Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-04-2010, 21:29   #3
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Jeden, który wydawał się najważniejszy, niestety wyszedł zanim zdążył mu powiedzieć parę słów do zasmarkanego słuchu. Widać średnio lubiany, przez innych. Przynajmniej sądząc po wyskoku tego niedźwiedziowatego. Co prawda ubierał się śmiesznie, jak na doktora, pozostali zresztą także, ale to nie było teraz ważne. Znacznie istotniejszą kwestię stanowiło, co za zasmarkane prochy dała mu ta spryszczenia na lewym policzku pielęgniarka. Bo że to były witaminy, to nawet dziecko nie uwierzyłoby.
"Chyba że … " przebiegła mu myśl szybka niczym błyskawica, iż mógł naprawdę zwariować. Szybko jednak odrzucił owa tezę, zdając jednak sobie sprawę, że żaden psychol za psychola bynajmniej się nie uważa, istniejąc w jakimś swoim wyimaginowanym świecie. Ale od takiego założenia trudno rozpocząć jakiekolwiek sensowne działanie. Ponadto, jakby nie było, znaleźć się nagle wśród gromady jakichś dziwacznych odmieńców gadających coś na temat cesarstwa i jakiejś cesarzowej. Spóźnili się ponad pół wieku. Jakby nie było, Elżbieta II nie nosiła tytułu Cesarzowej Indii, który kiedyś przyjęła Jej Wysokość Wiktoria, później zaś jej potomkowie do 1947 roku, kiedy to Perła Korony uzyskała praktyczną niepodległość, co zostało potwierdzone w 1950.

"Hm … " rozważał "może to badanie? Taka próba, czy naprawdę wszystko działa?"
To miało sens. Stawiali go naprzeciw jakiejś fantasmagorii sprawdzając reakcje? Tak. Jeszcze kolejna chwila zastanowienia utwierdziła Chrisa. Niewątpliwie badali go, bo co innego mogła oznaczać dziwaczna szopka.

Ktoś właśnie dostał po pysku od jednej z kobiet, ale niespecjalnie się przejął gierkami.
- Przepraszam doktorze – zwrócił się niedźwiedziowatego człowieka, który wydawał się być po Asmelu najważniejszą personą w tym towarzystwie – wiem, że zrobiliście te szurnięte badania dla mojego niby-dobra, ale czy nie moglibyśmy po prostu uznać, że sprawa została załatwiona pozytywnie. Podpiszcie jedynie, że pacjent wydal się cały i nie daje się nabrać na całą idiotyczną gierkę. A ponadto, czy można stąd zadzwonić na miasto? Bylem umówiony z kumplami – zdecydowanie postanowił, że nie da im tej satysfakcji. Nie był wariatem i nie da się wrobić, szczególnie, że brali go za jakiegoś matoła prowadząc dziwne gierki. Owszem wiadomo, psychiatrzy musieli go sprawdzić po … tak, musieli. Jasne. Ale naprawdę, w tak idiotyczny sposób robiąc jakiś teatrzyk?
Mężczyzna spojrzał na niego podejrzliwie.
- Doktorze? Co to do cholery jest? Złe duchy cię opanowały czy co? – tamten zrobił się lekko czerwony ze złości. – Nikt nie chce cię zrobić na szaro. To co powiedział Asmel to najprawdziwsza prawda. I do twojej wiadomości jesteśmy pośrodku niczego. Magik nas wyprowadził gdzieś, gdzie jakieś dobre drgania są czy jakoś tak. A kumple poczekają.

"Oczywiście" pomyślał, zresztą tych kumpli wymyślił tylko tak, dla bajery, ażeby tylko pozwolili mu się dostać do telefonu "a świstak siedzi i owija je w te sreberka. Idioty sobie szukają" ocenił "ale skoro tak, poszukają szmat czasu."

- Jasne, jasne. Rozumiem, ale skoro wasz szef sobie poszedł – stwierdził głośno - to moglibyśmy przestać na chwilę udawać. Za grzyba nie wiem, po co te zabawki. Każdego tak traktujecie po powrocie z Afganistanu?
- A co to jest Afganistan? – zapytał zaciekawiony tym dziwnym stwierdzeniem.
Naprawdę przesadzali. Nawet pomyleńcy mogli słyszeć cokolwiek na temat Afganistanu. Jakby nie było. Telewizję wypełniały przekazy z tamtego dotkniętego wieczną wojna kraju.
"Popełnili błąd, hehe" Chris uśmiechnął się, ale nie parsknął facetowi sardonicznie, tylko skomentował.
- Panie doktorze, jaja pan sobie robisz? Naprawdę rozumiem, że badania są potrzebne i szlag trafił, zadźgałem tamtego kawałkiem szyby, ale bez jaj. To był Talib, brudny zapchlony Talib, który ściął głowę kapralowi i wcale nie miał lepszych zamiarów wobec nas. Podpiszcie mi po prostu papier i dajcie wrócić do jednostki. Czy to tak dużo?
- Te, Zilacan, on chyba jest żołnierzem – odezwała się nagle jedyna wśród przebierańców kobieta. – Słyszałam jak w obozie jak o tym mówili. Afganistan to takie małe piekiełko. Ciągle się tam z kimś piorą po pyskach.
- Dobrze wiedzieć – odparł zagadnięty, drapiąc się po głowie. – Słuchaj, my sobie naprawdę nie robimy żartów. To poważna sprawa, a na głowę nie chorujesz. Jasne, że zaciukałeś tego tam… taliba. Albo ty albo on. Tym razem ty wygrałeś.
"Aha, teraz chcą mnie wziąć na niby-kumplostwo" ocenił uśmiechając się krzywo, niczym kanarek zgwałcony właśnie przez kota. "Tyle dobrze, że przyznali, iż nie zwariował. Widocznie reakcja była prawidłowa. Zresztą tylko dziecko dałoby się nabrać na jakieś pierdoły, które usiłowali mu wcisnąć." Ponadto dowiedział się, jak ten niedźwiedziowaty ma na imię, czy nazwisko. Plakietek wizytówkowych nie mieli, ale Zilacan? To chyba jakieś meksykańskie, czy hinduskie. Właściwie rzeczywiście wcale nie musiał pochodzić z Europy przecież. Brytyjskie imperium przyjmowało wielu cudzoziemców. Zarówno oni, jak ich potomkowie, nieraz udowadniali swą wierność Anglii.
- OK - powiedział głośno. - Jasne, macie swoją robotę. Cóż, wszyscy musimy udawać Greka, choć jasne, ze to kompletnie niepotrzebne. Jak rozkaz to rozkaz.
Zilacan i kobieta wymienili rozbawione spojrzenia, a niedźwiedzi poklepał Chrisa po ramieniu.
- Jeszcze się przekonasz.

Cóż, ten niedźwiedziowaty okazał się służbistą. Pomyślał, że może któryś ze statystów okaże się nieco miększy. Przynajmniej na takich wyglądali.
- Dużo wam za to płacą? - zapytał stojącą obok niego młodej kobiety. Ładnej, ale obecnie średnio go to interesowało. Zdecydowanie wolałby dostać kwitek oraz powiedzieć im: hasta la vista, baby. - A może robicie to w ramach jakichś badań?
- Jakich badań?! - sprawiała wrażenie jakby za chwilę miała zacząć krzyczeć lub wybuchnąć płaczem. Ewentualnie obie możliwości w tym samym czasie.
- Nic z tego nie rozumiem... To musi być jakaś halucynacja. Mnie tu nie ma, ciebie tu nie ma, ogólnie nic nie ma, a ja w najlepsze leżę sobie w łóżku... Kim pan właściwie jest?
- Tak tak, jasne, nie ma. Idź spać. W łóżku. Pewnie - ewidentnie świetnie grała. Niczym zawodowa aktorka, ale postanowił, ze nie da się wziąć takimi sztuczkami.
Wzięła głęboki oddech. Nie było pewne czy po to by się uspokoić czy zebrać odwagę do stawienia czoła ewentualnemu realizmowi sytuacji.
- Poza ewentualnym porwaniem przez szaleńców z zakładu zamkniętego nie znajduję innego racjonalnego powodu dla którego wszyscy się tu znaleźliśmy. Ogólnie nie znajduje tu niczego racjonalnego... Cesarzowa.. To brzmi jak majaki albo.. Ukryta kamera?�-
Zaczęła rozglądać się wokoło. Jednocześnie nerwowo wycierając dłonie w granatowy materiał spodni.
- Nie, szanowna pani. Nie ze mną takie numery. Ten oddział dla psychicznie chorych jest rzeczywiście nietypowy, ale jasny gwint, nie jestem wariatem, toteż darujcie to sobie, co nie?
- Może popytałbyś innych zamiast uwieszać się na mnie? W ogóle skąd ten pomysł że cokolwiek wiem na ten temat? Czuje się bardziej skołowana niż na cholernej karuzeli. - Uniosła dłonie do skroni i nerwowymi ruchami zaczęła je sobie rozmasowywać. - Napiłabym się Redbulla. Przepraszam, nie powinnam na pana tak naskakiwać. Zwyczajnie ta sytuacja... To po prostu nie może być prawdziwe, a wygląda że jest. Nie żeby przeszkadzała mi wyprawa do jakiegoś baśniowego świata, o ile ten świat jest baśniowy... Nie, co ja plotę... Może zapytasz kogoś z nich? - Ruchem dłoni wskazała na krzątających się wokoło nieznajomych. - Jestem pewna że przynajmniej część z nich wie coś więcej na ten temat.
- OK, tak właśnie planuję zrobić. Natomiast cóż, jesteś świetna, ale miałem nadzieję, że wreszcie ktoś powie mi, po co wam ta cała zasmarkana szopka

- A ty, kolego? Może ty wreszcie powiesz, w co gracie? - spytał następnego faceta, sprawiającego wrażenie twardziela.
- Nie wiem co tu jest grane i nie wiem, co to za ludzie. Wspomniałeś o Afganistanie. Gdzie służyłeś? - Tima zaciekawił monolog, jaki przed chwilą ten facet wypluł z siebie. Wyglądał, jakby nie miał wszystkiego w głowie po kolei, albo po prostu udawał, ale ta wzmianka o Talibach go zaintrygowała.
- Special Reconnaissance Regiment z Credenhill. Przecież wiecie. Macie to wszystko w papierach.
- SRR, no proszę. Jestem Tim - podał facetowi rękę. - Pierwszy Operacyjny Oddział Sił Specjalnych, widzę, że byliśmy w tym samym piekle. Możesz mi powiedzieć, o jakich papierach mówisz? - nadal nie za bardzo wiedział, o co biega temu gościowi.
- No tych, które pozwolą mi wrócić do jednostki - uścisnął dłoń faceta. - Potwierdzenie, że nie zdurniałem. Sam widzisz, że nie uwierzyłem w te dziecinady, które usiłujecie mi wcisnąć. Hm, wiedziałem że siły specjalne zatrudniają psychiatrów, ale do tej pory nie miałem jeszcze przyjemności być tak maglowany, jak to robicie. Naprawdę każdego tak sprawdzacie - zaciął się nieco - wiadomo, po takich wydarzeniach, jak moje?
- Wybacz nie wiem o czym mówisz. Sam chciałbym wiedzieć gdzie jesteśmy, podobnie - ręką wskazał pozostałych - jak oni wszyscy, bo jakbyś nie zauważył wyglądają na równie zdezorientowanych jak ty. - Zachowywał się, jakby Chris ze swoją gadką zaczął go irytować, jakby wszyscy byli w trudnej sytuacji, a Brytyjczyk myślał, że to jakaś cholerna podpucha. Postanowił to sprawdzić, rzucając w eter pytanie. - Kim i skąd jesteście? Może ja zacznę, Timothy Evans, Atlanta, Stany Zjednoczone. Teraz Wasza kolej.
- Kapitan Chris Twinkle, Royal Army - to przypominało mu zebranie Towarzystwa Anonimowych Alkoholików. Wszyscy się przedstawiali, ładnie opowiadali, jakie mają problemy. Tylko naprawdę, jeżeli mister Evans chciał, by Chris uwierzył w takie cuda przypominające "Władcę pierścieni", czy inne jakieś ... nieważne, przecież takie rzeczy się nie zdarzają. Jeżeli jednak się zdarzają, to niech to gęś kopnie. Oznaczało to, że Azja mogła się wydać przy tym wszystkim całkiem sympatycznym miejscem.

- Jelena Metsänkylä, Finlandia. - Westchnęła ciężko stojąca z boku młoda kobieta o niebanalnej urodzie. Ta, która wcześniej spuściła manto kolesiowi. Na jej nazwisku możnaby połamać język. - Obawiam się, że prawie wszyscy uczestniczymy w tym dziwnym reality show. Na takich samych zasadach.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 05-04-2010 o 21:56.
Kelly jest offline