Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-03-2010, 09:43   #6
Mr.Aru
 
Mr.Aru's Avatar
 
Reputacja: 1 Mr.Aru nie jest za bardzo znanyMr.Aru nie jest za bardzo znanyMr.Aru nie jest za bardzo znanyMr.Aru nie jest za bardzo znanyMr.Aru nie jest za bardzo znanyMr.Aru nie jest za bardzo znanyMr.Aru nie jest za bardzo znany
Gęsty śnieg wirował przed goglami w całej swej potwornej furii. Szary puch zalepiał wszystko i ograniczał widoczność. Siergiej skrzywił się. Gdzieś tam na horyzoncie był wrak F-16. Kapitan nie szedł tam bynajmniej po jakieś pudło z nagraniem. Chodziło o człowieka. Co prawda mała była szansa, że ktokolwiek przeżył. Ipatow chciał przynieść ciało powrotem do bazy. Nigdy nie zostawił żadnego ze swoich : żywego czy martwego. Udowodnił to już w Iraki i miał zamiar trzymać się tego do końca życia. Nagle jasny błysk rozświetlił niebo. Oficer zastanawiał się czy to kolejne jego majaki. A może wszyscy to widzieli? Chwilę później poczuł krew w nosie i doszedł do wniosku, że znowu mu odbija. Otarł nos rękawicą i ruszył dalej. Starał się skupić na linii horyzontu, która była teraz bardzo mało widoczna. Za wszelką cenę chciał odgonić te wizje. Zazwyczaj skakał wtedy do wody i nurkował na dużą głębokość. To zawsze pomagało. Teraz jednak nie było o tym mowy. Obrócił się i zlustrował wzrokiem cały oddział. Nienawidził iść jako czujka, bo jako dowódca nie miał wtedy kontroli wizualnej nad oddziałem. Wtem przez pole widzenia przetoczył się kolejny błysk. Pojawiły się drzwi w ciemnym korytarzu. W szparze pod nimi majaczyło światło. Ipatow zamknął oczy i podniósł rękę w bezgłośnym rozkazie : „Stać!”. Chciał się uspokoić i nie myślał wtedy jak niewybaczalny błąd popełnił. Lodowa pokrywa pękła pod nimi i zrzuciła ich w mroczną toń. Siergiej błyskawicznie wygrzebał się na jedną z lodowych wysepek, które unosiły się teraz na wzburzonym obszarze wody. Lodowa korona składająca się z ostrych jak sztylety odłamków pokrywy unosiła się majestatycznie nad oddziałem, który stopniowo leciał w dół. Kapitan balansował na wysepce by nie spaść. Wychylił się i zobaczył wierzgającego w dole Rosińskiego. Ipatow jęknął i sięgnął ku niemu ręką, rozpaczliwie starając się go złapać. To był kolejny błąd. Wysepka zrzuciła go w czarne odmęty otchłani. Nie bał się głębokości. Przecież takie ekstremalne nurkowanie było jego pasją. Niestety nie widział szans na przeżycie. Nie mógł znaleźć noża, który powinien być przy pasie, a plecak nie chciał się odczepić od pleców i nieubłaganie ciągnął go w dół. Ciemność i woda w płucach.

Błyski znikły, ustępując miejsca czerni. Był nagi. Mroczny korytarz składał się wyłącznie z chaosu i czerni, przeplatanej strachem. Daleko stąd były drzwi, spod których błyskało jasne światło. Ten korytarz wracał w jego wspomnieniach. Wciąż ten sam…

Głęboki oddech. Czuł zimną, mokrą skałę pod swoją głową. Gdzieś wokół szumiał potok. Z pozycji leżącej widział korony drzew i wielką, porośniętą krzakami górę. Miał kilkanaście lat. Tyle kilometrów w puszczy, tyle zimna i cierpienia, a oni dalej za nim kroczyli. Szelesty, gdzieś poza zasięgiem wszelkiej percepcji. CZYM JESTEM JEŻELI NIE POZWALACIE MI ŻYĆ?! Jakim prawem pokazujecie mi gdzie jest moje miejsce?!

Wszystkie okna domu były otwarte. Przeszedł powoli koło garażu, gdzie stał samochód. Również z otwartymi drzwiami. Chłopiec powoli wchodził po drewnianych schodach. Wreszcie stanął na ganku. Powoli wszedł do pustego przedpokoju i skierował się do kuchni, śpiącej w letnim półmroku. Szafki były pootwierane. Nic jednak nie zginęło. Tak jakby ktoś coś tutaj szukał, dokładnie odkładając potem na miejsce. Dom opanowała cisza. Gdzie oni byli? Odeszli? Wtem gdzieś na górze rozległ się łomot. Młody Ipatow skierował swe przerażenie ku stropowi i zaczął krzyczeć.

Policja, policja, pytania, psycholodzy, testy i pustka w głowie…

Usiadł, otwierając szeroko oczy. Sny odeszły. Czuł niemiły żwir na plaży. Tam, przed nim majaczyło słońce, rzucające wokół ostatnie, słabe promienie różowego światła, które rozlewało się leniwie po nieboskłonie. Wszystko gotowało się ku zachodowi. Siergiej uśmiechnął się. Nie zdziwiło go to co zobaczył. Za dużo w życiu przeżył, za dużo przeczytał książek by się w takim momencie zdziwić. Tutaj plecak puścił i osiadł na ziemi. Kapitan podniósł się i rozglądnął. Ludzie kręcili się wokół, przebierali i rozglądali. On sam postanowił zostać w tym samym ubraniu. Przecież wyschnie, a zapasowych lepiej teraz nie brudzić. Czy bał się przemarznięcia? I to było najdziwniejsze : ubrania były mokre, ale ciepłe.
- Wszyscy są cali? – wychrypiał.
Znów rozglądnął się wokół. To nie była ta przeklęta Norwegia. Na pewno nie. Nie była to również planeta Ziemia. Świadczyły o tym dwa, przepiękne księżyce. Teraz kapitan miał tylko jeden cel : Dowiedzieć się co się tutaj dzieje! Jeszcze raz spojrzał na swoich ludzi : Rosińskiego, który próbował połączyć się z Høybuktmoen, niezwykle zaradnego Spencera i obładowanego sprzętem Evansa. Martwił się o nich, nigdy o siebie. Chciał za wszelką cenę dostarczyć ich do domów w jednym kawałku i potrzebował planu.
- Rosiński… Odpuść sobie z tą radiostacją. Trzymaj ją jednak włączoną… Może ktoś jednak się odezwie. Evans, przejdź się po okolicy. Promień nie większy niż sto metrów. Wejdź na jakąś grań skąd będziesz miał lepszy widok. Nie odchodź jednak za daleko, chcę mieć z tobą stały kontakt wizualny. Kto wie co się kryje w tej dżungli… - mruknął rozglądając się wokół. – Zostajemy tu na noc. Głupotą byłoby łazić po tym wygwizdowie po nocy. Spencer, na Boga… Nie wiem dlaczego cię do nas przydzielili, ale w obecnej sytuacji musisz się przydać : Pomożesz nam rozbić obozowisko.
 
__________________
I have bad feelings about this...
Mr.Aru jest offline