Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-03-2010, 20:45   #6
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Przeciwnicy uciekli. Stoczyła pierwszą walkę. Wygrała, przeżyła i nawet nie odniosła wielkich obrażeń, ale nie czuła satysfakcji. Nie chciała zabijać ludzi, to budziło w niej sprzeciw, niesmak. Nie do tego ją wyszkolono, ale miała dziwne przeczucie, że takie sytuacje będą zdarzać się niestety dość często.
Popatrzyła z ciekawością na osoby, którym przyszła z pomocą. Dwójka z nich, prawdopodobnie małżeństwo, kiedy tylko zorientowali się z kim mają do czynienia, zaczęli jawnie okazywać jej swoje uczucia.
W odpowiedzi uśmiechnęła się się chłodno. Na pogardę też ją przygotowano. Była tylko przydatnym narzędziem. Kiedy przestawała nim być, mogła zostać bez skrupułów odrzucona w kąt. Ba! Była gorzej niż narzędzie, bo nie trzeba było o nią dbać! No i była mutantem. Jakoś nikogo nie obchodził fakt, że nie dano jej wyboru.
Gdyby nie obecność korpulentnego, jowialnego kapłana, zabrałaby swoje rzeczy i pojechała dalej bez słowa. Przywitał ją ciepło, ze szczerym uśmiechem, a dodatkowo okazał się zręcznym medykiem. Jego naszyjnik rzeczywiście szybko zasklepiał ranę Ariny. Czuła jak ciało wraca do normy. Znała to uczucie z działania Jaskółki. Tu reakcja nie przebiegała wprawdzie aż tak gwałtownie, nie miała też jednak i negatywnych skutków typowych dla wiedźmińskiego eliksiru.
Orla uśmiechnęła się do mężczyzny z wdzięcznością, pozostałych ignorując całkowicie.

Ruszyli w kierunku najbliższego miasteczka.
Wyrwichwast, jak przedstawił się kapłan, był słusznych gabarytów, zwłaszcza w okolicy talii, co wyraźnie wskazywało na życie raczej dostatnie i spokojne. Po za tym, był chyba najbardziej gadatliwą postacią z wszystkich, jakie Arina spotkała w swoim życiu, nawet gdyby zsumować ich elokwencję. Mówił dużo, głośno i najwyraźniej obojętnie o czym. Nie przeszkadzało mu zdecydowanie niewielkie współuczestnictwo dziewczyny, która ograniczała się do sporadycznych przytaknięć i mruknięć mogących wyrażać wszystko od lekkiego zdziwienia do wielkiego zaskoczenia.
Dowiedziała się od niego między innymi, że miasteczko do którego zmierzają nazywa się Vixen, a on sam jest kapłanem boga Kreve, którego opactwo w rzeczonym miasteczku właśnie ma przejąć. Mogła się tego zresztą sama domyślić po metalowym symbolu błyskawicy, wiszącym na jego piersi. Pamiętała z nauk Vesemira, że ze względu na główne przykazanie wiary kapłanów tego boga: Walkę ze złem występującym przeciw ludziom; powinni oni być naturalnymi sprzymierzeńcami wiedźminów. Z tym jednak bywało różnie i wszystko zależało od człowieka. Najwyraźniej Wyrwichwasta, Orla mogła zaliczyć do kategorii potencjalnych sojuszników. Ciekawe czy w Vixen znajdzie się jakieś zajęcie dla wiedźmina. Pieniądze kurczyły się w zastraszającym tempie i miała nadzieję, że będzie to coś dobrze płatnego. Rozmyślała o tym słuchając monologu mężczyzny.

Droga do miasteczka minęła szybko, choć w drodze musieli być kilka godzin, zbliżał się już bowiem wieczór.
Młoda wiedźminka z ciekawością rozejrzała się po osiedlu. Dla większości Vixen byłoby pewnie skromną mieściną, ale dla niej stanowiło największe ludzkie skupisko, jakie miała dotąd okazje oglądać w życiu. Pożegnała się z kapłanem oddając mu przy tym naszyjnik. Pozostali podróżni także skinęli mu głową, ją skutecznie omijając wzrokiem i pospiesznie oddalili się od kłopotliwego towarzystwa.
Szybko znalazła karczmę, która poza wątpliwej jakości piwem oferowała pokoje na nocleg. Myśl o śnie w łóżku, była zdecydowanie kusząca. Godzina była jednak za młoda na sen, postanowiła więc najpierw rozejrzeć się za potencjalnym zajęciem.
Łowcę czarownic i jego ucznia, o których wspomniała jej karczmarka ominęła szerokim łukiem. Nie miała pojęcia jakie maja poglądy na temat wiedźminów i jakoś nie było jej spieszno by to sprawdzać.
Miasteczko miało własny ratusz, będący jak skrupulatnie poinformowała ją żona Mistrza Anzelma, siedzibą wójta i gildii kupieckiej. Nic więc dziwnego, że właśnie tam Arina skierowała pierwsze kroki w poszukiwaniu zajęcia. Na głównej ścianie budynku, w miejscu dość wyeksponowanym, znajdowała się tablica upamiętniająca pochwycenie przez dzielnych mieszkańców miasta zbója zwanego Królem Bukowej Kniei. To trochę przystopowało entuzjazm dziewczyny. Skoro pochwycenie jakiegoś kłusownika, mieszkańcy honorowali pamiątkową tablica, musiało to być cholernie spokojne i senne miasteczko.
Ponieważ jednak już tu przyszła, nie zamierzała wracać bez podjęcia jakiejkolwiek próby zdobycia pieniędzy. Nacisnęła klamkę i śmiało weszła do środka.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 02-03-2010 o 21:14.
Eleanor jest offline