Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2010, 14:52   #5
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Walka o teren... czyż nie zawsze o to chodziło ? O kontrolę na danym obszarze? Nawet psy oznaczały swój teren zajadle go pilnując. Tupik nie zamierzał popełniać błędu który popełniła reszta gangów, nie zamierzał walczyć i wykrwawiać się o schedę po Grabarzu, nie gdy do sięgnięcia była korona i władza nad całym miastem. Nie wiedział jeszcze tylko czy pogodzi swoje plany i ambicje z piekielnymi zamierzeniami kapłanów, wiedział jednak że zrobi co w jego mocy by ocalić siebie i chłopaków, wiedział, że łatwiej mu będzie tego dokonać gdy będzie na szczycie. Nawet Harap był siła z którą mnisi musieli się liczyć... A co najlepsze, w momencie w którym zakonnicy skazali na śmierć dwóch przyjaciół Tupika zmuszając go jeszcze do wyboru kto ma żyć a kto nie, przestali być w jego oczach niewinni, a to otwierało całkiem nową ścieżkę strategii i taktyki. Całkiem nową...

Całkowitą zagadką był Książe Malcolm de Rousso. Nie mógł być pionkiem... Pionkami byli gwardziści i to wyjątkowo silnymi pionkami...ale ważniejszy był Książe, sam rozgrywający. Był ewidentnie częścią planu mnichów..."Współpracował z nimi, w końcu to gwardziści wyciągnęli nas z Nory. Trzeba spróbować się z nim skontaktować...Harap nawet by nie próbował...a zaufanie, ba misja jaka powierzyli mi kapłani, jest lepszą tarczą niż najgorętsze modlitwy... Ha, dlatego dali amulet Levanowi... bo gdybym ja chciał przekombinować, spotkać się z księciem, to zwyczajnie bym zginął, a na moje miejsce wszedłby Levan, oczywiście po uświadamiającym spotkanku z kapłanami... Gdybym jednak zjawił się z wisiorkiem...lub choćbym wysłał Levana z instrukcjami... mógłbym namieszać kapłanom dogadując się z księciem. Wszystkich nas nie wykończą, jesteśmy im potrzebni, a przynajmniej póki co to najlepsza karta jaka mamy i trzeba nią rozgrywać z kapłanami póki można, póki nie wyrwie się od nich więcej kart - Książe może być grą wartą świeczki." Niektórych onieśmielały tytuły, funkcje, halfling toczył walkę o przywództwo gangów w pozbawionym moralności mieście. Książe nie mógł go już onieśmielić - a przynajmniej miał taką nadzieję

"A jeśli to Harap wyprodukował drugiego Harapa... chciał aby to ten zginął miast niego z rąk rozwścieczonych Sigmarytów...możne nawet Mizocha na niego nasłali...Nowy Harap zamiast ładnie i posłusznie zginąć, postanowił przejąć kontrolę korzystając z facjaty i dogadując się ze zbirami... - to mógł mieć na myśli kapłan mówiąc że Harapy się przeliczyli...równie dobrze mógł też ściemniać próbując ukryć nieudaną próbę zamachu... gwardziści byli zdecydowanie za blisko, jakby czekali zabezpieczając teren... czyżby mieli ochronić nowego Harapa? A może mieli za zadanie zabić ich obu... a ocalić "jedynie tych od Miżocha" i tylko ślepy traf, czy sam Sigmar zdecydował że dzięki wisiorkowi zabranemu zamordowanemu przez nich Miżochowi ocaleli. Na ironie gdyby go nie zabili, pewnie zginęliby wszyscy...

Tak to wyraźnie stawiało kapłanów za uszykowanymi gwardzistami... i jak sami przyznali pomylili się, może myśleli, że likwidując Harapa uzyskają spokój i będą mogli spokojnie działać, odszukać Karla i jeszcze go powstrzymać? Jak strażnicy z trudem pewnie próbują opanować chaos... o ile w ogóle się wtrącają. "Ewidentnie się przeliczyli, nawet pewnie nie rozważali chaosu jaki wywołają, pewnie liczyli na to że będą kontynuować kontrolę nad miastem... a tu proszę, taki myk im wyrządziła banda Tupika - nie dość że zabijając zapewne najlepszego agenta Sigmarytów - chyba dlatego się tak krzywili na nas i Aniego - to jeszcze uniemożliwili im podstawienie Harapa, czy inne przejęcie władzy, na dodatek szybko zrozumieli, że Tupik... rozsądny Tupik jest ich ostatnia deska ratunku na opanowanie sytuacji w mieście, nawet jeśli liczyli że w ciągu trzech miesięcy wybrany zostanie nowy szef i zamierzali go przejąć... no cóż , najwyraźniej się znów pomylili, a tydzień czasu wskazywał, jak bardzo im się śpieszy..." Tupik był prawie pewny, że za pośpiechem stoi jakiś rytuał... może Karl... na pewno Chaos i to okrutny, mnisi byli bardzo zdesperowani i tylko ślepiec by tego nie widział, mimo ich usilnych prób by ukazać to zupełnie inaczej.

Tupik miał zbyt wiele pytań, na które póki co mógł jedynie stawiać przypuszczalne odpowiedzi, odrzucając te najmniej logiczne... Tak życie było do bólu logiczne, pijesz dzień w dzień w nadmiarze, wysiądzie ci nerka, walczysz codziennie na miecze - już jesteś pewnie nieźle poharatany... Nie inaczej miało się z intrygą którą knuli kapłani... i nie tylko. Cała sprawa przypomniała grę na szachownicy, z jednej strony Sigmaryci, dysponujący całkiem pokaźna liczą mocnych figur... a z drugiej strony... ktoś niewiele gorszy, skoro mając taką armię jeszcze nie byli w stanie go pokonać... Co więcej strach, obawa czy wręcz nadzieja jaką dostrzegał w rozmowie z kapłanami wskazywała na to, że przeciwnik jest silniejszy od nich samych...do tego stopnia że potrzebowali Tupika, aby im pomógł.

Halfling nie łudził się że został wybrany jako jedyny i niezastąpiony przyszły lider bandziorów. Podobnie jak Harap, skurwysyn był dobry, najlepszy z bandziorów jakich Tupik znał a mimo wszystko dla kapłanów nie był niezastąpiony i gdy począł grać na własna rękę postanowili się go pozbyć.
Halfling musiał ukrócić manipulacje kapłanów, wyjść im na przeciw po przejrzeniu ich, tylko w ten sposób mógł zagwarantować sobie i chłopakom nietykalność. Co gorsza rozumiał też obawy Sigmarytów, wiedział, że to co nadchodzi musi być wyjątkowo paskudne, nie wiedział tylko jak pogodzić dwa sprzeczne zadania - powstrzymać chaos i powstrzymać Sigmarytów...
Domyślał się że "hojny dobroczyńca mistrz" chce go traktować niczym psa na łańcuchu. Ba kazał mu nawet pogryźć swoich braci... a Tupik zwyczajnie miał już dość Złych Panów nad sobą...

Wielokrotnie wałkował ze starą gwardią plan ataku na bandy, bardziej dla celów planu zastępczego... ale i z powodu pewnej trafności rozwiązania. Nie łudził się, że właśnie to robiły wszystkie inne bandy w czasie trzech miesięcy. Napady, przejęcia i nietrwałe koalicje. Wiedział, że jeśli z marszu zaczną zdobywać kolejne gangi, reszta szybko zbierze się w siłę przed wspólnym zagrożeniem.... Tak nawet to miasto potrafiło się zjednoczyć przeciwko wspólnemu zagrożeniu, Harap opierał je na strachu, każdy z miniszefów czuł się zagrożony, ale też nikt nie śmiał ( do czasu) kombinować przeciwko Harapowi. "Sprytna sztuczka dodatkowo wzbogacona pomocą świątynną, informacje, siły zbrojne, tajni zabójcy jak Miżoch..."
Bandziorom z miasta trzeba było wskazać wspólnego wroga i wspólne zagrożenie - i bynajmniej nie miała to być banda Tupika. Gwardziści mogli stanowić dobry cel, ale nie wtedy gdy gangi były rozbite i walczyły o tereny... trzeba było znaleźć łatwiejszego wspólnego wroga...przynajmniej na jakiś czas. "Ostatnim razem ściemnialiśmy przez dzień cały...tym razem będzie trzeba ściemniać przez tydzień..."

Do zbudowania alternatywnego planu przejęcia brakowało jednak podstawowych informacji - kto się ostał i w jakiej sile. Mogli być wykrwawieni i pomniejszeni, z drugiej strony jeśli gangów było mniej, ale liczniejsze - po przejęciach sytuacja mogła być nad wyraz trudna. Niestety siedmiu wspaniałych mogło nie sprostać walce i przejmowaniu gangów... Tupik miał na razie na celu realizację swojego planu A, którego gwoździem i kamieniem cegielnym mieli być bzyki. Przez trzy miesiące szykował dla nich mowę, przez trzy miesiące kombinował jak na trwale połączyć ich ze sobą, zawsze lekceważeni, niedoceniani, szturchani i wyśmiewani...ale nie przez Tupika, nigdy. On w nich zawsze widział ogromne możliwości, wynikające gównie z funkcji dostarczania informacji... ale i znajomości całego miasta, całego, a nie tylko własnego rewiru... przecież nie mieli żadnego, nawet mało kto wiedział gdzie śpią, gdzie trzymają się razem. Tupik wiedział, czasem przynosił im coś do żarcia, czasem odwiedzał tylko by podleczyć gówniarzy, zawsze jednak starał się budować u nich zaufanie...którego tak bardzo obecnie potrzebował.
Tylko nowoczesny strateg myśli w kategoriach nowoczesnych stylów walki, na stare każdy znał już sposoby obrony, nowe zaskakiwały każdego. Tupik przez trzy miesiące myślał nad przejęciem figur na szachownicy i to bynajmniej nie takich jakby się mogli towarzysze spodziewać... O nie, sytuacja wymagała po prostu sięgnięcia po środki nadzwyczajne, wiedział też że nic nie mając nic nie traci, i że warto spróbować...

Grzeczny... jak zwykle postanowił przyśpieszyć akcję... wręcz postawić ją przed murem, ale Tupik nie miał mu tego za złe, wręcz przeciwnie, furia Grzecznego i jego nieokrzesanie stanowiły często pretekst dla Tupika lub wyręczały go bez narażania na szwank własnej... reputacji. Prawdą było, że nie znali do końca nowych, nie mogli wiedzieć czy po wyjściu z więzienia ( jak przekornie nazywał klasztor) będą wciąż przejawiali takie samo zainteresowanie przyłączeniem się do bandy Tupika jak wcześniej. W sumie żaden z nich nie poznał jeszcze Tupika w akcji...a podczas tych trzech miesięcy nie miał powodu by okazywać jakoś specjalnie swe zdolności przywódcze, jedynie wiecznie żywe i przenikliwe spojrzenie sugerowało, że nie jest tak do końca rozbawiony i radosny jak by to mogło wyglądać. Nie mówiąc już o pierwszym tygodniu, gdy bez ziela niemal szalał z wściekłości - na tyle na ile pozwalały mu na to rany...choć z dumą musiał przyznać, że nie był tak pokiereszowany jak reszta, właściwie dzięki swemu wzrostowi i nie pakowaniu się na pierwszą linię frontu wyszedł z walk właściwie bez szwanku, jedynie noga bolała go od upadku kilka skaleczeń jakich nabawił się u Harapa tez nie było miłych, ale nim minęły trzy tygodnie czuł się w świetnej kondycji i formie, zdążył nawet nauczyć się kilku sztuczek...

Ani miał prawdziwy chrzest bojowy w grupie... nawet dwa z których najcenniejszym było stawienie czoła pracodawcy - Miżohowi, po za tym zaimponował Tupikowi swoja odwagą - o czym ten nie raz mu wspomniał podczas rekonwalestencji. Widać było, że wiarę stawia ponad życie i Tupik zamierzał o tym pamiętać. Ani mógł być kluczową osobą w rozplątaniu intrygi kapłanów a Tupik zdawał sobie z tego sprawę, wiedział jednak, że musi być ostrożny, nie wiedział jeszcze jak wyłożyć Ani mru-mru, że liczy się to co kto ma w sercu, nie zaś jaką nominalnie funkcję posiada. Tupik znał wielu złodziei którzy byli szlachetni i wielu szlachciców którzy byli bardziej zdeprawowani...od Burego na ten przykład. Braciszkowie ze świątyni Sigmara już dawno postawili swoją misję, swój cel ponad swego boga, ale bóg najwyraźniej nie zapomniał o prawdziwych wiernych, przeżycie Ani było właściwie cudem - a przynajmniej Tupik myślał w tych kategoriach przypominając sobie cios jak otrzymał Sigmaryta...
Jego mógł być prawie pewien, szczególnie po pożegnaniu jakie zgotował zakonnikom, ale wiedział też że wierność Aniego nie jest bezwarunkowa, na szczęście halfling nienawidził chaosu równie mocno co Sigmaryta - o czym również nie omieszkał mu wspomnieć kilkukrotnie w murach klasztoru, powiedział mu tez, że nie zapomniał o Karlu i jeśli rzeczywiście to kultysta, to się nim zajmą. Ani udowodnił już swoją lojalność przynajmniej w jakimś stopniu a Tupik chciał aby i on nie zapominał że halfling potrafi być również lojalny i że potrafi się odwdzięczyć.
Reszta nowych chłopaków... cóż pytanie Grzecznego było idealna okazją by poznać ich zdanie i reakcję, ocenić czy odpowiadają szczerze, z głębi swego przekonania, czy mówią tylko dla pozorów... Tupik nie cierpiał gdy go oszukiwano... może dlatego że sam tak często oszukiwał innych... i że był w tym dobry?
 
Eliasz jest offline