Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-03-2010, 18:27   #1
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
[storyteling/Wampir] Bezkrwawy świt



To nie tak miał zacząć się dzień
Obiecał trwać lecz zawiódł i wiem
Wiem czym są łzy i wiem czym jest lęk
Że to koniec i szans coraz mniej

To nie tak miał skończyć się czas
Obiecał trwać lecz zadrwił i zgasł
Wiem czym są łzy i wiem czym jest lęk
Bo to koniec i mniej coraz mniej



BEZKRWAWY ŚWIT


To nie tak… to nie tak miało być! To nie tak miał skończyć się świat!
Owszem, znałem przepowiednie. 1999 rok mógł przynieść wszystko: powrót Kaina, ogólny kataklizm, brak możliwości tworzenia nowego pokolenia, otwartą wojnę Camarilli z Sabatem, ale - do cholery – nie to, co się stało! Nie tak banalnie…

Bez wybuchów, bez jakiegokolwiek ataku, bez możliwości walki… koniec świata przyszedł tam, gdzie ciężko było się go dopatrzyć. A gdy już otulił wszystko swą delikatną, zabójczą mgiełką, było już za późno. Ludzie chorowali od zawsze przecież. Od zawsze też co jakiś czas dopadały ich tak zwane pandemie: czy to gruźlica, czy to malaria, czy AIDS – zawsze coś ich gniotło, by nie rozmnażali się jak króliki. I tak było dobrze. Tak miało być. Kto więc by pomyślał, że wirus A1H0 okaże się tym, który zgładzi 97% ludzkości i jakieś 90% zwierzyny na naszej planecie?


Oczywiście, gdy w końcu Kainici rozpoznali zagrożenie – zagrożenie dla swoich spragnionych osocza żołądków, zaczęli się bronić. Nawet Camarilla zaniechała maskarady, przejmując stery władzy na terenie Unii Europejskiej, po to tylko by odłączyć kontynent od reszty świata i zerwać jakiekolwiek kontakty z Ameryką, gdzie już wtedy doszło do całkowitej dezorganizacji zarówno zwolenników maskarady, jak i jej oponentów.
Z chwilą bowiem, kiedy zaczyna burczeć Ci w brzuchu, gdy czujesz i widzisz, jak Twoje ciało więdnie, poglądy na temat Twej rasy i polityki, zatrzymują Ci się na poziomie lędźwi, w dolnym odcinku pasa miednicowego – mówiąc kolokwialnie: masz w dupie politykę. Masz w dupie fakt, kto rządzi i dlaczego, masz w dupie to, do jakiego klanu należy – jedyne co się dla Ciebie liczy, to czy ów książę bądź biskup jest w stanie zgromadzić wystarczające dla rodziny zapasy krwi.

Europa broniła się chyba najdłużej, lecz i tu w końcu doszło do tego, że władza Camarilli została złamana. Zapanowała anarchia głodu. Cały dorobek kultury/techniki... wszystko było niszczone w imię głodu - w imię frustracji z niemocy zaspokojenia podstawowego pragnienia. I tak zostało tylko jedno prawo: Co upolujesz – to Twoje, nie musisz się z nikim dzielić, nie musisz siedzieć w jednym mieście, by polować. Jedyne co musisz, to wziąć pod uwagę fakt, że i Ty staniesz się wreszcie dla kogoś zwierzyną. Oto nowy świat – świat bez przelewu krwi – bo krwi już w nim prawie nie ma.


Nazywam się Emanuel Aliente z klanu Nosferatu (jeśli klan kogoś jeszcze obchodzi). Przeżyłem. Choć nigdy nie byłem łowcą, lubując się raczej w kurzu naszej skromnej biblioteki miejskiej, przetrwałem, albowiem nasze miasto miało naprawdę mądrego księcia. Nataniel Svaiksson z klanu Toreadorów, z woli Rady Camarilli książę miasta Thorsavn – nieformalnej stolicy Wysp Owczych, oficjalnie przynależących do Danii – łagodny romantyk w czasach pokoju, silny wizjoner w okresie kryzysu. Kto by pomyślał, że Toreador znajdzie piękno nie w sztuce czy mordzie, lecz w życiu swoich poddanych? Jak dziwnie to brzmi, taki był Nataniel – idący w pierwszym szeregu do boju z Lupinami, mordujący ich gołymi rękami, zaś gdy część młodych Brujahów postanowiła się zbuntować przeciwko Maskaradzie i uciec do Ameryki, by tam zasilić szeregi sabaciego pomiotu – potrafiący wybaczyć i przymknąć nań oko - postawić niepisany warunek, że jeśli odejdą bez rozlewu krwi tutaj – na Wyspach – pogoń, którą musiał zań posłać, nigdy nie natrafi na ślad zbuntowanych. Nataniel wszak zbyt kochał swoich poddanych, aby ich mordować nawet w imię zasad, w które wierzył. To była prawdziwa siła naszego księcia, lecz również słabość, która doprowadziła do jego końca.

To Nataniel zasiał w naszych sercach nadzieję na odrodzenie rasy. Od dawien dawna lubował się w proroctwach i to pewnie dlatego wysłał naszą małą armię na Morze Północne, by tam za wszelką cenę pochwyciła pewnego posłańca Tremere. Ja też tam byłem, jako ten, który potrafił rozpoznać rytuały.

Już wtedy Camarilla była w rozsypce, a większość koterii – nawet takich jak londyńska czy paryska, zostało rozbitych, nie mieliśmy więc specjalnych oporów przed zaatakowaniem obcych wampirów. Zawsze funkcjonowaliśmy na uboczu „cywilizowanego świata” z racji położenia geograficznego, wobec czego rozróżnienie oni – my zdawało się być czymś naturalnym. Oni – wszyscy spoza Wysp – byli zwierzyną. My – wyspiarze, podwładni Nataniela – stadem drapieżców.

Spore było nasze rozczarowanie, kiedy okazało się, że ów Tremere jedyne co miał przy sobie, to wykutą w krysztale górskim buteleczkę, a w niej nie więcej niż 50ml krwi. Toż nawet ghul by się tym nie napoił! Nauczeni jednak doświadczeniem oraz wciąż ufający księciu, zanieśliśmy tę fiolkę do niego. Pamiętam, sam trzymałem ją w rękach, dziwiąc się czemu posoka wewnątrz nie krzepnie. Pomyślałem wówczas, że być może to samo naczynie jest tego przyczyną i pewnie na nim zależało Natanielowi. Byłem w wielki błędzie…


Uzmysłowiłem sobie swą pomyłkę w chwili, gdy książę karmił każdego z nas – swych poddanych – kroplą vitae z buteleczki. Dopiero, gdy to małe ziarnko życia spoczęło na moim języku, zrozumiałem, dlaczego ręce Nataniela drżały, kiedy trzymał pipetkę nad moją twarzą… zrozumiałem dlaczego wszyscy ci, którzy spróbowali krwi nagle nabrali kolorytu skóry, a ich temperatura ciała zrównała się z tą – właściwą żywym ludziom. To był jakiś koncentrat! Cudowna kwintesencja posoki o takim zagęszczeniu osocza, jakiej nie miała pewnie krew żadnego z Przedpotopowców, wszak jedna tylko kropla syciła całkowicie nawet wygłodniałego Kainitę, lecząc wszelkie jego dolegliwości (w tym nawet poważne oparzenia). I było w niej jeszcze coś… jakaś nieopisana czystość, szlachetność, dzięki której przestałem na chwilę czuć się potępieńcem Pana. Przez ten ułamek sekundy byłem naprawdę wolny od grzechu, od jakiegokolwiek ciężaru egzystencji! To było tak piękne, że musiałem zdusić w sobie chęć wyrwania z rąk Nataniela całej fiolki. I widziałem, że inni też przeżywali tą walkę, kilku nawet musiało zostać przytrzymanych przez przybocznych księcia. Najgorzej było z Aikiem, synem klanu Ventrue. Zawładnęła nim taka żądza, że strażnicy wywlekli go aż przed pałac, zakazując doń wstępu tamtej nocy. Wszyscy przecież mieli być obdzieleni po równo – wszyscy poza księciem. Nataniel, tocząc chyba największy bój z samym sobą (w końcu on jedyny od początku wiedział co znajduje się w buteleczce i mógł to zachować tylko dla siebie), zrezygnował ze swojej kropli. Zamiast tego zajął się posłańcem, zamierzając wycisnąć zeń wszelkie informacje na temat pochodzenia vitae. Ta przecież musiała skądś się wziąć, co prowadziło do rozumowania, że gdzieś musi być jej więcej…

Znałem Nataniela przeszło cztery setki lat – zanim jeszcze został obrany księciem. Znałem jego łagodność i rozsądek, lecz znałem też upór i siłę. Mimo to… nigdy nie zapomnę widoku posłańca po torturach, które książę mu zadał. Pamiętam jak przeszył mnie dreszcz strachu, chociaż wiele okrucieństwa w swym nie-życiu widziałem. Myślę, że podobne odczucia mieli strażnicy, którzy wraz ze mną weszli do sali przesłuchań. Takiej „roboty” nie powstydziłby się najbardziej perwersyjny Tzimisce. Oto bowiem przed nami w więzach, które już dawno przestały być potrzebne, tkwił strzęp mięsa, w którym ciężko było dopatrzeć się już humanoidalnych kształtów. Wszystko zostało albo połamane, zmiażdżone, pocięte, wyrwane albo wypalone… Wszystko poza ustami i narządami mowy, by więzień w każdej chwili mógł wyznać skąd pochodziła buteleczka.

Niestety, mimo całej sadystycznej finezji Nataniela, Tremere nie wiedział skąd pochodzi krew. Był tylko posłańcem na usługach Czarnej Ręki, który miał przemycić buteleczkę na Grenlandię, gdzie mieściła się baza najsilniejszych spośród Sabatu (mój Boże, kiedyś za tą wiedzę, zostalibyśmy wyniesieni do samej Rady Camarilli, teraz była nam zupełnie bezużyteczna). Skąd pochodziła vitae? Tremere nie wiedział. Wedle wskazówek swych mocodawców zdobył ją od niejakiego Anatola - Malkaviana, który znalazł butelkę – jak sam mówił - w zamku smoka. Anatolowi udało się zbiec, dlatego Tremere nie uzyskał więcej informacji, choć też należało to do jego zadania. Niemniej przypuszczał, że szalony wampir mógł mieć na myśli miasto na terenie dawnej Polski – Kraków, znane z legendy o smoku, który ponoć mieszkał pod zamczyskiem średniowiecznych królów.

Jeszcze tamtej nocy książę postanowił zorganizować wyprawę w celu odnalezienia źródła niezwykłej posoki. Wraz z Natanielem, który uparł się, by osobiście uczestniczyć w przedsięwzięciu, miało nas być dziewięcioro – zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Reszta miała pozostać i bronić miasta oraz jego skąpych zapasów ludzkich.

I wtedy właśnie wydarzyło się nieszczęście.


Pod osłoną dnia, Aik, któremu książę zabronił udziału w wyprawie, przekradł się do sypialni naszego przywódcy, chcąc wykraść bezcenną buteleczkę. Na szczęście system zabezpieczeń wyłapał intruza, uruchamiając alarm. Oczywiście jako pierwszy zareagował Nataniel, rzucając się na złodzieja.

Nasz dzielny, głupi książę… przypuszczam, że gdyby pozwolił sobie na wypicie choć jednej kropli cudownej vitae, pokonałby Aika bez większego trudu, jednak osłabienie jego organizmu w starciu z pełnym wigoru Aikiem, sprawiło, że walka toczyła się na zasadach Ventrue. Cóż to był za splot nieszczęsnych okoliczności! Nawet wtedy bowiem, gdyby piersi strażnicy pojawili się parę sekund wcześniej, Nataniel mógłby przetrwać, a tak pierwszym co zobaczyli wchodzący do komnaty, była spadająca na ziemię w strugach krwi głowa ich ukochanego księcia.

Mimo plugawego uczynku, plan Aika nie powiódł się – nie zdołał ukraść drogocennej buteleczki. Przyparty do ściany przez grupę silniejszych, a przede wszystkim wściekłych braci zdecydował się wyskoczyć przez okno, rozbiwszy szybę oraz okiennice naporem własnego ciała. Wypadł na zewnątrz, otulony jedynie w firanę wersalską. Materiał, choć gruby, nie mógł ochronić go przed działaniem promieni słonecznych, przypuszczam więc, że zmarł w katuszach – nie dość jednak strasznych, zważywszy na to, co uczynił. Niestety, kupki prochu po nim nigdy nie odnaleźliśmy – na Wyspach prawie zawsze jest wietrznie.

I tak oto, otrząsnąwszy się z szoku, pogrążeni w żałobie, ja i pozostali wyznaczeni Kainici, postanowiliśmy spełnić ostatnią wolę naszego księcia i za wszelką cenę odnaleźć źródło, skąd pochodziła cudowna vitae.


Dziś upływa czwarty dzień podróży, a my pokonaliśmy dopiero 1/4 naszej drogi, zmuszeni walczyć nie tylko z własnymi, ogłupiałymi z pragnienia braćmi, ale i wilkołakami, które – równie wygłodniałe co my – polują na nas już nie tylko z rasowej nienawiści, ale przede wszystkim dla mięsa, które niszczy ich własne ciała zmieniając w coś… coś strasznego – ukochane dzieci Żmija.
Uzbrojeni po zęby, wyszkoleni w swoich dziedzinach, posiadający jakieś 12-14ml cudownej vitae. I tyleż samo nadziei, my – wampiry z Wysp Owczych – pokonujemy każdą przeciwność, by powoli, acz uparcie napierać naprzód. A może dotychczas to były tylko igraszki? Wszak już jutro przyjdzie nam się zmierzyć z mieszkańcami Kanału La Manche, o których okrucieństwie usłyszeliśmy już kolo Londynu.

Boże, jeśli nie odwróciłeś się od nas jeszcze, miej nas w opiece…



***


Witam serdecznie po dość długiej przerwie!


Planuję przyjąć 4-6 Graczy (o końcowej liczbie zadecyduje jakość zgłoszeń, nie ilość).
Sesja jest wedle założenia apokaliptycznym storytellingiem osadzonym w świecie Wampira: Maskarady(a właściwie po nim) z mechaniką ograniczoną do minimum (rzuty kostkami będziemy wykonywać sporadycznie, a i pewnie tylko k10). Dobra znajomość WoD-a nie jest zatem konieczna.



Czego oczekuję?
- Nie wymagam znajomości podręczników WoD-a. Starczy, jeśli ktoś miał raz w życiu podstawkę do Maskarady w rękach (by wiedzieć z czym to się je) i czuje klimat Świata Mroku, czyli obejrzał kilka filmów o pijawkach i rozumie różnice pomiędzy poszczególnymi klanami oraz zależności między rasami np. wampirów i wilkołaków.
- Posty powinny być rozbudowane oraz klimatyczne - tak aby razem z pozostałymi tworzyć spójne opowiadanie.
- Jeśli chodzi o odpisywanie, to 1-2 posty w tygodniu zupełnie mnie satysfakcjonują. Zależy mi na jakości, a nie ilości.
- Oczekuję systematyczności. Post raz na tydzień czy nawet dłużej (bo ja również zastrzegam sobie czas do tygodnia na napisanie odpowiedzi) to nie jest szalone tempo, w związku z czym mam nadzieję, że jeśli ktoś nie będzie w stanie odpisać – powiadomi mnie o tym. Kiedy natomiast nie będę mieć żadnej informacji ani posta od danego gracza, ucierpi jego bohater - czy to w postaci jakichś nagłych komplikacji/niepowodzenia deklarowanej akcji, czy (gdy sytuacja powtarza się po raz wtóry) zagrożeniu bytu danego bohatera, a w efekcie nawet jego śmierci ostatecznej.


Jakim jestem Mistrzem Gry?
Wszechmogącym.

W tej kwestii nic się nie zmienia, sąd MG stoi ponad podręcznikami, układami i „widzimisiami”. Można mnie jednak za każdym razem przekonywać, byleby nie na zasadzie „no nie bądź taaaaka”, lecz z użyciem jakiejś sensownej argumentacji.

Nie ukrywam, że ważna jest dla mnie poprawność stylistyczna oraz umiejętność pisania. Cenię Graczy kreatywnych, którzy chętnie współtworzą świat, uzupełniając swoje posty elementami tła. Tym zwykle przychylam nieco „nieba”.
Nie lubię natomiast Graczy, którzy sesję postrzegają jako rozgrywkę, którą za wszelką cenę trzeba wygrać. U mnie sesje są do przeżywania, a nie zwyciężania – to na emocje kładę największy nacisk.

Lubię nawiązywać do różnych motywów religijnych oraz starych legend i mitów. Ma to na celu dodać nieco magii/smaczku zdarzeniom, jak i zakotwiczyć je bardziej w naszym świecie (jeśli ktoś śledził sesję DELIRIUM, będzie wiedział o czym mówię). Moim zamiarem nigdy nie jest natomiast wyszydzanie czy obraza uczuć religijnych, niemniej osoby bardzo wrażliwe na tym punkcie powinny poważnie przemyśleć zgłoszenie do sesji.


Jakie są ogólne założenia Świtu?
- Przede wszystkim będzie to sesja drogi, grupka wampirów podróżuje przez opustoszałą Europę, szukając wskazówek, co do pochodzenia butelki z kryształu – jedynej nadziei na przetrwanie gatunku.
- Świat: Jest to Wampir w wersji postapokaliptycznej – po walkach, po buntach, po wszystkich ustrojach. Świat znów stał się dziki. I choć oczywiście wszędzie napotykacie pozostałości naszej cywilizacji, większość sprzętów jest zniszczona. Stąd zapomnijcie o przemieszczaniu się samolotem (chyba, że coś znajdziecie po drodze, ale to nie będzie łatwe). Ciężko jest znaleźć samochód i benzynę do niego, o innych środkach lokomocji nie mówiąc. Elektryczność napotykacie sporadycznie i są to zwykle jakieś małe elektrownie wodne, wiatrowe czy słoneczne. Nie ma Internetu, nie ma sieci komórkowych itp. Jesteście zdani na siebie.
- Bohaterzy: Większość z Was była podwładnymi księcia Nataniela, rządzącego największym miastem Wysp Owczych – Thorsavn. Pozostali mogli być przyjezdnymi w mieście lub dołączyć się w trakcie podróży (tu jednak musicie mieć dobre wytłumaczenie dlaczego grupa dopuściła Was do swojego sekretu).
- Nie przyjmuję przedstawicieli innych ras.
- Z uwagi na fabułę preferuję klany Camarilli, jednak przy dobrym wytłumaczeniu jestem w stanie zaakceptować również przedstawiciela innego klanu (choć osoba, która decyduje się na taką postać musi brać pod uwagę, że sama sobie utrudnia życie).
- Określając na karcie POZYCJĘ nie można wybrać Trzody (w ogóle), zaś jeśli chodzi o Świtę pozwalam maksymalnie na jednego towarzysza, który będzie prowadzony zarówno przez Gracza, jak i MG.
- Wszystkie postacie mniej lub bardziej się znają, dopuszczam więc sytuacje, gdzie dogadujecie się między sobą jeszcze przed wysłaniem zgłoszenia i tworzycie na przykład grupę przyjaciół trzymających się razem od dłuższego czasu. Jeśli zdecydujecie się jednak na wspólne pisanie opowiadania, proszę, by każdy zaznaczył, której części jest autorem (np. poprzez kolor tekstu).
- Zadaniem osób, które dostaną się do sesji będzie przedstawienie skrótowych opisów swoich postaci innym w komentarzach. Wybierzemy też przewodnika, który będzie niósł buteleczkę, ale o tym już po zakończeniu rekrutacji, gdy znany będzie skład drużyny.


Co ma zawierać Wasze zgłoszenie do Świtu?
- Fotografia/rysunek postaci.
- Kilka słów na temat wyglądu/stylu ubioru/zachowania/cech charakterystycznych.
- Najważniejsze momenty w życiorysie (może być to nawet wypunktowane)
- „Jedna noc z życia wampira” – czyli taka kartka z pamiętnika, opisująca co robiła Wasza postać i jak żyła przed śmiercią księcia Nataniela. Może być to napisane w formie narracyjnego opowiadanka.
- Karta Postaci – tworzycie standardowo młokosa wedle zasad podręcznika i macie… dodatkowo 60 punktów wolnych do rozdania! Przy czym nie możecie przydzielić sobie nigdzie więcej niż 5 kropek.


Gdzie i do kiedy wysyłać PEŁNE zgłoszenia?
(niepełnych czy wysyłanych w kawałkach nie biorę pod uwagę )

Wysyłacie je na maila: lorinale@poczta.fm
Gdy tylko odbiorę maila i stwierdzę, że wszystkie załączniki się otwierają, wysyłam odpowiedź z potwierdzeniem, że wszystko jest ok.
Na zgłoszenia czekam do 5 kwietnia.


Wszelkie pytania zamieszczajcie proszę w tym temacie lub piszcie na PW.
Sio od mojego gg!


Zapraszam!
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 29-03-2010 o 12:07. Powód: Termin do 5 kwietnia
Mira jest offline