Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-03-2010, 18:51   #1
DeBe666
 
DeBe666's Avatar
 
Reputacja: 1 DeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodze
[Neuroshima Storytelling] Sick'n'Tired

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=_r5_jkgIRkg[/MEDIA]



Temperatura była nie do zniesienia. Panował cholerny zaduch. Gorące słońce wyciskało pot z czoła. Oślepiające promienie odbijały się od bujnej, osobliwej, pewnie zmutowanej roślinności porastającej brzeg.
Mała, przeżarta rdzą łódka cichutko burczała, zostawiając za sobą gęsty, bagnisty kilwater.
'The Nude One', bo tak nazywała się barka, płynęła przez leniwą rzekę, która, szczerze mówiąc, konsystencją raczej przypominała zielony szlam niż te krystalicznie czyste strumyki sprzed wojny, w których kiedyś się pluskaliśmy bez obaw, że na dnie czai się zdeformowany szczupak, czy radpijawki.
No tak, w sumie to nie było co narzekać na stan wody, bo to akurat jedyne okolice, w których zbiorniki nie były aż tak kiepskie. Niewielu marynarzy wie, że tu, na Florydzie, jest kilka zatoczek, które wciąż nadają się do połowów. Oczywiście, wiesz co mam na myśli, mówiąc połowy. Cokolwiek wydostanie się z wody, jest pewnie zmutowane, zakażone i tak dalej, co do tego nikt nie ma wątpliwości. Mimo to, ludzie z tych terenów nie przejmują się tymi drobnostkami, wiedząc, że nic lepszego, w tym stanie, do jedzenia nie znajdą. W końcu trzecie oko, świecąca kończyna czy zamienienie się w paskudnego mutanta było o wiele przyjemniejsze niż śmierć głodowa.

Roscoe Giddens zdawał sobie doskonale z tego sprawę. Sam znał parę terenów, gdzie z powodzeniem łowił i całkiem porządnie sobie z tego żył. To właśnie Roscoe teraz opierał się o burtę swojej barki.
Przepocona koszula kleiła mu się do ciała, siwe, spocone włosy wchodziły do uszu. Popijał sobie coś z butelki i wpatrywał się w mętną wodę. Giddens miał już swoje lata.


Już dawno stwierdził, że praca na łodzi to zajęcie dla młodych, pracowitych rąk. Od kiedy zwyrodnienie kręgosłupa zaczęło poważnie przeszkadzać w pracach na łodzi, mężczyzna raz na miesiąc odwiedzał pobliskie miasta: Ruskin, czy Tarpon Springs, gdzie werbował kilku młodych pomocników. Płacił nie najgorzej, toteż zawsze znajdował młodą krew do pracy.

Roscoe zapalił papierosa i otarł pot z czoła. Przeklął pod nosem.

Kilka dni temu, jeden z członków załogi skarżył się na ból brzucha. Wiadomo, normalka, kręci się tu mnóstwo moskitów i innego robactwa. Sam Giddens nieraz dostawał porządnej sraczki. Egzotyczne choróbsko nieraz przez kilka miesięcy nie odpuszczało.



Niestety, oprócz bóla brzucha, który nie dawał spać po nocach, pasażer dostał wysypki. Całe ciało pokryło się dużymi, ropiejącymi, zielonymi bąblami. Mężczyzna umierał powoli, najpierw wykrwawiał się ze wszystkich dziur w ciele, potem sukcesywnie wyrzygiwał swoje wnętrzności. Na koniec kompletnie tracił zmysły

Mężczyzna cisnął butelkę do wody. Zanim szkło zanurzyło się w wodzie, pochwycił je krokodyl. Te bestie żarły wszystko co się wrzuciło do jeziora. Na niezdrowie skurwielu!

Roscoe znał tą dolegliwość. Kiedyś zdziesiątkowało mu całą załogę. To było tuż przed wojną, kiedy jeszcze pływał na dużych statkach. Wszyscy jego kompani umarli kilka dni po pokazaniu się pierwszych symptomów. Ta sama, pełna agonii i szaleśtwa męczarnia.
Tylko on przeżył.
Kiedyś tam po pijaku w barze wypytywał o tę chorobę jakiegoś lekarza. Jak on się nazywał? Szid, Szmit? Nie ważne. Niemiec twierdził, że to jakiś zmutowany szczep malarii, ale cholera wie tego moczymordę. Kiedyś po pijaku uchlastał sobie fiuta skalpelem. Wierzyłbyś takiemu kolesiowi?

Roscoe wyprostował się i obrócił. Łódka dotarła do brzegu. Starzec skinął do mężczyzny na mostku. Tak, powiedział wszystko swojej załodze. Choroba była niezwykle zaraźliwa. Minęło kilka dni od pierwszego zgonu, starzec podejrzewał, że każdy z nich może to mieć. Trzeba było działać szybko.Giddens znał te okolice. Według mapy. kilka mil stąd znajdował się punkt lekarski. Wiedział, że szanse na uzyskania tam pomocy są małe, ale co mieli robić?
Mężczyzna udał się do małej klitki, którą zwykł nazywać kajutą. Gdy otwierał szafkę z prowiantem poczuł ogromny ścisk w brzuchu. Jego bebechy paliły się. Roscoe upadł na ziemię, ale po chwili zdał sobie sprawę, że ból ustał w okamgnieniu. Starzec wstał i zaczął uzupełniać plecak. Podejrzewał najgorsze...


Wymagania KP (wysyłać na PW)
Imię:
Pochodzenie:
Wygląd:
Historia: (kim jesteś, jaka jest Twoja historia, jak znalazłeś się na barce)
Charakter i poglądy i motywacje: ( jaki masz charakter, spojrzenie na świat, uosobienie itp)
Profesja: (Czym się zajmuje Twoja postać, odradzam trzymanie się sztywno podręcznika, puśćcie wodze wyobraźni)
Ekwipunek: (bez przegięć, medyk nie będzie trzymał wyrzutni rakiet)

Potrzeba mi ok.5 graczy. O przyjęciu decyduje jakość KP
Pisanie jakoś tak raz na tydzień, mile widziani początkowi gracze jak i wyjadacze. Na karty postaci czekam do końca marca.
Pamiętacie "Teksańską Stacje"?! Jeśli tak, to na pewno wkręcicie się tym razem w moją autorską przygodę. Zadawajcie tu pytania.
Oczywiście od razu ostrzegam, że tu się będzie ginęło. Często i gęsto ;]
 

Ostatnio edytowane przez DeBe666 : 23-03-2010 o 19:00.
DeBe666 jest offline