Tass siedział cicho i spokojnie, nawet nie podniósł głowy znad stołu. Od ponad półtorej roku walczył ze swoim napalonym charakterem. Od momentu gdy został wyrzucony z Gildii i ścigany przez płatnych zabójców nigdy nie zdejmował kaptura.
Spojrzał z pode łba na nowo przybyłego. Tupiku miał rację, koleś przypominał łowcę. Nienawidził łowców wszelkiej maści. Dotknął lewego policzka, na skórze został mu mały ślad od pocisku, który niegdyś omsknął się o niego i należał do właśnie tego rodzaju człowieka. Pogłaskał po głowie Avro, który leżąc u jego stóp zawarczał groźnie lecz cicho. Pies się uspokoił jednak bacznie począł obserwować mężczyznę.
Tass wyżłopał piwsko z kufla, postawił go do góry dnem i udał się do lady po następne totalnie olewając zleceniodawce. Wszystko zostawił w rękach Tupika. Wiedział, że wytarguje zadowalającą stawkę. Tupika zawsze zadowalały sumy o wiele większe niż te, za które gotów był pracować Tas.
Podszedł do lady, zamówił kolejne dwa kufle i wrócił do stolika. Wręczył jeden Tupikowi i usiadł z drugim na swoim miejscu. Chwilę po tym zerwał się krasnolud i zaczął piłować mordę na całą karczmę. Tas przeklął go w myślach i spojrzał na resztę ludzi w karczmie. Oczywiście spokojnie, tak aby nikt nie zauważył jego wzroku.
-No i piwa oczywiście, ale tego Krasnoludzkiego a nie tych psich szczyn które pijecie wy ludzie.
Rany, zamknij się w końcu tępy osiłku, jakiego piwa, tego ich śmierdzącego mułem i ziemią? W życiu by nie tknął. Bez słowa sączył dalej piwo. |