Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-02-2010, 19:52   #4
JohnyTRS
 
JohnyTRS's Avatar
 
Reputacja: 1 JohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputację
Obóz nie przedstawiał się imponująco. Naokoło wał z ziemi i worków z piaskiem, kilka baraków, bunkier dowodzenia, bunkier z amunicją i lądowiska dla Hueyów i Chinooków. Matthiew jako drugi wrócił do baraku i z worka transportowego wydobył swoje oporządzenie. I sześciopak piwa, przywiezionego z Sajgonu. Wziął jedną butelkę i bagnet, resztę wepchał na ślepo, nieregulaminowo do worka, worek rzucił pod łóżko, obok karabinu. Po drodze szturchnął Żółtego, który owijał swój karabin jakimiś szmatami. Wyszedł i usiadł na ziemi, opierając się plecami o bok baraku od strony wału, gdzie był niewidoczny. Otworzył butelkę i jednym haustem zmniejszył zawartość butelki o połowę. Siedział i wpatrywał się w szarobiałe worki z piachem, a raczej tutejszą ziemią, która od piachu niczym się nie różniła. No, może tylko kolorem, była bardziej brązowo - czerwona. Opróżnienie butelki do końca zajęło mu kilka minut, pustą rzucił w jakieś wysuszone krzaczory. Wstał, otrzepał się i wrócił do baraku. Wydobył worek i ponownie, tym razem przy całej reszcie, wysypał jego zawartość na pryczę. Z pod sterty ciuchów wydobył pas z oporządzeniem, bandoliery i plecak, zwinięty rulon. Sprawdził zawartość apteczki. W porządku. Przyszykował swojego zapasowego tropikalnego OG-a, złożył go w kostkę i położył na łóżku przy ścianie. Wziął pusty plecak i wyszedł. Skierował się do bunkra z amunicją, gdzie tzw. zbrojmistrz – wielki, młody człowiek, lecz ze słabym wzrokiem (jego równie wielkie okulary o grubych szkłach były doskonale widoczne), nie miał najwyraźniej dzisiaj humoru:
- Czego?
- 22 magazynki amunicji do Armalite’a. – Matthiew nie miał ochoty na komplementy.
Żołnierz wstał z krzesła, z prymitywnego regału obok zgarnął puste magazynki i poszedł na „zaplecze”. Marines zgarnął je szybko do bocznych kieszeni plecaka. Wrócił zbrojmistrz, niosąc otwarty pojemnik amunicyjny do M60, a w nim naboje 5,56 luzem. Postawił na biurku:
-Pudełeczko do zwrotu jeszcze dzisiaj.
Matthiew uśmiechnął się:
- Się robi – i wyszedł.
Wrócił pół godziny później, niosąc pusty pojemnik do bunkra.
- Dziękuję – odpowiedział niechętnie zbrojmistrz.
W ciągu tej pół godziny Matthiew załadował magazynki i wpakował je do ładownic i bandolier. Z bunkra poszedł od razu do baraku z zaopatrzeniem, skąd przytargał 10 opakowań racji żywieniowych. Drzwi do baraku były otwarte. Rzucił pudełka na pryczę, na stertę ubrań. Usiadł, ubrania zgarnął do worka, worek rzucił na podłogę. Wziął nóż, i zaczął otwierać każde z papierowych opakowań. W środku były konserwy i inne duperele. Teoretycznie każda racja starczała dla jednego żołnierza na dzień:
-Te obezjajce z żywieniówki nie wiedzą jak kompletować te cholerne racje! – ryknął i zaczął rozdzielać racje na dwie kupki: mniejszą, wyselekcjonowaną i większą, gdzie była reszta.
- Tak więc bezsensowne jest połączenie krakersów i sera topionego z numeru 4 – kontynuował, a reszta Marines z baraku patrzyła na niego – lepsze połączenie to krakersy z czwórki z masłem orzechowym z 10. Natomiast w 10. Jest cholerna konserwa owocowa z grejpfrutami – wolę pomarańczową z dwójki…
W końcu skompletował żarcie na 3 dni + jedną konserwę na kolację i śniadanie– bo ile ma trwać wyrwanie trzech ludzi, którzy być może już nie żyją z dżungli? Resztę rzucił na podłogę baraku:
- Jak chcecie to możecie się dodatkowo podzielić. Nie potrzebne mi jest 10 plastikowych łyżek i papierosy.
Resztę dnia spożytkował na czyszczenie broni i sprawdzanie ekwipunku, żeby rano wstać, ubrać się i zjeść i po prostu polecieć. Na sam koniec padł na łóżko.
 
__________________
Ten użytkownik też ma swoje za uszami.
JohnyTRS jest offline