywnego lazurowego przestworza, jednak dziś nie gościły tam mrugające gwiazdy. Darrian zebrał się rychło zarzucając ciemny płaszcz z kapturem, wiedział, bowiem jaka odległość dzieli go od Bullridge. Musiał przemierzyć całą głuszę a to nie takie proste zadanie jakby się zdawało, można tam się natknąć na cała gamę różnorakich agresywnych stworzeń. Chciałby móc bardziej wypocząć jednak postanowił nadrobić zaległość, gdy dotrze na miejsce. Żwawym krokiem ruszył z swojej izby przez foyer gospody, wystrojony karmazynowymi arrasami, które w tej części świata były dość powszechne, tanie i cieszące oko. Młodzieniec już dawno dostrzegł ich piękno, uznał je za odrobinę surowe i pospolite jednak na tyle przyciągające, że warte jego uwagi. Rozejrzał się wkoło czając się czy ktoś, aby nie patrzy, po czym delikatnie zdjął jedno z dzieł i schował za pazuchę. Przemknął przez gospodę niczym cień, lawirując miedzy stolikami i nie zwracając niczyjej uwagi na siebie, dzięki czemu uniknął złapania na kradzieży. Przeciętnego wzrostu elf stał teraz skrywany przez kaptur a jedynie kilka fioletowawych kosmków i para tegoż samego koloru oczu była zauważalna. Zakapturzona kreacja przemieszczała sie miedzy szarawymi budynkami skąpanymi w blasku księżyca. Przy bramach stali znużeni służbą strażnicy jednak nie martwił ich widok wychodzącej postaci wręcz przeciwnie nie lubili oni przybyszów szczególnie, że to oni na ogół sprawiają kłopoty, za które właśnie im się obrywa. Puścili, więc elfa bez zbędnych pytań w nadziei, że do tego czasu niczego nie zmalował. Mylili się. Tak czy owak teraz było to już bez znaczenia znaczy dla Darriana. Zatrzymał się jeszcze przed głuszą sprawdzając czy aby na pewno podąża właściwą ścieżką i wszystko się zgadzało z starymi znakami ruszył, więc przebierając nogami. Po parogodzinnym przedzieraniu się przez zarośnięte chaszcze, które już dawno weszły na ścieżkę pojawiło się rozcięcie na policzku, z którego to delikatnie wręcz nie wyczuwalnie sączyła się posoka. Wyczuwał, że coś jest nie tak jego zmysły wrzeszczały „Niebezpieczeństwo” mimo to zachowywał zimną krew i jedynie jeszcze przyspieszył kroku. Był to teraz już naprawdę zawrotny marsz, coś wisiało w powietrzu, nie odstępując młodzieńca. Ścieżka urwała się zatarła jednak nie to było teraz najważniejsze coś podążało za Sinnodelem ten teraz już biegł a jego miecz błyskał się odbijając w powoli zachodzący księżycu. Rozległo się przeraźliwe wycie, po którego usłyszeniu nie było wątpliwości, co do tego, co się dzieje, było to stado wilków. Najpewniej wygłodniałych gdyż większość z nich nigdy nie zbliża się do elfów z kilku dość istotnych powodów. Po pierwsze elfy zawsze popierają futrzaki, po drugie zwierzęta te nie są głupie i wiedzą o sile tej rasy. Jednak teraz i tu na terenie ludzi te cechy zostały z pewnością zatracone. Z jednej strony pojawiła się biała plama szybko nadciągająca, po chwili druga zachodziła z drugiej Darrian nie miał już innego wyboru a zwierzęta nie odpuszczały pozostała kwestia liczebności. Jeden z basiorów okazał się szybszy zaszedł drogę wojownikowi i prężąc swe ciało wybił się z tylnych łap skacząc w przód. Jego kły zatrzymały się na ostrzu z błękit w błękicie oczu zaczęła wyzierać się czerwona maź, szybkim ruchem elf strząsnął ciało wilka z miecza, jednocześnie stawiając nogę w tyle i przenosząc ciężar uniknął drugiego wilka, który skoczył. Stał teraz otoczony...

Darrian leżał oparty o drzewo cały płaszcz skrzętnie skąpany był w krwi zwierzyny obok leżały cztery białe futra jeden z wilków jeszcze dychał krztusząc sie własnymi wnętrznościami, powoli schodząc z tego świata. Wiedział, że nie może zabrać wilkowi ostatniej szansy nawet, jeśli była ona nikła a wręcz nierealna.

*Ten wilk on mógł mnie zranić, dlaczego zatrzymał się dając mi sposobność by go trafić?* - zastanawiał się oparty i zmęczony o drzewo. W końcu cała nieprzespana nocka i męczący sen nie dały mu odpocząć do tego sprint, tułanie się przez las i na domiar złego walka z wilkami. Miał już dość jego powieki powolnie spoczęły a on pogrążył się w śnie, zapominając o roznoszącej się woni padliny i niebezpieczeństwie z tego wynikającego. Odprężający sen. Ocknął się chwilę potem, gdy na twarz spadły mu pierwsze krople deszczu, las potrafił dość dobrze chronić przed lekkimi mżawkami jednak dzisiejszego dnia nic nie zapowiadało się na lekki deszczyk a wręcz przeciwnie już teraz po liściach spływały małe strumyczki błękitnej cieczy, która najwidoczniej przemyła ranę jednemu z żywych wilków gdyż już go tu nie było.

-Muszę się śpieszyć już jestem spóźniony. – był naprawdę zmęczony jednak chciał dotrzeć na miejsce w końcu miasto należy do bezpieczniejszych i pozwoliłby mu się chwilowo odprężyć. Musiał wrócić i znaleźć ścieżkę, więc przez jakiś czas tułał się w tę i z powrotem szukając choćby jakiegoś drobnego jej zarysu. Po paru minutach płaszcz przesiąkł setkami śmigających kropelek z nieba, na którym już zniknął księżyc jednak chmury tylko odrobinę przejaśniały, deszcz jednak zmył przy okazji ździebko krwi, która nie zdążyła się przyschnąć. Po jakimś okresie czasu dotarł do ścieżki i podążał nią w stronę Bullridge. Nawałnica nie ustępowała ani na chwilę po długiej wyczerpującej wędrówce dotarł do w końcu do skraju lasu i już z oddali widział pola uprawne i zarys murów miasta, przemierzał dalej dróżkę w kierunku bram, po drodze rozkoszując się widokiem wiatraków i domków ze strzechy pokrytych, po której spływały raz po raz strugi. W końcu dotarł do bramy tym razem strażnicy okazali mniej sympatii i nie wyglądali na zadowolonych z widoku dziwnej zakapturzonej postaci pokrytej krwią. Odczuwali od niego dziwną aurę tajemnicy a widok zasklepionej czarniawej krwi nie napawał ich zbytnim optymizmem.

-Stać! – warknął jeden wyciągając broń i szykując się na wszelką możliwą okoliczność. Jednocześnie dając wyraźnie do zrozumienia, że będzie potrzebna dość porządna wymówka względem stroju, w jakim się znajduje. Młodzieniec dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego jak wygląda.

- Bądźmy roztropni, dotarłem tutaj z wioski tuż za lasem. Na szlaku naskoczyło na mnie stado popielatych wilków, musiałem się bronić. – przełknął ślinę licząc, że wartownicy nie będą sprawiać problemów i wpuszczą go do miasta. Już był spóźniony a jeszcze musiał dotrzeć do karczmy właściwie aktualnie nie marzył o niczym innym niż dzbanku wina. Na jego szczęście jeden z strażników klepnął drugiego, po czym z uśmiechem na twarzy rzekł:

- To stado nie dawało nam odsapnąć atakując kupców. Możesz wejść – drugi z nich jednak nadal patrzył niepewnie w kierunku Darriana. Jednak ten był głuchy na takie wzroki zdążył już do nich przywyknąć i nie zwracać uwagi. Śpiesząc się zaczął pytać przechodniów o drogę do „Świńskiego Łba” wszyscy wydawali się przerażeni stanem, w jakim się znajdował i może sie go także obawiali tak czy inaczej dość szybko dotarł do karczmy. Pchnął drzwi i stanął w progu rozglądając się w koło ściągnął kaptur jego twarz była naznaczona zastygniętym śladem krwi. Nawet, jeśli jego ciemny płaszcz na wątłym elfim ciele był naznaczony krwią, której woń z pewnością dało się wyczuć to nadal jego fioletowe oczy i włosy oraz gładka cera i świetnie wyglądająca twarz roztaczały a wręcz emanowały aurą tajemniczości. Z za pleców wystawał dość pokaźny czarny miecz pełen zdobień. Jego odcień skóry był lekko szarawy, choć można powiedzieć, że podchodził nawet pod purpurę. Ucho oraz szyję zdobiły pozłacany naszyjnik i kolczyk w kształcie półksiężyca. Gdy rozpiął płaszcz widać było dużą ilość pasków oraz nagolennik na prawym udzie. Całość komponowała się niesamowicie. Przy stolikach siedziało wiele postaci wyróżniających się z tłumu (byłbym wdzięczny za jak najdokładniejsze opisy waszych postaci w końcu ni diabła nie wiem jak wyglądacie)

PS. Mogłem się gdzieś walnąć wiec jak coś to PW.
 
__________________
Dlatego tak bardzo lubię słowa. Potrafią być jak brzytwy, jak szpile, jak siekiery, jak gromy z jasnego nieba. Można wymieniać w nieskończoność. I tylko trzeba umieć zadać cios. To sztuka jak każda inna...

Ostatnio edytowane przez Arleqin : 08-02-2010 o 17:07.
Arleqin jest offline