Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-02-2010, 22:35   #5
Lirymoor
 
Lirymoor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodze
Taran długo kontemplowała widok z okna. Wzrok jasnych oczu kobiety ślizgał się po panoramie widocznej w gasnącym świetle dnia. Niebo na horyzoncie powoli zmieniało kolor, wkrótce miało stać się tak ogniste jak włosy kobiety.
Znała już niemal na pamięć każdy z widocznych w oddali budynków. W krajobrazie było coś łagodnego, kojącego. Jednak jak dotąd mieszkańcy nie wydawali się być tacy jak świat który sobie stworzyli. Owszem trudno było szukać uchybień w tym jak ich traktowali. Jednak ta ostrożność średnio pasowała do widoku. Skąd więc się brała?
Taran długo usiłowała dojść do jakiś sensowych wniosków. Jednak odpowiedzi na jej pytanie nie było wśród panoramy niskich budynków. Nie było tam też jednoznacznego sygnału jak wielkie niebezpieczeństwo może im grozić ze strony strony „tubylców”. Ani na chwile nie zapomniała, że pomimo wyśmienitego jedzenia i wygodnych mebli kompleks w którym się znajdowali był klatką. A oni sami zostali unieruchomieni na obcej planecie.
Jednak to nie poszukiwanie odpowiedzi na te pytania zapędziło Jedi Tiannę do okna. Przyczyna była znacznie prostsza. Musiała zająć czymś myśli, skupić się na tyle by zwalczyć uporczywą potrzebę spacerowania po pokoju w tą i z powrotem.
Mistrz Vrook musiał długo wpajać jej dyscyplinę nim wyrobiła w sobie dość cierpliwości by kroczyć ścieżką Jedi, jednak zawsze pozostawała kobietą czynu. Teraz koncentrując się na widoku łagodziła narastające w mięśniach napięcie. Musiała pamiętać o Yetaali. Własne usposobienie nie pomagało jej w łagodzeniu czasem zbyt prędkich zapędów chłopaka. A przecież o nim musiała teraz myśleć przede wszystkim.
Wraz z tytułem Mistrza przyjęła na siebie odpowiedzialność za jego kształcenie i bezpieczeństwo. Wiedziała, że młody twi'lek oczekiwał od niej zarówno wskazówek jak i przykładu. Czasami ciężko było takiemu wyzwaniu sprostać. Na przykład musiała kontrolować własne impulsy jeśli chciała go kiedykolwiek tego nauczyć.

Gdy drzwi się otworzyły i pojawił się Kapitan Tarko odetchnęła z ulga. Coś się wreszcie ruszyło. Jedne rodzaj napięcia opadł, pojawił się za to kolejny.
Mężczyzna był z pewnością przedstawicielem władz. Tak więc każde słowo jakie z nim zamieni musiało być dokładnie przemyślane i tak delikatne jak ich sytuacja.
- Domyślam się, że posiłek smakował?
- Dziękujemy był bardzo ożywczy – odparła siadając naprzeciw niego jednocześnie starając się mieć dobry widok na to co robi jej padawan.
- Musicie nam wybaczyć to niemiłe przywitanie, jednak mieliśmy ostatnio wiele problemów z gośćmi pojawiającymi się wokół naszej planety w taki sposób w jaki wy to zrobiliście. - sięgnął po jeden z owoców i kielich z winem. - Muszę wam zadać kilka pytań, i prosiłbym o szczere odpowiedzi. Po pierwsze, czy nazywacie siebie Mandalorianami, lub Sithami? Po drugie, jakim sposobem, pojawiliście się nagle w naszym systemie, jak uniknęliście wykrycia przez nasze czujniki? Dlaczego nosicie szaty, należne mistrzom gildii? i wreszcie po czwarte jaki jest cel waszej wizyty, na Krylin? Jeśli sami chcecie o coś zapytać to pytajcie śmiało, rada zbierze się jutro, więc dziś mogę wam poświęcić choćby i cała noc.
Gdy wymienił nazwę Sith i Mandalorianie Taran spięła się nieznacznie w sobie. W zakonie wciąż żyła pamięć o Wielkiej wojnie Sithów. Zagrożenie wciąż było żywe. Czemu mężczyzna wymienił te nazwy? Coś mówiło jej, ze pierwsze z zadanych pytań może być najważniejsze w czasie tej rozmowy dlatego sięgnęła po Moc by delikatnie zbadać emocje kapitana. Złość, nienawiść i strach jakie towarzyszyły myślom o Sith trochę uspokoiły kobietę. Czegoś takiego nie czuje się do sojuszników, tak więc ich pozycja nie była aż tak rozpaczliwa jak się tego przez chwile obawiała.
Jednak zaraz potem przyszło zaskoczenie gdy Kapitan wzniósł całkiem solidną blokadę wokół swego umysłu.
- Prosiłbym abyś nie próbował czytać moich myśli, to nieuprzejme. Chciałbym też wiedzieć kto was szkolił w posługiwaniu się magią?
- Przepraszam. - odparła bo owszem było za co. Cóż on był ostrożny, ona też musiała. - nie przedstawiłam się jak dotąd należycie. Jestem Jedi Taran Tianna a to mój uczeń Yetaala Keoln. - podając nazwę zakonu ryzykowała. To, ze nie lubiano tu Sithów nie znaczyło od razu przychylności dla Jedi. Jednak skoro mężczyzna umiał bronić tak skutecznie własnych myśli mógł też wyczuć że coś ukrywała. - Nie jesteśmy ani Sith ani Mandalorianami, obie te nacje znamy tylko z opowieści. - udzieliła odpowiedzi na pierwsze pytanie wygodniej rozpierając się w fotelu. - Sama chciałabym wiedzieć jak się tu znaleźliśmy. Wracaliśmy z właśnie z Mytus VII na Coruskant, ale z pobieżnych oględzin komputera pokładowego wygląda na to że tuz przed startem obszedł zabezpieczenia i losowo zmienił koordynaty skoku. Tylko dzięki przychylności Mocy nie skończyliśmy w czarnej dziurze albo w samym środku jakiejś gwiazdy. Nie wiem jeszcze jednak to się stało. Miałam zbyt mało czasu na pełne oględziny, podejrzewam że ktoś niechętny memu zakonowi lub misji którą wykonywaliśmy przeprogramował któregoś z droidów pokładowych. - Starała się mówić spokojnie delikatnie obracając w palcach rudy lok. - Nasze szaty to zwyczajowe szaty zakonu, tam też nauczyliśmy się posługiwania Mocą którą zapewne ma pan na myśli mówiąc o magii. A co do celu naszej wizyty jest przypadkowy, chciałbym możliwe najszybciej dokładnie obejrzeć nasz statek i droidy w celu odnalezienia przyczyny tej całej sytuacji, naprawić go i zameldować się na Coruskant.
Owszem cisnęły się jej na usta pytania jednak wpierw wolała zaczekać na reakcję mężczyzny. Sytuacja wciąż była zbyt delikatna by wypowiadać nieostrożne słowa.
 

Ostatnio edytowane przez Lirymoor : 26-02-2010 o 10:16.
Lirymoor jest offline