Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-03-2010, 12:44   #6
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Raydgastowi nie podobały się jego przypuszczenia i konkluzje jakie wyciągał. Nie podobało mu się wciąganie zakonu w wewnętrzną politykę królestwa. Nie miał jednak pozycji, by móc wyrazić swą opinię. Co gorsza, nie wiedział jak ukryć swe obawy przed Heleną. Ona wyciągała z niego wszystko. Na szczęście w tej chwili myśli małżonki krążyły wokół jarmarku i krewnych. A i przy całym zamieszaniu jakie towarzyszyło wyprawie do Uran, on także o tym zapomniał. Wyprawa z ciężarną kobietą i dwoma łobuziakami, była wszak ciężkim testem dla paladyna. I całkowicie zaprzątała jego uwagę.

Najważniejsze jednak, że dotarli... Przez całą tą wyprawę Raydgast bał się, że Helenie coś się może stać. Mimo że medyk uspokajał go mówiąc, że nie tak łatwo o poronienie, jakby się zdawało. Oczywiście brzuszek Helena miała całkiem spory, gdyż się bliźniąt spodziewała. Co jednak nie ujmowało jej uroku. Nadal była piękna.
I delikatna w obecnym stanie...

Dlatego Raydgast cieszył się, że udało im się w karczmie nie w namiocie nocować. Gdy znaleźli w swym pokoiku Helena tupnęła stopą i kręcąc głową rzekła.- Trochę niski standard.
- Wiem, później postaram się znaleźć lepszy pok...-
zanim paladyn zdołał dokończyć swą wypowiedź, Helena zaśmiała się perlistym śmiechem.- Nie jestem ze szkła drogi mężu i nie jest to moja pierwsza ciąża. Już ty się o to postarałeś.
Spojrzała na niego ciepło dodając.- Pokoje mi odpowiadają. Tylko... podróż nieco mnie zmęczyła. Chyba się położę.
Raydgast zaszedł małżonkę od tyłu i objął ją ramionami kładąc swe dłonie na jej brzuchu.- Wiem, że nie jesteś z porcelany. Ale jesteś dla mnie cenna.
- Ja już wiem co ty tam myślisz, tak mnie obłapiając
.-zażartowała i pacnęła dłonią w dłoń męża na swym brzuchu. –Przez takie myśli jestem w obecnym stanie.
- Stanie błogosławionym.
- rzekł cicho Raydgast, a Helena dodała wesoło.- Gdybyś to ty nosił w brzuchu efekty naszych figli, to być nie nazwał tego, stanem błogosławionym...
Raydgast cmoknął policzek, potem szyję szepcząc cicho.- Przepraszam.
-No, no, ty się tak nie przymilaj. Nic z tego nie będzie
- mruknęła cicho Helena, westchnęła po chwili z łobuzerskim uśmiechem.- Może... wieczorem, odrobinkę pofiglujemy. Póki możemy. Jeśli mój brzuch cię nie odstręcza, oczywiście.
- Jest cudowny.-
szepnął Raydgast całując małżonkę w uszko. Helena pogłaskała paladyna po brodzie.- Mężczyźni ponoć powiedzą wszystko, byleby tylko mogli umoczyć kija. Czyż to nie twoje słowa?
- Chodziło mi o... wędkowanie.-
zaczął się mętnie tłumaczyć paladyn, a Helena dodała żartobliwie.- Wędkowanie. Niech ci będzie, że wędkowanie miałeś na myśli.
- Wezmę brzdące na jarmark.-
rzekł Raydgast, głaszcząc żonę po brzuchu.- A ty odpocznij.
-Dobry pomysł.- uśmiechnęła się Helena wyswabadzając się z ramion męża i kładąc ostrożnie na łożu. Po czym dodała żartobliwie.- W końcu musisz sobie czymś zasłużyć na mą przychylność.

Zabranie dzieci na jarmark... To nie był tak udany pomysł, jak mąż Heleny sądził. Przez swe zakonne obowiązki Raydgast bywał w domu stanowczo za rzadko. Inaczej wiedziałby, jak tak pochopna obietnica się skończy.Niemniej przygotował się by odpowiednio wyglądać.


Raydgast był wysokim i szczupłym mężczyzną noszącym się na czarno. Wysokie czoło przecięte niewielką blizną, oraz posiwiała przedwcześnie broda nadawały mu dostojeństwa, ale i lat. Na szczęście pozór był to tylko, bowiem ruchy paladyna były szybkie i energiczne.
Za zbroję służył mu napierśnik jedynie z wymalowanym herbem jego „rodu”. Rodu jakże krótkiego, bo na nim się zaczynającego. Do tego jeszcze kusza i miecz. Bardziej dla prestiżu niż bezpieczeństwa. Z dziećmi był ten problem, że Jarona interesowało co innego, a Adelajdę co innego. I każde próbowało wyprosić u taty poparcie swych decyzji. Adelajda chciała obejrzeć egzotyczne zwierzęta, piękne suknie i biżuterię. A także posłuchać bardów. Jarona ciągnęło do areny i pokazów gladiatorów. Ze zwierząt konie jedynie cenił. A stoiska z bronią wywoływały błysk w jego oczach. Oczywiście i Adelajda i Jaron nie ograniczali się do patrzenia. – Tato kup mi. Tatusiu proszę, kup mi.- rozlegały się co chwilę.
A paladynowi przypominały się słowa jego ojca, gdy mówił, że dzieci to kupa szczęścia... z przewagą kupy, niestety.

- Dość!- zawyrokował dość ostro Raydgast tracąc cierpliwość do swych „aniołków”.- Jedna rzecz na każde z was. Słodycze lub zabawki.
- Ale, ale...-
zaoponował Jaron.- Dziadziuś by nam kupił więcej.
-Wlasnie.-
potwierdziła Adelcia sepleniąc. Oczywiście chodziło o ojca Heleny. Paladyn jęknął w duchu, na „kochanego” teścia i jego metody wychowawcze. Raydgast odetchnął głęboko i rzekł.- Dziadkowie są po to by wnuki rozpieszczać, ojcowie by dzieci wychowywać. Jedna rzecz... a jak będziecie protestować, to nic.
Postawione pod mur dzieci przez chwilę się naradzały między sobą, a potem zgodziły się na warunki ojca. I po chwili Jaron wymachiwał drewniany mieczyka, a Adelajda cieszyła się ze szmacianej lalki.

Po południu zaś Helena przejęła ciężar opieki na ich potomstwem. I Raydgast mógł się udać, by wypełnić zakonne obowiązki. Wyruszył w kierunku namiotów rozstawionych przed zakon Torma. Nie trudno było zauważyć pewnej nerwowości wśród współbraci, gdy się zbliżał. Zaiste czasy były niespokojne, choć nikt poza paladynami zapewne jeszcze o tym nie wiedział. Paladyn rozejrzał się za znajomymi twarzami, szukając przy okazji swego przełożonego.
Dostrzegł go dość szybko - stał w towarzystwie sir Torwalda Thunderdragona i paru innych rycerzy, poklepując ich po plecach i śmiejąc się rubasznie. Najwyraźniej omawiali jakiś zwycięski pojedynek w turnieju na który spóźnił się Raydgast. Wulfgar de Nor był (podobnie jak większość paladynów) postawnym rycerzem i surowych rysach i dłoniach wielkich jak bochny chleba. Do pasa przytroczony miał miecz w pięknie inkrustowanej pochwie - wykonanej bardziej dla podkreślenia statusu właściciela niż względów praktycznych - a na piersiach kołysał mu się srebrny symbol Thorma, zawieszony na grubym łańcuchu. Widać było, że dowódca Fortu na Skale przybył tu jako oficjalny przedstawiciel zakonu - w forcie nosił się skromnie i niczym prócz władczej aury, jaką roztaczał, nie różnił się od swoich podwładnych. Pomijając oczywiście fakt, ze swą sylwetką mógł niedźwiedzi w kompleksy wprawić.
Raydgast więc do sir Torwalda energicznym krokiem i skłonił się mówiąc.- Miło cię widzieć w dobrym zdrowiu panie.
Po czym przekazał listy, spoglądając po twarzach towarzyszących sir Torwaldowi, rycerzy.
Skinął głową w kierunku pana de Nor i spojrzał na jego oblicze, dodając.- Po humorach wnoszę, że turniej rozpoczął się przychylnie dla przedstawicieli naszego zakonu?
- A niezgorzej, niezgorzej
- huknął de Nor. - Co prawda Helmici palmę pierwszeństwa w konnych walkach zebrali, my za to do tej pory prym wśród mieczników wiedziemy. Irvin Eileon może się schować! - wybuchnął głośnym śmiechem. Odwieczna rywalizacja między dwoma zakonami nigdzie nie była tak wyraźna jak w trakcie dorocznych zawodów na Srebrnym Jarmarku.
- Postaram się poprawić ten wynik na naszą korzyść. Żona by mi nie dała spokoju, gdybym nie spróbował swych sił, w choć jednej z konkurencji.-odparł żartobliwie paladyn. Po prawdzie to nie żona, ale teść by nie przebolał. Helena już wyrosła bowiem z fascynacji na temat obijania sobie nawzajem kości przez szlachetnie urodzonych. Co nie znaczyło, że nie cieszył jej widok w męża w płytowe zbroi. Po swym żarcie Raydgast spytał.- Czy ostatnio nie dzieje się coś niepokojącego na granicach? Po drodze słyszałem plotki o złapanym drowie.
- Drow na trasie Twego przejazdu - bo rozumiem, że skoro z żoną to ze swych włości jedziesz? W środku Królestwa? W czasie wzmożonych patroli? Co za bzdury! -
Wulfgar i Torwald zgodnie ryknęli śmiechem, jednak z lekkim napięciem w głosie; a pozostali rycerze zawtórowali im lekko. Po chwili dowódca dał Raydgastowi dyskretny znak - po wielokroć używany w czasie wspólnych walk z orkami: "Milcz i nie wychylaj się".
- Plotki jenom słyszał. Sam drowa nie widział, więc równie dobrze, to wymysł wieśniaczych głów i nadmiaru śliwowicy w nich. Raydgast obrócił swą wypowiedź w żart. Choć cała ta sytuacji do żartu nie nastrajała. Zwłaszcza, że wybuch śmiechu zakonnych braci wydawał się udawany. Raydgast postanowił o tym pomówić z Torwaldem, ale na osobności. Spytał tylko.- Jakież to konkurencje rycerskie na jutro są przewidziane?
- Druga tura na miecze, łucznicy i coś tam jeszcze - tam gdzieś plan jarmarku wisi -
jeden z rycerzy machnął ręką w stronę centrum łąk.
- Choć w tym roku krótkie wszystko, bo bardowie upomnieli się o swoje i ze dwa albo i trzy konkursy mają nawet - nieco lekceważąco rzekł Torwald, ale znów ledwie dostrzegalna nuta napięcia zabarwiła jego słowa.
Raydgast sam nie miał nic przeciw bardom, a i skrócenie konkurencji też mu nie przeszkadzało. Natomiast unosząca się nad tym Jarmarkiem aura niepokoju działała mu nieco na nerwy. Może źle uczynił ulegając w Helenie. Rodowe gniazdo rodu Greyfort miało swoje wady, ale było też warowne. A ojciec Heleny, Reinhard de Greyfort dbał o to, by załoga obsadzająca mury znała się na wojaczce.
- To pójdę zobaczyć, w czym się będę mógł wykazać. A i nie wypada zostawiać małżonki zbyt długo samej.- rzekł paladyn i skłonił się wielmożom.
- Przyjdź jutro po zawodach, zdać sprawę ze swych obowiązków. - krzyknął za nim Torwald.
- Zgodnie z twym życzeniem panie.- odparł paladyn. Raydgast potarł brodę w odruchu zdenerwowania. Coś rzeczywiście było nie tak, jak powinno. Lecz teraz nie miał czasu na rozważania.

Wieczorem, Raydgast i Helena zjedli kolację w pokoju. Zmęczona zwiedzaniem Jarmarku małżonka nie miała ochoty schodzić tam i z powrotem po schodach.
Helena popijając wino, ponownie rozważała całą wizytę na Jarmarku. O tym, że cena jedwabi znów poszła w górę, że Jaron machając mieczykiem rozbił garnek przekupce, i o awanturze jaką tym czynem wywołał i o innych ciekawych wydarzeniach z Jarmarku.
A paladyn tylko potakiwał zamyślony.
- W ogóle mnie nie słuchasz.- westchnęła wreszcie. Raydgast spojrzał na nią dodając.- Oczywiście, że...
Przerwał, popatrzył na nią i objął ją ramionami, tuląc mocno.- Powinienem być przy tobie, gdy się urodzą kolejne dzieci.
- Znowu traktujesz mnie jak porcelanową laleczkę.-
rzekła żartobliwie. Paladyn zaś odrzekł.- Przedtem ci to nie przeszkadzało.
- Przedtem byłam gwiazdką, a teraz jestem panią Silvercrossbow
.- westchnęła smętnie.- Mężatką z dwójką dzieci i w kolejnej ciąży.
-Nadal jesteś moją gwiazdką.-
mruknął paladyn do ucha w swej małżonki. Lecz ta odparła smutno.- Z brzuchem jak bęben.
- Z pięknym brzuszkiem.-
szepnął jej do ucha, głaszcząc ją po owym brzuchu.
Helena spojrzała na swego męża z błyskiem w oku i po chwili ... uwolniwszy się z jego objęć zsunęła z siebie suknię i halkę.


- Udowodnij mi że jestem godna pożądania. Póki jeszcze możemy to robić.- rzekła patrząc wyzywająco na męża. I Raydgast udowodnił, kładąc żonę na łożu i obsypując pocałunkami i pieszczotami, coraz bardziej śmiałymi i intymnymi...Potem noc stawała się coraz „gorętsza”. Nie tak jak zwykle co prawda, z uwagi na ciążę ukochanej. Niemniej paladyn udowadniał, że Helena nadal wzbudza w nim pożądanie. Co jego małżonka przyjmowała z zadowoleniem. Aż wreszcie też usnęli, wtuleni w siebie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 21-03-2010 o 17:06.
abishai jest offline