Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-03-2010, 10:07   #9
Romulus
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Droga była długa i nudna. Tak długa i nudna że dni zlewały się w niewyraźną plamę rytuału pakowania klamotów, wleczenia się noga za nogą, posiłków, rozpakowywania rzeczy potrzebnych w trakcie postoju i snu umilanego odległym a nieodłącznym wyciem wilków i innymi okolicznościami przyrody. Podobnie poranki, gdzie podróżnych budził świergot ptaków, powiew wiatru i ...
- By cię demony porwały!!! - wrzeszczał rozespany elf, jak zwykle ocierając twarz po "czułym" pocałunku jaki zaślinionymi, ociekającymi wilgocią wargami składał na jego twarzy Indraugnir, tłusty kuc o paskudnym wyrazie pyska i jeszcze gorszym charakterze. - Przerobię cię na klej i koninę!!!



Ogólnie rzecz jednak biorąc elf starał się nie wadzić nikomu, ogrywał tylko w kości strażników i innych uczestników handlowej ekspedycji, korzystając ze zręczności palców i szybkiego niczym błyskawica refleksu. Zwłaszcza niejaki Helfdan, łowca, zdawał się żywić drobną urazę z tak błahego powodu jak to że jego sakiewka ze srebrem kurczy się w zastraszającym tempie. Ponieważ jednak Złocisty nie był w ciemię bity, nie przystępował do gry nie upewniwszy się wpierw że wszyscy naokoło są w dobrych humorach (a wieczorami pilnie trenował swe muzyczno-wokalne zdolności prezentując je przed marną bo marną ale zawsze publicznością), a i o stawki nie walczył zbyt wysokie, by wielkich emocji nie budzić.

W trakcie dnia zaś kłusował na swym Smokom podobnemu rumaku, bestii złośliwej, zawsze chętnej do ugryzienia czy nastąpienia na stopę, plącząc się przed, za, obok i, bardzo rzadko, pomiędzy wozami karawany. Nie wszystkie jednak czynności elfiego barda były owocem beztroski czy znudzenia. Często-gęsto ćwiczył on strzelanie z kunsztownie wykonanego łuku skupiony nad zadaniem naciągnięcia i wycelowania potężnej broni, rdzawy jego jastrząb wzbijał się w niebo i opadał niczym błyskawica kierowany wolą swego pana, długie godziny zastanawiającego się nad wykorzystaniem skrzydlatego wysłannika śmierci, ba, fechtował się ze strażnikami by nie wyjść z wprawy i utrzymać się w formie.
Poranki, ku wielkiemu zdziwieniu reszty towarzyszy wyprawy, spędzał na osobności... Złośliwi dworowali sobie z tego bezlitośnie, ignorując fakt że co prawda bard lubi leśne stworzenia ale preferuje kobiety, nie wiedząc również że jeśli już o to chodzi to nimfie Alariele, dawnej ukochanej Aesdila, ludzkie kobiety urodą do pięt nie dorastają...



Tak to się nieszczęśliwie złożyło że irytujące Helfdana półelfa twierdzenia niedźwiedziowatego Logana również i Aesdila nieco denerwowały. Do jakiejś większej konfrontacji nie doszło, choć parę razy Logan sprowokował ćwiczącego z Sahandrianem w dłoni barda do pojedynku, co zakończyło się bolesnymi siniakami. Laure przełknął to, bowiem w tym samym mniej więcej czasie Logana spotkał przykry wypadek z wężami... Miedzianoskóry nie zapomniał jednak słów którymi silący się na błyskotliwość woźnica wzbudzał salwy śmiechu wśród kompanów... Traf chciał że siłacz generalnie nie przepadał za wszelkiego rodzaju leśnym stworzeniem, co Laure z ciekawością sprawdził... Zwłaszcza opowieść o nadzwyczaj zaciekłych w walce wiewiórkach rojących się od czasu od czasu w okolicznych lasach, mimo tego że głupawa i nie do wiary dla jakiejkolwiek rozsądnie myślącej osoby, zdawała się przykuwać uwagę woźnicy... Gdy któregoś wieczoru taka właśnie ruda złodziejka zakradła się do wozu i Logan narobił wielkiego wrzasku widząc stworzenie, grunt pod drobną zemstę Aesdila był gotowy... Od tego momentu dzień jeden nie minął bez widoku jakiegoś futrzastego stworzenia gdzieś w bezpośredniej bliskości osiłka, który z każdym takim spotkaniem coraz bardziej nerwowo reagował na takie "atrakcje". Co prawda elf raz czy dwa przeholował, gdy wiewiórczy ogon wystawał wręcz z miski z zupą woźnicy, jednak i to odniosło swój skutek bowiem tym większe uczyniło to wrażenie na piewcy wyższości ludzkiej rasy, z wrzaskiem odskakującego od posiłku żywcem pożeranego przez drapieżnego gryzonia. Cóż, może to i brzydka skaza na charakterze elfa, ale od czasu do czasu warto zasmakować odrobiny satysfakcji...



Wspólny natomiast język Aesdil odnalazł z Pavelem z Amn, jednym z młodszych najemników Olgara Ferema. Młodzieniec ten wiózł ze sobą fascynujący wręcz instrument - yarting - "gitarę", jak zwano ją w tym mieście, ośmiostrunowy instrument o głębszym jeszcze brzmieniu od lutni. Choć talenty wokalne Pavela nie mogły się równać z umiejętnościami elfa, ten ostatni chętnie uczył młodzika jak głosu używać, w zamian za możliwość spróbowania swych sił na yartingu. Bard, jak to zwykle z nim było, nie byłby sobą gdyby nie zaczął kombinować czy gitara nie jest aby lepszym wyborem od lutni. Głębokie brzmienie pudła yartingu i większa gama dźwięków bardzo do niego przemawiały...
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline