Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-03-2010, 01:02   #4
Karenira
 
Karenira's Avatar
 
Reputacja: 1 Karenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znany
Chłodny wiatr owiał siedzących na wozie. Uwadze Soll nie umknął rąbek burej, zbyt cienkiej jak na tę porę sukienki. Akolitka owinęła się ciaśniej płaszczem i Soll dopiero teraz zauważyła jak bardzo musiała być zmęczona. Że też nie pomyślała o tym wcześniej. Na twardej podłodze wozu ciężko było znaleźć w miarę znośne ułożenie, a Inga, zdaje się że tak miała na imię, sprawiała wrażenie śmiertelnie znużonej. Zapatrzona na własną krzywdę nie zauważyła nawet, że obok niej ktoś cierpiał podobnie. Dobrze wiedziała, jak to jest obolałymi członkami kłaść się na zimnym i twardym posłaniu. Przysunęła się do dziewczyny obejmując ją jednocześnie ramieniem. Bez słów starając się ją pocieszyć. Razem powinno być im cieplej. Raźniej. Pozwoliła sobie puścić rozeźlone spojrzenie kapłance. „Młoda jest, musi poznać życie i jego trudy”. Czy ona też musiała? Czy musiała poznać gorycz utraty domu? Bezsilność, gdy po raz kolejny podejmowano za nią decyzję? Nie, tym razem nie była już dzieckiem. Ignorując przeszkodę przed nimi przyjrzała się drepczącemu za wozem zwierzęciu. Szkoda, że nie mogła go zabrać. Pewnie osiągnąłby całkiem dobrą cenę na targu. Na pewno lepszą niż zupełny brak grosiwa w jej nieistniejącej nawet sakiewce. Zabawne, nawet nie przerażały ją własne myśli. Co się z nią stało w ostatnich latach? Co jej zrobili? Już nawet myślała o sobie jak o Soll… Tamto drugie imię przepadło. Jutro miała zobaczyć swojego przyszłego męża. On nawet pojęcia nie miał kim była. Już wolałaby zginąć w tym lesie. Nieprawda. Nawet, gdyby z karczmy nie udało jej się uciec, nie chciała umierać. Myśl o poddaniu się napełniała ją obrzydzeniem. Nie była tchórzem. Poniewczasie uświadomiła sobie, że popełniła błąd wykłócając się z Helmutem o to małżeństwo. Jeszcze dziś rano przyglądał się jej czujnym okiem, jakby spodziewając się buntu. Miała nadzieję, że jej milczenie w trakcie podróży zostało uznane za cichą rezygnację. Źle by się stało, gdyby przez noc w zajeździe usiłował jej pilnować. Choć teraz chyba nie powinna się tym martwić. Trup na drodze mógł skutecznie odwrócić uwagę od niej. Kto by pomyślał. Oczywiście wcale się z tego nie cieszyła. Po prostu skoro i tak już nie żył… Zadrżała. Tylko jej się wydawało czy naprawdę jego puste oczy spojrzały na nią?

- Ojcze, – po trzech latach to słowo przechodziło jej już przez gardło – Janko, dlaczego jeszcze stoimy? W takim tempie to oblubieniec za nic mnie jutro nie zobaczy. –„ i żadnego innego dnia też nie”. Może Helmut robi to specjalnie? Przedłuża podróż, żeby padła zmęczona i obudziło się dopiero przed ołtarzem. Prawie była gotowa w to uwierzyć. Tylko, że z wisielcem nie mógł mieć nic wspólnego. Nie można było przyjrzeć się twarzy mężczyzny. Opanuj się dziewczyno, on na pewno na ciebie nie patrzy. Usta nie rozciągają się w szyderczym uśmiechu. Żadną miarą nie może przecież wiedzieć w jak beznadziejnym jesteś położeniu. Choć jego jest gorsze. Zachichotała z niewiadomych powodów nie mogąc powstrzymać rozbawienia.
- Przysięgam, że zaraz zacznę krzyczeć. – głos zadrżał jej z przerażenia. Głównie udawanego. No trudno, nie prośbą to groźbą. Histerii w tym wypadku. Nowa rodzina dobrze znała jej przeszywające płacze, których nawet mocne lanie i zamknięcie w komórce nie było w stanie uciszyć. W użalaniu się nad sobą potrafiła być naprawdę dobra. Powinno to skłonić ich do popędzenia koni skoro kapłanka jakoś nie kwapiła się do odmówienia modlitwy.

Nagle dotarło do niej, że prawie wcale nie czuła strachu. Mogła robić, co chciała nie obawiając się twardej ręki. Cokolwiek powie czy zrobi, żaden z Barglinów już jej nie dosięgnie. Niebawem będzie wolna. Mogłaby na przykład, gdyby chciała urządzić małe przestawienie. Sceneria była idealna. Ukradkiem odszukała rękę akolitki i ścisnęła ją pewnie. Poderwała się lekko błyskając w ciemnościach przestraszonymi oczami. – Słyszycie? – jęknęła cicho, ale tak by ją wyraźnie w nocnej ciszy słyszeli. Zaczekała moment, aż zaszeleściły pobliżu drzewa. Pamiętała jak sama bała się podobnych odgłosów. Wyciągniętą dłonią wskazywała coś w lesie – Tam? Słyszycie? O matko, co to? – głos bliski paniki podniosła oktawę wyżej szurając stopami po deskach. Biała skóra błyskała w ciemnościach. Chlipnęła. Dźwięk podejrzanie bliski parsknięciu. Będę się miała z pyszna jak naprawdę coś z tych krzaków wyskoczy.
 
__________________
"...pogłaskała kota, który ocierał się o jej łydkę, mrucząc i prężąc grzbiet, udając, że to gest sympatii, a nie zawoalowana sugestia, by czarnowłosa czarodziejka wyniosła się z fotela."
Karenira jest offline