Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-03-2010, 00:35   #1
Raghrar
 
Raghrar's Avatar
 
Reputacja: 1 Raghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znany
[WH40k-RT/DH] Rodzinne sprawy

Rodzinne Sprawy

Kraken
Tło dźwiękowe.

Potężny, poznaczony niezliczonymi bruzdami, przywodzącymi na myśl blizny, taran w kształcie gadziego, pokrytego łuskami pyska w barwie kutego żelaza bezgłośnie przecinał przestrzeń rozpostartą przed Krakenem. Olbrzymi, starożytny okręt powoli sunął przed siebie w niezmąconej niczym kosmicznej ciszy, niosąc ze sobą miliony ludzkich istnień. Jedyny taki okręt znany mieszkańcom Imperium Ludzkiego. Tak pradawny, że najstarsze znane zapiski nie obejmują danych dotyczących jego powstania, zaś technologia i wiedza wykorzystane przy konstrukcji przerażającego molocha dawno już zostały zapomniane. Niezliczone iglice miasta zapewniającego byt całym pokoleniom jarzyły się z daleka łuną wielobarwnych świateł, zlewających się z poświatą pobliskiej gwiazdy. Widok zapewne wprawiłby postronnego obserwatora w zdumienie i zachwyt, jednak mało kto byłby na tyle szalony by następnie opowiedzieć lub opisać te wrażenia. Takie miasta nie istniały. Już sam taki pomysł dla przeciętnego obywatela Imperium wydawał się być podejrzany i niebezpieczny.

Wielokondygnacyjne pokłady Krakena były w stanie pomieścić podobną ilość mieszkańców, co przeludnione miasta roje planet takich jak Scintilla czy Malfi, zaś w jego dzielnicach, prócz kwater mieszkalnych, jadłodajni, knajp i fabryk znajdowały się łaźnie publiczne, posterunki Adeptus Arbites i kaplice poświęcone kultowi Imperatora. W dzielnicy centralnej znaleźć można było nawet katedrę i teatr, zaś w niektórych miejscach nietrudno było natknąć się na miejsca czci ducha maszyny, jako że obecność Adeptus Mechanicus na pokładzie od początków istnienia okrętu była rzeczą oczywistą. To do nich właśnie należał obowiązek sprawowania obrzędów niezbędnych do utrzymania w dobrym stanie potężnych silników napędzających statek, oraz wszelkich urządzeń i maszynerii, których zasady działania znajdowały się w obszarach wiedzy niepojętej dla zwykłego śmiertelnika. Krążyły plotki, iż Mechanicus wciąż przeszukują okręt w poszukiwaniu dawno utraconej wiedzy. Jedna z takich legend głosiła, że w którejś z zapomnianych dzielnic, a takich było wiele na skutek ciągłej przebudowy i zmian zachodzących w strukturze okrętu na przestrzeni tysiącleci, znajduje się maszyneria pozwalająca Krakenowi na podróż przez spacznię. Według wszelkich znanych dzienników pokładowych statek mógł poruszać się jedynie przy pomocy silników podświetlnych, co przy jego gabarytach i tak było ogromnym sukcesem, jednak od pokoleń powszechnie wierzono iż pewnego dnia monstrualny okręt odzyska pełnię zapomnianych możliwości.

Kapłani Maszyny okazali się być także niezbędni do obsługi stacji dokującej, zespołu skomplikowanych systemów pozwalających zwykłym okrętom na bezpieczne dokowanie u boków Krakena. Na chwilę obecną stacja mogła przyjąć trzy okręty klasy Lunar, co dawało możliwości porównywalne z dostępnymi w Porcie Wander. Nic dziwnego zatem, iż w imperialnych rejestrach Kraken widniał jako planeta i jako taka miał własny garnizon gwardii imperialnej i gubernatora. Urząd ten od dwóch pokoleń sprawowali członkowie szlacheckiego rodu Bohr, związani z Imperium od setek lat licencją Rogue Tradera.

Teodorius Bohr
Tło dźwiękowe.

Krętymi korytarzami Iglicy Centralnej, położonej nieopodal mostka, zdążała nerwowym krokiem przygarbiona postać odziana w liberię. Minąwszy dwóch gwardzistów stojących na straży korytarza wiodącego do kwater gubernatora, starszy człowiek o zmęczonych, podkrążonych oczach, trzęsącą się dłonią odgarnął z czoła siwe włosy, po czym bezwiednie szarpnął kilka razy koniec swojej białej brody. Westchnął głęboko na widok uchylonych drzwi komnaty swego pracodawcy. Zacisnął dłonie w pięści, jakby w ten sposób chciał powstrzymać ich drżenie, po czym otworzył mocne, stalowe drzwi szerzej i wsunął się niepewnie do środka. Mimo iż został już uprzedzony i wiedział czego się spodziewać, widok, jaki zastał w pokoju spowodował, że pobladł na twarzy i mimowolnie cofnął się odrobinę, wydając z siebie ledwie słyszalny jęk. Blisko wejścia do pomieszczenia, zajmując zaszczytne miejsce na środku bardzo drogiego i równie miękkiego dywanu leżał trup. Odziany w obcisły czarny kombinezon mężczyzna wciąż ściskał w dłoni niewielki pistolet strzałkowy i zapewne nie zawahałby się go użyć, gdyby nie przeszkadzała mu w tym spora dziura po kuli biegnąca na wylot od czoła aż do potylicy. To tłumaczyło charakterystyczny zapach wystrzału, wciąż unoszący się w komnacie i wyczuwalny aż na korytarzu. Odrywając spojrzenie od zwłok, Leopold napotkał wzrokiem szczątki niewielkiego drewnianego taboretu, obecnie składającego się z trzech nóg ledwie trzymających się siedzenia obitego czerwoną, przeszywaną złotymi nićmi tapicerką. Brakująca noga odnalazła się nieco dalej, umieszczona w piersi kolejnego mężczyzny. Ten również wyglądał na martwego, jako że wygięta do tyłu, półleżąca pozycja z wykorzystaniem szafki nocnej jako podparcia nie należała do najwygodniejszych, więc żywy człowiek z pewnością starałby się ułożyć w mniej uciążliwy dla kręgosłupa sposób. U stóp denata spoczywał sztylet, najwyraźniej upuszczony, kiedy ów próbował usunąć z piersi nogę od taboretu. W rzeczy samej, dłonie trupa wciąż ściskały niefortunny kawałek drewna, zaś twarz zamarła ze wzrokiem utkwionym w owo improwizowane narzędzie.
- Leopoldzie? – Głos dobiegający z głębi oświetlonego jedynie nocną lampką pokoju wyrwał sługę z zadumy.
- Panie? – Lokaj przetarł czoło, na którym pojawiły się kropelki potu i spojrzał w kierunku z którego usłyszał swego pracodawcę. Teodorius Bohr, lord gubernator Krakena, rozsiadł się wygodnie w swym ulubionym fotelu nieopodal kominka i z wyrazem niezmąconego spokoju na twarzy właśnie odpalał swoją fajkę. Niewiele jest osób, które w podobnej sytuacji umiałyby zachować tak niezachwiany stan ducha. Gubernator, dość wysoki osobnik o wyrazistych rysach twarzy, z charakterystycznym siwym wąsiskiem i czołem pokrytym niezliczoną siecią zmarszczek, wzruszył jedynie ramionami, jakby cała krwawa jatka okazała się jedynie nieporozumieniem nad którym natychmiast należy przejść do porządku dziennego. Fakt, że lorda wciąż okrywała nocna koszula, a o oparcie fotela, w zasięgu ręki oparta była jego ulubiona strzelba, nie budził niepokoju Leopolda. Swoją drogą, zastanawiał się dlaczego Teodorius preferuje prymitywną broń w miejsce tak wspaniałych rozwiązań, jakimi są laser i plazma. Wracając jednak do sedna sprawy, Leopolda przerażała jedynie kwestia tego, że koszula gubernatora była cała ubabrana we krwi, podobnie jak fotel naprzeciwko Teodoriusa i piękna niegdyś skóra z marlunga thebiańskiego zaścielająca podłogę między nimi.
- Zamach? – Spytał drżącym głosem.
- Twoja przenikliwość jak zwykle mnie zaskakuje Leopoldzie. – Odrzekł lord spokojnym tonem, lecz mimo wszystko nie udało mu się zamaskować ironicznego wydźwięku wypowiedzianych słów. Lokaj postąpił kilka kroków naprzód, omijając zwłoki leżące na dywanie. Kątem oka dostrzegł, że w fotelu naprzeciw gubernatora znajduje się kolejny osobnik.
- Próbowałem uciąć sobie z nim pogawędkę. – Wyjaśnił Teodorius, wskazując wymownie na „towarzysza”, uprzednio zaciągnąwszy się dymem z fajki.
- Wyrywając mu serce? – Leopoldowi zrobiło się niedobrze na widok dziury w klatce piersiowej skrytobójcy i widocznych spod przepalonej skóry nagich kawałków żeber.
- To prawdopodobnie jakiś rodzaj psionicznej bariery, na wypadek porażki. Jestem pewien, że był blisko wyjawienia mi tożsamości swojego mocodawcy, ale… nie zdążył. Wybuchło.
- Takie rzeczy kosztują… Ładunek wybuchowy sprzężony z psioniczną blokadą. Niewielu zamachowców chętnie oferuje takie usługi.
- Owszem Leopoldzie, po raz kolejny nie mijasz się z prawdą. Trzeba tu będzie posprzątać.
- Zatroszczę się o to, panie gubernatorze. – Odparł lokaj z nadzieją, że w końcu będzie mógł opuścić pomieszczenie, pod pretekstem potrzeby wydania podwładnym odpowiednich poleceń.
- Zanim wyjdziesz… Poślij po mojego syna, mam z nim ważną sprawę do omówienia. Chcę też, żebyś przyprowadził jak najszybciej kompetentnego psionika.
- A co z arbitrami? Z pewnością cały oddział już tu pędzi.
- Poczekają. A teraz idź, im szybciej psyker weźmie się do roboty, tym większe mamy szanse na jakikolwiek trop. – Rzekł lord, obserwując jak sługa w pośpiechu opuszcza apartament. Zaciągnął się głęboko dymem i lewą dłonią pogładził sumiaste wąsiska, przybierając na twarzy wyraz głębokiej zadumy.
 
__________________
"Hope is the first step on the road to disappointment"

Ostatnio edytowane przez Raghrar : 30-03-2010 o 00:59.
Raghrar jest offline