Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-02-2010, 23:19   #8
Minty
 
Minty's Avatar
 
Reputacja: 1 Minty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumny
Marcus

Srebrny księżyc, zawieszony wysoko na czarnym atłasowym niebie wskazywał, że było już późno po północy.
Gwiazdy zdawały się dzisiaj, wyjątkowo podniecone jakimś wielkim wydarzeniem, świecić ze zdwojoną mocą, nadając nocnemu firmamentowi iście baśniowy wyraz, oraz jasno oświetlając gościniec.
Chmury z rzadka przewijały się przez nieboskłon, toteż księżyc rzadko kiedy przestawał świecić pełnią swego tajemniczego blasku, a przerzedzona bydlęcymi szczękami trawa, szarpana subtelnymi podmuchami ciepłego wiatru, grała swą najdelikatniejszą w świecie muzykę.
Okoliczna zieleń chętnie poddawała się działaniu podmuchów, roztaczając przyjemny zapach kwiatów, słodką woń kojarzącą się Marcusowi z czystym pięknem, z tym, co już dawno straciło jakąkolwiek wartość na Kontynencie, z subtelnością i wdziękiem niepokalanej kobiety.
Marcus zamknął oczy.

Widział piękną kobietę, całkowicie nagą, siedzącą pośród traw wiosennej łąki Była taka czysta, dziewicza i delikatna, w pewien sposób bezbronna. W momencie, kiedy najwidoczniej zauważyła obecność Marcusa, zaprosiła go gestem ręki do siebie. Ruszył w jej stronę.

Jej opadające na smukłe ramiona włosy koloru słońca, tańczyły wesoło przy każdym podmuchu wiatru, nagie ciało było cudowne, dokładnie takie, jaka powinna być kobieca fizjonomia. Twarz miała pociągłą, rumianą i wesołą. Jasne brwi, mały nosek, wysokie kości policzkowe i intensywnie błękitne źrenica dodawały jej jeszcze więcej piękna. Była stosunkowo blada i szczupła, jednak nie chuda, miała duże piersi, wąską talię, krągłe biodra i pupę. Jej łono pokrywały jasne włosy. Miała jędrne uda, a łydki zgrabne i smukłe, stopy małe i kształtne. Patrząc na nią, Marcus nie odczuwał jednak żadnych lubieżnych żądz. Było to ciało niewątpliwie wielce atrakcyjne seksualnie, jednak na jej widok odczuwało się jedynie podziw. Była żywym dziełem sztuki.
W jej ruchach było coś, co Marcus określiłby jako subtelny wdzięk. Biła od niej radość, jednak była też dumna i majestatyczna.

Marcus na chwilę zamknął powieki, kiedy je otworzył, kobieta leżała na obalonym, samotnym pniu wiekowego dębu, budzącego respekt namiestnika puszczy, będącego schronieniem dla wielu pokoleń leśnych żyjątek i ochrona dla tysięcy innych istnień ostoją spokoju. Stopy zanurzyła w wysokiej, gęstej trawie, a sama rozciągnąwszy się na pniu wygrzewała w słońcu se jasne ciało.
- Usiądź obok mnie. - Powiedziała delikatnym i czystym głosem.
Marcus posłusznie spoczął na trawie nieopodal głowy kobiety. Jej złote włosy, gnane wiatrem, raz po razie łaskotały jego silne ramię. Było to uczucie nieporównywalne z niczym innym, czego Marcus doznał dotychczas, nie do opisania, iście metafizyczne. W tej krótkiej chwili, kiedy kosmyki włosów dotykały jego ramienia, mężczyzna czuł prawdziwą jedność z otaczającym go światem. Był wtedy ziemią, wiatrem, drzewem i kroplą deszczu. Czuł się skała w sercu wielkiej góry i ziarenkiem soli w oceanie, był potężnym smokiem i marnym robaczkiem w tej samej chwili.
Dopiero wtedy zdał sobie sprawę z tego, że leżąca obok niego kobieta to bogini. Była to Imea we własne osobie.
Odruchowo spojrzał do góry, poszukując tam Intrandielela, boskiego rycerza, obrońcy Pani Wszelkiego Życia, jednak ponad sobą miał jedynie przerywany jasnością słońca i bielą chmur błękit.
- Czasy Etronii nadchodzą, nie da się tego uniknąć. - Zaczęła swym pięknym głosem, nie tracąc przy tym ani trochę ze swej wcześniejszej beztroski. - Jednak ja pokochałam Virdiel, nie chcę, aby czas znów mnie oszukał. - Spojrzała na odległe lasy i zielone pagórki tworzące pobliski krajobraz, po czym wstała.
Imea dorównywała Marcusowi wzrostem, jednak jej duma i bijący od niej majestat sprawiał, że wydawała się być wyższa. Przynajmniej tak mu się wtedy wydawało. Imea położyła swoją smukłą dłoń na ramieniu Marcusa. Ten dotyk zionął w niego taką otuchę, że już gotów był ruszać choćby i za koniec świata, ble by tylko nie zawieść bogini.
Wtedy niebo rozstąpiło się niczym rozdzierane płótno, ukazując nieprzeniknioną jasność, która chwilowo oślepiła Marcusa. Światło spłynąwszy na Imeę otoczyło ją i uniosło w górę i stopniowo wchłaniało w siebie.
- Nie zawiedź mnie, Intrandielelu. - Powiedziała jeszcze swym pięknym głosem, jednak teraz nie był on już radosny.
Bogini stawała się coraz jaśniejsza, aż całkowicie rozpłynęła się w otaczającym ją świetle.

Zimne krople deszczu obudziły Marcusa. Okazało się, że zasnął nieopodal murów miasta. Oddzielało go teraz od niego jedynie kilka pagórków.
Fortyfikacje stolicy Irganni zdawały się być głównym wyjaśnieniem, dlaczego Jastrzyna określana jest mianem niezdobytej. Mury mierzyły ponad dziesięć metrów długości, a na ich szczytach znajdowała się moc stanowisk łuczniczych, katapult i miejsc na kotły z wrzącą smołą. Ogromna brama wykonana z jakiegoś ciemnego metalu i chroniona znakami runicznymi Dużego Pathia otwarta była na oścież. Powodem tego było pewnie zarządzenie kapituły centralnej irgańskich magów, aby miasto stało otworem dla każdego, kto oznajmi, iż przybywa tu na ich wezwanie. Była to pewnie ogromna okazja dla wszelkiej maści zbirów i szpiegów, jednak magowie podjęli taką decyzję im odwołania od tego pewnie być nie mogło.
Marcus moknąc coraz bardziej ruszył w stronę miasta.
 
Minty jest offline