Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-03-2010, 13:51   #5
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
_____________________________________
__________

Śródlecie, Eleint

.
Królestwo Pięciu Miast




Uparła się, koza. Na prawdę się uparła. Ale że ja się zgodziłem? - już któryś raz z kolei dumał Raydgast, odwracając się w siodle w stronę dużej, otoczonej liczną służbą, kolaski, w której jechała jego żona i potomstwo. Gdy dwa dekadni wcześniej Helena powiedziała mu, że chce jechać na Srebrny Jarmark wraz z nim uznał to za dobry żart. Była dopiero w piątym miesiącu ciąży, a jej brzuch był już wielki jak księżyc w pełni. Ale Helena nie żartowała; co więcej stwierdziła, że na Jarmark pojadą również Jaron i Adelajda - nie będą się, jak ona, chować dłużej w dziczy, pozbawione należnych szlachcie rozrywek. Że dzicz owa należała do jej ojca to już była inna inszość. Raydgast prosił, groził, przekonywał i może by mu się nawet udało, gdyby do sprawy nie wtrącił się teść. "Na złość mi chciał zrobić, stary cap", bez krzty szacunku myślał paladyn, gdyż myślom tym towarzyszyło zmęczone popłakiwanie trzylatki. Jedyne co zdołał wynegocjować z żoną to rezygnacja z odwiedzin u rodziny w Darrow.

- I tak ich spotkasz na Jarmarku - przekonywał - a nawet jeśli nie, do w drodze powrotnej zajedziemy. Czas nagli, gdyż jechać będziemy powoli, więc jeno się obrażą o krótką wizytę.

Po namyśle Helena przyznała mu rację, toteż już dekadzień później, o poranku, stali na stołecznej przystani patrząc jak służba ładuje na statek skórzane kufry i biedzi się z wprowadzeniem na pokład jego rumaka, Persivala. Dzieci z wrzaskiem biegały po nabrzeżu, ku przerażeniu korpulentnej niańki, która nie mogła za nimi nadążyć.
- Jaron, dziesięć wiosen kończysz, zachowuj się! - huknął Raydgast. Chłopak stanął w miejscu jak wryty, a zaskoczona tym siostra zderzyła się z nim, upadając na ziemię i wypełniając powietrze rozdzierającym płaczem. Czas najwyższy oddać go jakiemuś fechmistrzowi pod opiekę, albo na giermka lepiej - mruknął pod nosem, ale na tyle cicho by Helena nie usłyszała; trzęsła się nad swym pierworodnym jak nie przymierzając kwoka nad jajem. Przez pierwsze dni podróży mężczyzna miał pretensje do niańki i żony że nie umieją dzieci opanować, lecz ostatnio stwierdził, że nawet przywiązanie rzemieniami do siodła nie powstrzymałoby znudzonego potomstwa przed psotami - a na pewno nie przez marudzeniem. Ale jeszcze dekadzień i rodzina rozpierzchnie się po Uran, zachwycona zwiezionymi z całego Królestwa (i nie tylko) dobrami, a on zajmie się właściwym celem swojej podróży. Odruchowo pomacał osobistą torbę wypchaną obszernymi raportami z misji jakie przez ostatnie pół roku zlecano Silvercrossbowowi - w większości podobnych do tych, które miał w poprzednich latach; ostatnio jednak coś się zmieniło. Przede wszystkim między Fortem a helmicką Twierdzą zaczęło kursować wielu posłańców - a czasem nawet i samych paladynów wysyłano ze szczególnie ważnymi listami! Wzmocniono patrole nie tylko od strony orczych ziem - to było zupełnie normalne pod koniec Śródlecia - ale i na wschodnich granicach, gdzie dotychczas niepodzielnie królowali Helmici. Wielu zaufanych rycerzy wysłano na południe i wschód, choć oficjalnie nie nadchodziły stamtąd żadne niepokojące wieści. Kiedyś, idąc korytarzem, Raydgast usłyszał urywki rozmowy przełożony na temat szpiegów i... zdrady? Niestety nic więcej nie zdołał podsłuchać. Rozmowa ta pozostawiła jednak w jego sercu nieokreślony niepokój, którym niestety nie miał się z kim podzielić. Miał nadzieję, że to się zmieni gdy w Uran spotka towarzyszy, którzy zgodnie ze zwyczajem zjeżdżali się na Jarmark by zdać raporty i wziąć udział w organizowanych tam turniejach i naradach.

Tymczasem jednak nudził się jak mops w trakcie dziesięciodniowego rejsu do Uran. Nigdy nie zrozumiał dlaczego między Darrow a Uran nie zbudowano porządnego traktu; niemniej jednak podróż statkiem była o wiele mnie męcząca, zwłaszcza dla Heleny, która z przyjemnością wygrzewała się na słońcu. Z powodu błotnistych, zarośniętych tatarakiem brzegów rzeki nie zatrzymywano się na noc na lądzie. Jedyną odmianą był krótki postój w małej wsi Podkosy, gdzie uzupełniono zapasy wody i zjedzono szybki obiad. Raydgast chętnie zostałby tam dłużej - wyglądało na to, że do wsi zawitała grupa najemników przywożąc jakichś przestępców. Z cichych rozmów córek karczmarza wywnioskował, że szykuje się nawet jakiś sąd nad... drowem? Tak daleko od gór? Niemożliwe! Musiał się najwyraźniej przesłyszeć, albo podniecone gąski przesadzały. Całkiem ładne gąski zresztą. Karczma leżała na uboczu, nie mógł więc przyjrzeć się więźniom, a z tłumu gości trudno mu było wyłowić grupę, która konno przybyła do wsi. Zresztą kapitan wyraźnie dał mu do zrozumienia co myśli o spóźnialskich - nawet tych, co za przejazd płacą czystym złotem. Pogoda nie dopisywała wiatrostatkom i byli już spóźnieni - ku rozpaczy Heleny dziś właśnie rozpoczynał się Srebrny Jarmark, ominą ich więc popisy bardów i wieczorne tańce; a także pierwsze pojedynki turnieju. Paladyn musiał więc powstrzymać swą ciekawość i pośpiesznie zagonić rodzinę na statek, który od tej pory płynął bez przerwy, by drugiego dnia jarmarku w południe dotrzeć do Uran.

Przystań Rzeczka Uran położona u ujścia rzeki do jeziora była duża, ale i tak wiatrostatek z trudem manewrował między licznymi promami, łódkami i łodziami, z których każda starała się dobić do pomostu, lub znaleźć miejsce do przycumowania na czas Jarmarku. Na brzegu kłębił się tłum pasażerów, rybaków, flisaków, handlarzy i zwykłych gapiów, przez który rodzina Raydgasta przedzierała się z najwyższym trudem.

Samo miasto nie było może tak imponujące jak Darrow, lecz dzięki położeniu na skrzyżowaniu szlaków wodnych i lądowych było bogate i świetnie się rozwijało. Ulice były względnie czyste, domy pobielone, nawet najbiedniejsze dzielnice leżące pod samym murem wyglądały lepiej niż w innych miastach. A na ulicach - tłum. I to nie byle jaki, a taki, gdzie łokciami rozpychać się trzeba o każdy krok i uważnie pilnować swojej sakiewki. Zewsząd dochodziły pokrzykiwania handlarzy, marudzenie klientów, przekleństwa zdeptanych i okradzionych osób, głośne pohukiwania straży, krzyki woźniców i rżenie koni. Od czasu do czasu tłum próbował się rozstąpić by zrobić przejście jakiejś lektyce czy powozowi, nie rzadko jednak kończyło się na batach rozdawanych nie dość szybko umykającym przechodniom.
Im bliżej zaś było do zachodniej części miasta, tym gorzej. Nie bez powodu mawiano, że na Srebrny Jarmark zjeżdżało się całe Królestwo - w tłumie bliżej centrum migały insygnia rządzących Królestwem rodów i znanych elfich domów.

Jednak w tej chwili palącym problemem był fakt, że wszystkie odwiedzone przez Silvercrossbowów oberże były pełne. Mimo, że sam Jarmark odbywał się poza murami miasta - na łąkach od zachodniej strony Uran - większość osób mieszkała w gospodach. Jedynie wszelkiej maści kupcy (a także rycerze) rozbijali namioty pod murami, by chronić swoje towary i zminimalizować straty. Dopiero w gospodzie "Srebrna strzała", prawie przy samym rynku służącym paladyna udało się nająć zaledwie dwa pokoje dla państwa. Najwyraźniej jakiś szlachcic zachorzał i zwolnił miejsce. Służący wnieśli bagaże do pokojów, a sami rozlokowali się na stryszku stajni wraz z całą rzeszą innych giermków, pokojówek i chłopców na posyłki. Helena stwierdziła, że musi odpocząć i wybierze się na Jarmark dopiero późnym popołudniem. Rycerz miał więc sporo czasu dla siebie.
 
Sayane jest offline