Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-03-2010, 23:16   #5
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Skuter - codzienna fascynacja Henrego, motywowała go do porannego wstania i przyszykowania się do szkoły... A właściwie raczej budy, nie lubił jej wcale i nie chodziło bynajmniej o problemy w nauce, nie miał większych.
Kłopoty to miał towarzyskie niespecjalnie dobrze czuł się w tłumie rozbrykanych szczeniaków. Sam był jednym z nich, jednak czuł się dużo starszy niż reszta. Może to przez powtórzony rok w drugiej klasie? A może prze książki jakie czytał i które sprawiały, że zamiast myśleć o samochodach czy dziewczynach myślał o sobie samym, o tym co tu robi i kim jest, a były to trudne pytania...i miał ich o wiele więcej.
Szkoła nie dawała jednak na nie żadnych odpowiedzi, przeciwnie. był przekonany że wpaja idiotyzmy zamiast uczyć prawdy o życiu, że nie przygotowuje do życia tak jak powinna. Na swoje szczęście nie miał jednak kłopotów z rówieśnikami - jak to zwykle mają ci słabsi odszczepieńcy. Może to przez skuter który dodawał mu męskości, a może przez trening Aikido, dzięki któremu już raz wygiął chłopakowi z innej klasy rękę tak, że omal mu jej nie wybił ze stawów. Trzymał go wykręconego w pozycji jaką nakazał mu sens-sei nie reagując na płacz i wycie tamtego. Dźwignie były paskudną sprawą, dobrze założone właściwie uniemożliwiały przeciwnikowi wyjście z uchwytu, łokieć czy nadgarstek wygięty do granic możliwości tworzył ból nie do opisania, ból do którego Henry już przywykł po kilku latach treningu. Chłopak - Stephen...albo Stev... - z silnie wygiętą ręką nie stanowił co prawda zagrożenia, jednak henry chciał aby i on i cała patrząca się reszta zapamięta raz a dobrze.
Wystarczyło, nikt już później nie zaczepiał Henrego a i ten zgodnie z wpojonymi zasadami nie szukał zwady. W szkole rozumiał się właściwie jedynie z Bobim których łączyła wspólna pasja do sztuk walki.

Do tej pory zastanawiał się nad tragedią jaka dwa lata wcześniej wydarzyła się w miasteczku. Dość szybko otrząsnął się z szoku, co u niektórych wywołało wręcz drobne podejrzenia, jednak Henry nie zamierzał się nimi przejmować. Wiedział że każdy skutek ma też swoją przyczynę, nikt co prawda nie znał przyczyny całego tego zajścia, jednak Henry wiedział, że jakaś musiała być. Najtrudniejszym w pogodzeniu się ze śmiercią, jest czas do momentu w którym odkrywamy że nie była bezsensowna. Nie mogła być. Żadna nie jest, choć często trudno jest zrozumieć przyczynę, czasem udaje się to z upływem lat...

Nastrój hallowyn zdawał się udzielać wszystkim mieszkańcom, poruszenie wywołane świętem chyba tylko na dzieciach budziło szczere i pełne uśmiechy, starsi mieszkańcy jakby z lękiem spoglądali na swe pociechy, choć już nie z takim, jaki mieli wtedy... Te przerażone spojrzenia, eskorty dzieci, wzmożone środki bezpieczeństwa, w miasteczku na pewien czas atmosfera przybrała wyczuwalne, nieprzyjemne napięcie... Mimo to burza przeszła i jak dotąd nic nie wskazywało by miała powrócić... Nawet pogoda tego dnia dopisywała, co Henry przyjął z wdzięcznością, jazda na skuterze była dzięki temu o wiele przyjemniejsza ... i suchsza.

Posłusznie nałożył kask i ruszył rumakiem nie przekraczając zblokowanych 50 km/h. To i tak było dużo, biorąc pod uwagę transport rówieśników, henry cudem uzyskał zgodę od rodziców na skuter wyrzekając się całego kieszonkowego i pusto obiecując cały szereg prac...które zaniedbał z powodu skutera.



Dziesięć minut później był na miejscu, pamiętał jak bezczelnie posłużył się argumentem, że dzięki skuterowi szybciej i bezpieczniej dotrze do szkoły i z powrotem, nie musiał dodatkowo tłumaczyć o jakie niebezpieczeństwo mu chodziło, nie zatroskanym rodzicom.

W klasie pojawił się jakiś nowy, Michael, lekcję historii Henry akurat lubił więc niespecjalnie skupiał się na nowym, choć miał wrażenie że dla połowy klasy jest obecnie numerem jeden w plotkach i rozmowach. "Nic dziwnego, jak na przedstawieniu w cyrku..." - ponuro skwitował naturalne mechanizmy ludzkie... właściwie nie takie naturalne, ale sztucznie wypracowane i utrwalone przez środowisko życia. Tępe blondyny mówiące otoczonej koleżance co ma nosić i jak podrywać, sztywniacko pseudo naukowcy, nie widzący świata poza nauką, czy typowe mięśniaki którym bicepsy przesłaniają rozum... Każdy wywierał na kogoś presję, a przynajmniej starał się jak mógł. Henry wiedział, że w tej szkole wariatów każdy daje się sobą manipulować, niczym telewizor pod kontrolą pilota.
Patrząc na Clarę widział jej reakcję jaka by nastąpiła gdyby powiedział jej, że jest piękniejsza od gwiazd na niebie...czy od wschodu słońca, lub po prostu że wygląda dziś uroczo. Uśmiech, może rumieniec, zaciekawione, flirtujące spojrzenie, lub udawana obraza w najgorszym wypadku...
Gdyby zaś powiedział, że śmierdzi jej z pyska, albo coś równie głupiego, to furia nienawiść, może rękoczyn były gwarantowane. "Niczym za wciśnięciem guzika w pilocie " - pomyślał ponuro, wiedząc jak jego samego ciężko jest wyprowadzić z równowagi. Było to trudne gdy znało się podstawowe mechanizmy zmuszające nas do emocjonalnych reakcji... Czasami wystarczyło po prostu wyzerować oczekiwania aby ukoić nerwy.

Nawet nie zauważył jak szybko lekcja się skończyła, na wyjściu nieomal zderzył się z roześmianą brunetką usilnie wciskającą mu broszurę z okazji Hallowyn.
- Proszę - niemal krzyknęła
- Dzięki nie chcę, odpowiedział markotnie wywołując na twarzy dziewczyny zamieszanie, chwilę później machając ręką zabierając ulotkę i kierując dalej.

Było kilku mu podobnych w klasie, choć z zupełnie innych orbit, jednak niezależnych co Henry doceniał Yoshihiri był jednym z nich. Miał mu tylko za złe, że ubiegł go z miejscem przy oknie, nie narzekał jednak na przeciwległą ścianę z tyłu, dawała równie duży komfort ściągania jak każda inna ostatnia ławka. Pewien rodzaj spokoju wręcz emanował od Yoshihiriego a było to rzadkie wśród uczniów i oznaczało pewną dozę samoświadomości... Wiedział, że w jego przypadku, pilot mógłby nie zadziałać.

Lain była inna ale równie podobna, nie poddawała się schematom jak inni choć Henry wątpił czy bunt - jaki wyrażała całym sobą, był właściwą ścieżką. Wątpił, jednak nie interweniował, wiedząc, że lepszy nawet taki bunt niż życie w schematach z klapkami na oczach.

W Edwardzie widział z kolei swoje lustrzane odbicie... "Gdyby nie Aikido i duchowe przebudzenie pewnie do tej pory grzązłbym w pseudo magicznych publikacjach..."

" W co się ubrać na ten cholerny bal, kurwa, że tez dopiero teraz o tym myślę
"...

- W co się przebierasz ?-zaczepia na lekcji Bobiego siedzącego wraz z nim w tylnej ławce.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 09-03-2010 o 16:16.
Eliasz jest offline