Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-03-2010, 12:28   #10
Karenira
 
Karenira's Avatar
 
Reputacja: 1 Karenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znany
Policzek palił żywym ogniem, bardziej bolała tylko zraniona duma. Kmiotka. Oczy Soll pociemniały z wściekłości. Zacisnęła pięści aż do pobielałych kostek, ze wszystkich sił starając się nie oddać. Tym jednym ruchem zepsułaby wszystko. Kmiotka. Nie przypuszczała, że to jedno słowo może obudzić uśpione demony. Na przyszłość miałaby uważać? Żałowała teraz, że zamiast zupą nie oblała starej wiedźmy wrzącym olejem. Wściekłość potęgowana była jeszcze faktem, że wykorzystywano przeciwko niej kapłański stan. Jędza pokory najwyraźniej od wszystkich tylko nie od siebie wymagała. Twarz dziewczyny wciąż jeszcze zastygła była w gniewie, gdy wracała do stołu. Jeśli jej zlękniona rówieśniczka spotykała się z podobnym traktowaniem na co dzień, Soll ani trochę nie dziwiła się jej chęci ucieczki. Opanowanie tamtej wprawiało ją w zdumienie. Rosnąca furia niemal ją rozsadzała i zajmując poprzednie miejsce od razu pogrążyła się w obmyślaniu zemsty, uznając to za jedyny możliwy sposób dokończenia kolacji. Pora odpoczynku była coraz bliżej. Tylko świadomość zbliżającej się ucieczki koiła nieco doznane upokorzenie.

Wcześniej jednak znalazł się jeszcze jeden sposób, by je pognębić. Zaprowadzone do osobnej izby niczym potulne owieczki, Soll rzecz jasna owieczkę tylko udawała, zmuszone zostały do modłów. Nijak nie szło się od tego wymówić. Bezsilna w obliczu autorytetu najbliższą godzinę spędziła na precyzowaniu własnego planu. Fakt, że będą spały razem był pocieszający. W obecnym nastroju Soll kapłankę miała ochotę nawet zabić. Co w myślach zresztą uczyniła nawet kilkakrotnie nie przejmując się zupełnie pobożną atmosferą. Niezrozumiałe słowa i tak niczego jej nie mówiły. Gdyby sama miała się modlić do bogini, prosiłaby o wsparcie na najbliższe godziny. Dawno jednak uznała, że bogowie o niej zapomnieli.
Kmiotka.
Część rzeczy kapłanki znajdowała się w pokoju przyciągając uważne spojrzenie. Zapewne znajdzie się tam coś, co się uciekinierkom przyda, a jeśli nie, cóż… Soll skrzywiła się złośliwie. Doznawanych krzywd nie odpuszczała. Nie miała prawa podnosić na nią ręki. Nikt nie miał. Być może to błąd był właśnie, że czuła się bezkarna. W przyszłości niejeden raz pewnie przyjdzie jej skórę chronić. Nie potrafiła jednak głowy chylić pokornie. Miała nadzieję, że akolitka myślała podobnie.

Wieki minęły zanim kapłanka wreszcie ułożyła się do snu. Ciche chrapanie obwieściło ten długo wyczekiwany moment. Karczma pogrążyła się w ciszy i ciemności. Nareszcie. Bez najmniejszego nawet kaganka ciężko było dojrzeć pozostawione w kącie rzeczy. Skrzypienie podłogi, przeraźliwie głośne w uszach dziewczyny, zdradzało jej przesuwanie się w ich kierunku. Ośmielona chrapaniem podniosła też rzeczy kapłanki i z równą ostrożnością wróciła do siennika akolitki. Jasne włosy świeciły w promieniach księżyca, gdy nachylała się ku niej.
- Masz – szepnęła ledwo słyszalnie wciskając jej w ręce torbę. – Wybierz czego będziesz potrzebowała, resztę wyrzucimy.
Pytanie czy będzie chciała wyrwać się razem z nią uznawała za zbędne. Miała nadzieję, że nie pomyliła się w szacunkach. Ostatnie czego potrzebowała to szaleńcza ucieczka sprzed nosa zaalarmowanej kapłanki. Sama usiadła obok i wśród delikatnego szelestu szorstkiego materiału wciągnęła na siebie zdobyczne spodnie. Przysunęła się do towarzyszki tak blisko, że jej usta znalazły się tuż przy uchu tamtej.
- Wyjdziemy oknem, strach przez główną izbę przechodzić, drzwi i tak zostały zamknięte. – Dziękowała opatrzności, że budynek karczmy był parterowy. – Nie pytam czy idziesz ze mną, bo sama i tak mam zamiar to zrobić. – Zamilkła na chwilę nasłuchując czy chrapanie ich samozwańczego stróża nie ustało.
- Może uda nam się wślizgnąć do stajni, zabierzemy pozostałe rzeczy, a może i nawet konie. Na piechotę daleko nie zajdziemy – „a okradać mordercę nie grzech” dodała już w myślach.

W ciemnościach pokoju błysnął wyciągnięty z torby nóż. Soll podniosła się cicho i podeszła do okna z zamiarem przecięcia rybiej błony, jeśli będzie trzeba. Byleby tylko okiennica dała się cicho otworzyć. Daleko za karczmą rozciągał się las. Soll czuła jego wołanie. Z całego serca pragnęła gnać przed siebie na końskim grzbiecie, zostawiając za sobą okropne lata. Obejrzała się za siebie na leżącą kapłankę i zacisnęła zęby. Postara się, by poranek był dla starej możliwe okropny.
 
__________________
"...pogłaskała kota, który ocierał się o jej łydkę, mrucząc i prężąc grzbiet, udając, że to gest sympatii, a nie zawoalowana sugestia, by czarnowłosa czarodziejka wyniosła się z fotela."
Karenira jest offline