Karawana w końcu dojechała na miejsce odpoczynku. Karczma zachęcała już od wejścia pięknymi zapachami, będzie się tu można posilić, porządnie popić i poplotkować. Kto jak kto ale hobbity były zawsze ciekawskie. Co baczniejszy obserwator mógł zauważyć, że mieszkańcy nie są tak radośni jak zwykle, niektórzy patrzeli nawet podejrzliwie zza swoich okrągłych okienek i wcale nie wychodzili z norek.
Co innego w karczmie, tu życie dosłownie tętniło. Ledwo weszli przyjezdni a już zebrał się tłumek miejscowych. Główna sala wypełniła się głosami, czasem nawet śmiechem, który jednak szybko przygasał. Część hobbitów wydawała się podenerwowana i co chwilę wyglądali za okienka karczmy.
Bosso zaserwował każdemu zamówione dania, a było w czym wybierać, jego zona to świetna kucharka. Syn uwijał się roznosząc dania i kufle oraz zabawiając gości. Przy przyjezdnych zatrzymywał się zawsze chwilę dłużej, jakby żałując że z powodu pracy nie może podsłuchiwać rozmów jak reszta hobbitów. Krasnoludy rozsiadły się i od razu zabrały do picia śmiejąc się na całe gardła z co lepszych opowiastek. Na szczęście pokojów starczy dla wszystkich.
[media]http://81.177.158.203/lofi/434/08-Slingshot.lofi.mp3[/media]
__________________ Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher
Ostatnio edytowane przez Redone : 12-03-2010 o 21:36.
|