Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-03-2010, 15:22   #5
Keth
 
Keth's Avatar
 
Reputacja: 1 Keth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodze
Aglahad wykradł się cichcem ze swojego pokoiku. Ostatnio zdarzało mu się to coraz częściej w porze Nakładania. Już nawet jego opiekunowie przestali się tym przejmować. Od czasu do czasu któryś krzywił się tylko i bezradnie kręcił głową, gdy Alglahad po raz kolejny spóźniony wchodził na posiłek. Nie żeby ktoś podejrzewał go o coś złego. Młodziak miał opinię bardzo grzecznego, posłusznego i niegroźnego, lecz niestety niereformowalnego śpiocha. Nic nie pomagało. Prośby, groźby, zamykanie w pokoju i inne kary, eskapady wciąż trwały. W ten obraz doskonale wpasowywały się częste wory pod oczami, unikanie innych, wieczne spóźnialstwo, a nawet, o zgrozo, absencje. Tymczasem chłopak stąpał kroczek po kroczku przez korytarz. Już po chwili usłyszał za sobą szuranie kilku par stóp. To musiały być Delia, Kali i Rhysea. Mieszkające kilka pokoi dalej trzy nadęte kwoki. Taką przynajmniej opinię o nich miał Aglahad. Zawsze i wszędzie musiały być pierwsze. Nawet na Nakładanie... Aglahad spokojnie usunął się w cień wielkiej wazy. Była tak duża, że od biedy sam mógłby się w niej schować. Prawdę mówiąc i tak musiał się tu zatrzymać. To właśnie w wazie JĄ ukrył. Ją, czyli Mapę. Teraz musiał ją przenieść na strych, do swojej drugiej kwatery. Oj natarli by mu uszu, gdyby ją przy nim znaleźli. Zwinął ją w rulon i korzystając z towarzyszącego porze Nakładania zamieszania przedostał się na wyższe piętro.

Kątem oka dostrzegł sunących z wolna przez główny korytarz Tych Trzech. Znali ich wszyscy mieszkańcy Domu, niemniej ci, którzy ich znali, dzielili się na dwie grupy. Pierwsi mieli wątpliwą przyjemność poznania ich osobiście już za sobą, pozostali słyszeli jedynie którąś z licznych opowieści. Aglahad należał do tej drugiej grupy i wcale nie miał zamiaru tego zmieniać - przyspieszył więc kroku. Na strych wiodło kilka ukrytych dróg. Tym razem Aglahad postanowił iść przez bibliotekę. Trzeba było wdrapać się na najwyższy regał i uchylić klapę w suficie. Rzecz jasna nikogo nie mogło być wtedy w środku. Znajomość tajemnicy zobowiązuje! Wystarczył jeden rzut okiem przez półotwarte drzwi, żeby dostrzec buszującego w książkach Trzmiela. Znowu on! A więc przez kotarkę za starym zegarem, obok pokoju Odeego. Były tam wąskie i niemiłosiernie strome obrotowe schodki, pełno kurzu, pajęczyn i ich mieszkańców, pająków, z których najmniejsze były wielkości złotej monety, a największe były równie duże jak zaciśnięta młodzieńcza pięść. Nic dziwnego, że Aglahad wolałby certolić się przez bibliotekę. Kilka minut później było po wszystkim. Wgramolił się z ostatniego schodka na skrzypiące poddasze. Tuż obok klapy prowadzącej do biblioteki stał drewniany stolik, dziurawe krzesełko i pełen skarbów stary kuferek Odeego. Ach, czego tam nie było! Inkaust i pęk starych gęsich piór, jego pierwszych, wyjęty z ramy i zwinięty w rulon stary olejny obraz, który jakiś nadgorliwy kapłan wyrzucił z Domu, gliniany kubek, pęk kluczy, szczęśliwy kamień, wysłużona lina i cała sterta innych, jakże cennych gratów. Teraz miała do nich dołączyć całkiem zacna mapa okolicy. Pozostało jeszcze nanieść trasę...

Zupełnie niepomny na dobiegający z dołu szmer chłopak błądził palcem po mapie, to zatrzymując się na lasach, to na stawach, jeziorkach i pagórkach. Oczyma wyobraźni widział jak w poszukiwaniu przygód przemierza te wszystkie nieodkryte miejsca. Ratuje damy z opresji, wykrada wielkie skarby, przyjaźni się ze zwierzętami, odkrywa sekretne ścieżki i gra na nosach bandytom wszelkiej maści. Ach, gdyby tak już, już teraz... choćby natychmiast. Wtem:

- Bierzemy go!

Głos dobiegał z dołu, z biblioteki. Aglahad przycupnął nad klapą i lekko ją uniósł, by zobaczyć, co też się wyrabia piętro niżej. Nie był to najprzyjemniejszy widok... Trzech oprychów sam na sam z Trzmielem! Psia krew! Sześć rąk na jedną, przecież to nie wypada! I co tu zrobić... Aglahad zdecydowanie nie należał do grona największych chłopców, zresztą nawet jakby był dwa razy większy niż tamci trzej razem wzięci, niewiele by to zmieniło. Panicznie bał się tych nicponi. Ponoć nie raz i nie dwa zdarzały im się bójki, a młodziak był w tej kwestii, delikatnie mówiąc zielony. Przerażeniem napawała go też sama myśl o zdemaskowaniu się. Ktoś mógłby odkryć, że wcale nie sypia całymi dniami i nocami, albo, co gorsza, odnaleźć jego kryjówkę ze skarbami, które tak długo zbierał. Aglahad czuł jak ogarnia go fala gorąca. No przecież coś musiał zrobić!

Tylko co!

Odruchowo zaciskając rękę na glinianym kubku, jakby była to olbrzymia maczuga, zdolna powalić Tych Trzech obserwował sytuację. Trzęsącą ręką uniósł klapę trochę wyżej i patrzył. Patrzył nie mogąc się przełamać by cokolwiek uczynić. Na szczęście ktoś go ubiegł.

- Ojcze Helbinie! Ojcze Helbinie! Ktoś światło w bibliotece zostawił, księgi zaraz spłoną!!! Ojcze Helbinie!!

Amarys! Chłopak znał ją z widzenia. Prawdę mówiąc, bardzo lubił na nią patrzyć. Ha, pewnie nawet nie zdawała sobie sprawy z jego istnienia. Wraz z tą myślą coś w nim pękło. Jakaś mała, paraliżująca go do tej pory bariera. Wychylił się nieco.. powolutku postawił stopy na regale.. zamknął klapę.. i jak nie wyrżnie kubkiem w PUSTY ŁEB!!
 

Ostatnio edytowane przez Keth : 22-03-2010 o 22:36.
Keth jest offline