Marek patrzył się na wyświetlacz telefonu. Będę dopiero za dwie godziny – odpisał. Wcisnął „Wyślij” i krótka wiadomość pomknęła poprzez rejonowe, zatłoczone anteny telefonii bezprzewodowej do telefonu fixera.
Wprawnym ruchem wszedł w opcje telefonu. Ustawił budzik i zapadł w jakże mu potrzebny sen. Idiotyczna melodyjka obudziła go dokładnie pół godziny później. Ruszył do łazienki, niewielkiej klitki, gdzie wolnego miejsca było tyle, żeby stanąć. Przejrzał się w lustrze: sklejone błotem włosy, zakurzona twarz i opatrunek na czole. Wymacał węzeł bandaża i zaczął powoli odwijać go z głowy. Był przygotowany na gorszy widok. Na czole, w liku miejscach miał niewielkie rany po szkle, niezbyt głębokie. Zdążyły się już zasklepić. Dobrze chociaż, że Śruba nie założył jakichś szwów – pomyślał – wyglądałbym jak jakiś Frankenstein. Rozebrał się i wziął prysznic w równie małej kabinie, wykonanej z mlecznobiałego plastiku. Tego mu było trzeba, po ostatnim dniu, a nawet dwóch.
Po dziesięciu minutach zjeżdżał windą na parter.
Ciemnoniebieskie i Czarna kurtka z jasnymi szwami i oczywiście nieśmiertelna kostka. Tym razem włosy związał w kitkę. Rany na czole zakleił plastrami MedTechu – cieniutkimi paseczkami przezroczystej folii, która napięła skórę i zmniejszyła widoczną powierzchnię ran. Tych plastrów już nie odklei, po pewnym czasie wtopią się w skórę. Były skuteczne, stosował je już nie raz.
Cichy dzwonek obwieścił koniec podróży, gdy tylko drzwi się otworzyły do windy wpadło trzech policjantów z pełnym wyposażeniem, prawie przygniatając Marka, który ledwo, co wydostał się z urządzenia. Kurwa, co za palanty.Na stacji metra również nie było miło. Jakiś koleś, w irokezie z chemowłosów, przypominających światłowody pociągnął go z bara. W jego zamierzeniu Marek miał się pewnie przewrócić, ale niestety to nie doszło do skutku, więc ten się odwrócił i wyciągnął Glocka i zaczął mierzyć w Marka:
- I co kretynie, mamusia nie mówiła że się szanuje starszych? – Koleś miał może z 20 lat, nie więcej.
A Marek stał, nie reagując na zaczepkę tego „fagasa”. Tylko plecak zawisł tylko na jednym ramieniu.
- I co się tam lampisz, człowieka nie widziałeś? – I ruszył w stronę Marka celując z pistoletu. Marek tylko na to czekał. Szybkim ruchem wyjął Busha z plecaka i zanim ten dzieciak się zorientował Marek przystawił mu lufę do szyi.
- Widzisz młody, musisz się jeszcze wiele nauczyć – drugą ręką wyrwał mu pistolet z ręki i przesunął się bardziej na bok kolesia i „sprzedał mu śmieszka”, celnego „kopa” kolanem w mięsień na wysokości uda ofiary, po którym koleś… śmiał się z bólu. Marek nie próżnował i przyłożył mu w kolbą w głowę. Mocno, tamten padł na ziemię - ale Solo nie został na peronie dłużej, szybko wskoczył do wagony metra. No nieźle, chyba zacznę handlować bronią – w lewej dłoni nadal trzymał Lgocka tego bezmózgiego kolesia. Roześmiał się, a drobny staruszek spojrzał się na niego dziwnie. Odpalił Wearmana i wylosował utwór. Tytułem i treścią w ogóle nie pasował do sytuacji z peronu.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=vFAf_29KYTs[/MEDIA]
Let´s spend the night together
I know you want it too
The magic of the moment
Is what I´ve got for you
The heartbeat of this night
Is made to lose control
And there is something in your eyes
That´s longing for some more
Let us find together
The beat we´re looking for
The rhythm of love
Keeps me dancing on the road
The rhythm of love
Got the groove that hits the bone
The rhythm of love
Is the game I´m looking for
The rhythm of love
Is the heartbeat of my soul
Let´s reach the top together
One night will never do
An exploding shot of pleasure
Is what I´ve got for you
Why don´t you close your eyes
And let your feeling grow
I make you feel the taste of life
Until your love will flow
Let us find together
The beat we´re longing for
The rhythm of love
Keeps me dancing on the road
The rhythm of love
Got the groove that hits the bone
The ryhthm of love
Is the game I´m looking for
The rhythm of love
Is the heartbeat of my soul
Let us find together
The beat we´re looking for
Nucił. Ten nawyk wyrobił sobie już przed kilkoma laty – znał prawie wszystkie teksty piosenek na pamięć.
Staruszek wysiadł, a Marek jechał dalej. Czy nadal będę żył z dnia na dzień? – Zapytał sam siebie w myślach. Odpowiedziała mu cisza, nie znał odpowiedzi na to pytanie.
W końcu wysiadł z zaniedbanego wagonu i po wyjściu na powierzchnię udał się do pubu, mijając te same szare budynki. W końcu skręcił w ten jedyny wartościowy zaułek i po przejściu przez stalowe drzwi był w Hurricanie. Od razu poczuł delikatny zapach jointów Isaaca.
__________________ Ten użytkownik też ma swoje za uszami.
Ostatnio edytowane przez JohnyTRS : 05-03-2010 o 17:51.
|