Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-03-2010, 11:56   #2
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Pewien lis mieszkający nieopodal Hobbitunu ze zdziwieniem przypatrywał się dość licznej karawanie przemierzającej bezdroże.
- Hoho, krasnoludy, ludzie, a nawet elf – konstatował ze zdziwieniem. – To nie jest zwyczajne, to stanowczo nie jest zwyczajne.
- Masz rację kochany
– elegancka lisiczka z rozłożystą kitą zgodziła się ze swoim zaciekawionym mężem. – Tyle dużych ludzi oraz innych

Zwierzęta miały rację. Trakt północny wiodący od Księżycowej Zatoki na wschód aż do Rivendell należał do słabo uczęszczanych, odkąd Północne Królestwo rozpadło się przed wiekami. Czasem samotny podróżny przemierzał go, czasem rzeczywiście jakąś niewielka grupa, czasem kupiec – ryzykant. Trafiało się także sporo myśliwych oraz dziwnych ludzi o wysokim wzroście i szarych, błyszczących oczach, którzy tygodniami i miesiącami potrafili przemierzać bezkresne przestrzenie w jakimś kompletnie niezrozumiałym celu. Jednak taka karawana składająca się w dodatku z przedstawicieli kilku ras w miarę zgodnie jadących ze sobą … niewątpliwie stanowiła rzadkość. Pani Lisiczka już zastanawiała się, jak opowie o tym kilku koleżankom, których nory znajdowały się nieco dalej na południe od traktu. To była nowina, którą warto było się podzielić …

A karawana szła spokojnie, nieświadoma wpatrujących się w nią zwierzęcych oczu. Być może tylko elfia dziewczyna była świadoma ich obecności, ale nie dawała po sobie poznać.

Drzgrzyk! Nagły chrzęszczący trzask poderwał na nogi i podróżnych zwierzęta, które aż podskoczyły zaskoczone. Okryty płótnem wóz nagle przechylił się, a znajdujące się na nim paki i beczki z winem groźnie zachybotały, jakby miały zamiar polecieć na ziemię.
- Prrr – wrzasnął ludzki woźnica ściągając lejce koni, które nagle mocniej szarpnęły. – Prrrrr! – wrzasnął ponownie, kiedy jego poprzednia komenda nie przyniosła rezultatu.

- Co się stało, Samuelu? – jeden z krasnoludów jadących na drugim wozie podszedł do furmana, któremu udało się wreszcie zatrzymać przestraszone koniki. Wydawał się znać powożącego człowieka i traktować z jaką taką zażyłością.
- Ano, zacny Dorinie, koło strzeliło pewnikiem. Zaraz obejrzę.
Rzeczywiście po chwili dął lejce pomocnikowi, pomocnikowi sam zlazł i zaczął dokładnie oglądać uszkodzoną część.
- Pękła, psia jucha – wskazał na drewnianą szprychę, która przed chwilą strzeliła z takim hukiem, łamiąc przy okazji kawałek obręczy.
- Ludzka robota – skomentował któryś z pozostałych krasnoludów pogardliwie, ale przewodzący grupie Dorin nie podjął docinków.
- Długo potrwa naprawa? – zapytał.
- Naprawić się nie da – objaśnił chłop nazwany Samuelem. Kołodzieja by trza, ale tego to w jakiej wsi by jedynie dało się odnaleźć.
- To co planujesz?
Jak żem gadał. Ano nic narychtować się nie da – pomarkotniał. – Cóżże zrobić, koło zapasowe ci mamże wprawdzie, ale rozładować wóz trza będzie, co by podnieść go nieco, stare, zepsute zdjąć i nałożyć nowe. Ech, pewnie dobrych kilka godzin zejdzie. Alboli nawet dłużej.
- Hm, a dałoby się bez rozładunku? Byłoby szybciej.
- Pewnikiem tak, ale wóz ciężki, jakże go podnieść, skoro towarów wieziem trochę na handel. Beczki winem obciążone lekkie nie są.
- Haha, dla człowieka może, ale tu masz krasnoludy pod bokiem
– zaśmiał się przyjacielsko Dorin waląc w plecy mężczyznę łapą wielką niby bochen chleba i stwardniałą od ciężkiej pracy.

- Hej ho! – czwórka krasnoludów kucnęła pod przekrzywionym wozem napinając mięśnie. Calimenthar, Larandill i poznany podczas podróży łowca, a także kilku innych podeszli przypatrując się ciekawie. Wydawało się niemożliwe podnieść tak obładowany wóz, ktoś tam nawet chciał zabrać się za ściąganie jakiejś paki, ale Dorin go powstrzymał okrzykiem.
- Patrzcie ludzie oraz ty elfia dziewczyno – rzucił dumnie, potem zaś potężne mięsnie napięły się, cztery zaś gardła nagle stęknęły, gdy wóz zadrżał, potem zaś centymetr po centymetrze zaczął wędrówkę do góry.
Reszta patrzyła niemal niedowierzając, zaś Samuel szybko rzucił się przy pomocy furmana zmieniać koło. Po czasie, który pozostałym wydał się niesamowicie długi, wszystko zostało wymienione, zaś krasnoludy zadowolone, patrząc dumnie na resztę, wydostały się spod wozu. Po chwili woźnica krzyknął:
- Hej ho! Wio! – wóz ruszony przez silne mięśnie kasztanka oraz siwka ruszył do przodu odprowadzany ciekawym spojrzeniem lisiej pary.

***

- Oni naprawdę są mali, grubi i bosi – cichutko szepnął elfinie Dunadan – oraz wydają się, no nie wiem, jak to powiedzieć, spokojni – zaryzykował. Kiedy wjeżdżali do wioski rozglądał się ciekawie, ale w miarę dyskretnie. Dorośli hobbici nie mieli aż takich skrupułów, choć też starały się trzymać jaki taki dystans. Ale dzieci to kompletnie nie przejmowały się. Karawana stanowiła atrakcję, jakiej nie widziano od dawna. Młode hobbiciątka radośnie pokrzykiwały biegając przy wozach i wymieniając jakieś uwagi na temat przyjezdnych.
- Ano tak to już jest – przytaknął mu woźnica, który widać usłyszał rozmowę Calimenthara i Larandil. – Te małe hobbisty to dziwny ludek, ale mądry. Siedzą sobie w miejscu i uważają, że głupotą jest szukać czegoś, czego nie ma poza Shire. Też bym chciał z babą siedzieć na chałupie, w polu popracować, a nie jechać, gdzie każą.
- Może tak jest
– skinął Gondorczyk – sensowny może ludek, a ich domy …
- To właściwie norki, przynajmniej tych bogatszych, ale budują także chaty. Nam się mogą wydawać maciupkie, ale dla nich chyba są dobre. Jednak my skorzystamy z gościny karczmy "U bosego Bosso". Rzecz oczywista, to największy budynek Tenchwindle. Tam jest nieco wygodniej, a i sala nieco wyższa, chociaż pewnie dla nas także wyda się niska. Ale co tam, takiego chmielu jak hobbickie piwo dawnom nie próbował. Chętnie sobie strzelę kufelek
.

Woźnica mówił, Calimenthar zaś słuchał, zawsze rady dowiadywać się czegoś nowego. Ciekawe byłoby porozmawiać z nimi. Pewnie wyjdzie w karczmie. Tego dubeltowego piwa też można spróbować, skoro takie dobre. Potem natomiast? Któż, wie, może ruszy z elfią dziewczyną do dalekiego, kuszącego Rivendell, gdzie ponoć zamieszkują elfy pamiętające jeszcze czasy wielkiej Wojny Gniewu. Może poczeka na krasnoludy, które chciały poszukać po okolicy rudy metali? Jeszcze nie wiedział, jak to się rozwinie.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 03-03-2010 o 13:57. Powód: literówki
Kelly jest offline