Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-03-2010, 15:25   #8
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Drzwi zaskrzypiałby tak okropnie, jakby jakieś dusze potępione w nich siedziały. Po tym, jak Arina zapoznała się już z siedzącym na wprost wejścia sekretarzem, doszła do wniosku, że ten dźwięk spełniał rolę gongu, oznajmiającego wejście jakowegoś petenta. Staruszek pełniący tu bowiem obowiązki, wiekiem dorównywał Vesemirowi, ale kondycja u niego słabowała już znacznie. Zarówno wzrok jak i słuch musiał mieć przytępione już znacznie, bo wytrzeszczał na nią swe oczy tak mocno, że miała wrażenie, iż gałki zaraz wyskoczą mu zaraz z oczodołów i kazał sobie powtarzać wszystko po dwa razy. Albo więc nie rozumiał za pierwszym z wrodzonej tępoty umysłu, albo na słuchu porządnie słabował. Orla z wrodzonej uprzejmości założyła alternatywę drugą:
- Tak jestem wiedźminem, a raczej wiedźminką i szukam zlecenia na potwory. PO-TWO-RY macie jakieś w okolicy? – powtórzyła głośno i wyraźnie po raz trzeci, a dziad się skrzywił i zaczął dziwnie pociągać nosem.
Dziewczyna też pociągnęła przykładając swój do rękawa, ale nie wyczuła żadnego zapachu. Myła się wczoraj porządnie w przydrożnym strumieniu. Jak codziennie zresztą, gdy tylko miała ku temu okazję. To była jedna z nauk starego wiedźmina: „Zawsze staraj się nie wydzielać zapachu, bo bestie węch mają dobry i wyczują cię znacznie wcześniej niż ty je zauważysz”. Jak na jej gust, to dziad wydzielał znacznie mocniejszy i nie był to bynajmniej aromat fiołków.
W końcu chyba dotarło do niego o co pyta, ale zgodnie z przewidywaniami Ariny wieści nie były dla niej dobre. Okolica spokojna była. Ku zaskoczeniu wiedźminki nie odesłał jej jednak z niczym. Jeśli miała ochotę, za ochronę karawany nająć się mogła. Praktyczna dziewczyna doszła do wniosku, że na bezrybiu i rak ryba, a robota strażnika, nie gorsza od wiedźmińskiego zajęcia. Ludzi i tak chronić się zobowiązywała więc się to z jej powołaniem nie wykluczało, pieniądz to pieniądz.
Z takimi myślami udała się do gospody w której sędziwy sekretarz na potencjalnego zleceniodawce czekać jej kazał.

Wspomniana gospoda stała rzeczywiście niedaleko ratusza i już z daleka do przechodniów dolatywał zapach przedniego jadła, kusząc i zachęcając do wejścia. Głodnej Ariny zachęcać nie trzeba było, woń pieczystego z ziołami, wywołała natychmiastowe zapełnienie ślinianek. Do tej pory nawet nie zdawała sobie sprawy jak bardzo jest głodna, a przecież nic w ustach nie miała od śniadania, kiedy chleba czerstwego i suszonej wołowiny trochę zjadła. Wódki wypitej u „Anzelma” do posiłku jakoś zaliczyć nie mogła.
Gdy przestąpiła próg, miejscowi obrzucili ją uważnym spojrzeniem i przez chwile panowała nieprzyjemna cisza, ale zaraz powrócili do swych typowych zajęć, czyli picia i podszczypywania karczemnej dziewki, która najwyraźniej nie pozostawała im dłużna i na zaczepki odpowiadała przycinkami, wywołującymi u pozostałych salwy śmiechu.


Nie było zbyt tłoczno. Wiedźminka zajęła jeden z pustych stołów, ale samotnie nie spędziła przy nim wiele czasu. Stary bard, który się dosiadł nie śpiewał może najpiękniej, a jego lutnia na pewno pamiętała lepsze czasy, nie był jednak złym towarzystwem, nawet jeśli za jego posiłek zapłacić musiała Orla. Zaciekawiło ją to co mówił o pierwszej wiedźmince i postanowiła, że musi z niego tę historie wyciągnąć z ciekawością też wysłuchała opowieści o tutejszym kłusowniku, o którym wiedziała już z tablicy pamiątkowej na ścianie miejskiego ratusza. Może dziad był stary, ale bajać potrafił i jego barwne opowiadanie żywe obrazy w wyobraźni tworzyło. Zwłaszcza tak podatnej jak główka młodej, dopiero poznającej szeroki świat dziewczyny. Z historii raczej jasno wynikało, ze mieszkańcy nie mieli się za bardzo czym chwalić. Pojmanie i zabicie jednego starego, samotnego mężczyzny jak dla Orlej nie było wyczynem godnym wielkiego upamiętnienia. Zdążyła już zauważyć, że ludzie różnie przedstawiali różne fakty. Jak to słusznie powtarzał Eskel: „Punkt widzenia łacno zależy od dupy posadowienia.” Arina uśmiechnęła się na wspomnienie wiedźmińskiego sługi.
Już miała pytać co stało się z córką Hansa, gdy do gospody wszedł człowiek najwyraźniej poszukujący jej właśnie, bo gdy tylko dostrzegł dziewczynę skierował się do jej stolika. Okazał się przysłanym przez starego sekretarza ratuszowego Bertem. Co dziwniejsze rachmistrzem jakowejś pani Elisy dziwnie kojarzącej się Arinie z zasłyszaną zaledwie chwile temu historią. Pytanie jednak sługi czy zbieżność jest przypadkowa, a jego pani córką niesławnego w okolicy bandyty wydała się wiedźmince nieco niepolityczna, więc choć ciekawość ją drążyła ugryzła się w język.
Sama oferta pracy korzystna była wielce, bo przecie skoro w okolicy potworów nie było i tak jej po drodze było do miasta jakowegoś, jak jej za tę drogę zapłacą złotem i jeszcze jedzenie zapewnią nie było co narzekać. Nie zastanawiając się wiele przybiła dłoń na zgodę. Mężczyzna skinął głową i wyszedł szybko. Dziewczyna miała więc dwa dni pobytu w mieście i mogła je sobie zapełnić czymś ciekawym, na przykład bardowską opowieścią.
Dziad nie miał pojęcia czy jej nowa pracodawczyni i dziewczyna z opowieści o kłusowniku to ta sama osoba. Pewnie było to tylko przypadkiem, że imiona miały podobne. Pewnie kobiet o tym imieniu sporo chodzi po świecie, a on zna sporo świata. Wiele kiedyś podróżował jak młodym był bardem i opowieści wiele się nasłuchał i pieśni wiele znał. Teraz głos już nie ten co kiedyś i lutnia się ze starości rozstroiła, ale historii i ciekawostek sporo jeszcze pamięta. Zwłaszcza jak mu się umysł przednim piwem rozjaśnia.
Arina uśmiechnęła się i zamówiła jeszcze po dzbanie trunku:
- Opowiedz mi o pierwszej wiedźmince – powiedziała gdy oderwał usta od dzbana i otarł brodę z piany. Ta historia pociągała ją najbardziej. Ani Vesemir, ani Eskel nie mówili jej, że była kimś szczególnym.
- Pierwsza wiedźminka wołana przez wszystkich Ciri, tak naprawdę była księżniczką – zaczął a Orla otworzyła usta ze zdziwienia. Do tej pory myślała, że wiedźmini tylko z ubogich wiejskich rodzin się wywodzą – jej babką była słynna królowa Cintry Calanthe, a jej imię Cirilla pochodzi z języka elfów i oznacza jaskółkę. I była ci ona jak ten ptaszek maleńki. Drobna zwinna i niedościgła. Była dzieckiem niespodzianką, ale choć szkolono ją w Kaer Morhen, tak naprawdę nigdy nie przeszła wiedźmińskiego rytuału więc nie do końca była pierwszą wiedźminką. Kiedy okazało się że ma zdolności magiczne, zabrały ją do siebie na szkolenie czarodziejki, ale czasy były niespokojne. Dom czarodziejek upadł zdradzony. Wojna przetaczała się przez świat i dziewczyna musiała uciekać... - Opowieść była niezwykła. O odwadze, bohaterstwie, poświęceniu i miłości, która pokonuje czas i śmierć. O poszukiwaniu przeznaczenia i celu życia. Arina słuchała z otwartymi ustami. Biały Wilk, Jaskier, Yenefer. Tris Merigold, przesuwali się przed jej oczami jak żywi. Nawet nie spostrzegła kiedy zapadła późna noc i karczmarz zaczął wyrzucać ostatnich, ledwo trzymających się na nogach klientów za drzwi.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 07-03-2010 o 15:42.
Eleanor jest offline