Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-04-2010, 14:43   #4
Midnight
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Nowy dzień przywitała z uśmiechem na ustach, którego nie zdołała zetrzeć ani wczesna godzina ani całotygodniowy ciąg niepowodzeń. Powinna być zdenerwowana, w podłym nastoju, ewentualnie gniewnie przerzucać ciuchy w szafie klnąc przy tym pod nosem. Nic z tego. Nucąc sobie w najlepsze jakiś wesoły kawałek zasłyszany przypadkiem nie wiadomo gdzie, wirowała po pokoju co raz zmieniając garderobę. Gdyby nie to, że żółty kolor nie znajdował się na liście jej ulubionych jeżeli chodzi o garderobę, zapewne wyszłaby na miasto ubrana niczym dorodna cytrynka. Na szczęście jej dziwna, euforyczna energia ograniczyła się na tyle, że dziewczyna zdołała ubrać się w miarę po ludzku. Granatowe spodnie z delikatnej bawełny całkiem nieźle komponowały się z błękitnym topem bez rękawów ozdobionym małymi stokrotkami. Czarne włosy zostawiła rozpuszczone dochodząc do wniosku że wspaniale komponują się z jej humorkiem. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, a przecież nie może pójść źle w taki dzień, uda się jej odebrać sprzęt, który dwa dni temu z niewiadomej przyczyny odmówił współpracy. Zostanie więc tylko odebrać ten przeklęty plik papierków, które miały zostać przesłane faksem do hotelu w Cardiff. Miały, ale z racji gigantycznego pecha trwającego przez cały tydzień, mogła je odebrać osobiście. Skoro mogła to po co wysyłać. Tadam... Kolejna rzecz do załatwienia na jej głowie. Na szczęście ostatnia i będzie wreszcie mogła wyrwać się z miasta.
Midnight najwyraźniej wyczuwając pozytywne wibracje wysyłane przez jej współlokatorkę, bo zdecydowanie nie panią czy właścicielkę, na to kotka była zbyt dumna, przydreptała i mrucząc zaczęła ocierać się o nogi.

- No no, jaśnie pani, co pani sądzi o tym ślicznym dniu? - Wymruczała do zwierzaka jednocześnie pochylając się i podnosząc futrzaka na wysokość twarzy.
- Bo ja myślę że ma w sobie nieco magii, dzięki której już niedługo, a najlepiej jeszcze jutro, znajdziemy się w przytulnym hoteliku z dala od Londyńskiego tłoku. Co pani na to? Może uczcimy go zaraz na samym początku wielką miską mleka i puszką tuńczyka? Hmm?



Godzinę później, pożegnawszy pupilkę buziakiem w chłodny nosek i obietnicą kupienia nowej zabawki, zarzuciła na siebie biała wiatrówkę i włożywszy wygodne adidasy zamknęła za sobą drzwi mieszkania. Ruszyła przed siebie lekko tanecznym krokiem oddychając pełną piersią świeżym, o ile można je było takowym nazwać, powietrzem. Nie obrała jednak drogi którą planowała. Miast ruszyć w stronę przystanku z którego zazwyczaj jeździła i z którego autobus 214 zwykle dowoził ją pod same drzwi serwisu Fuji, wybrała przeciwny kierunek. Mijając stację metra nabrała przekonania, że ktoś na nią czeka. Musiał bo w innym wypadku po co miałaby pchać się do parku o tej porze? Im bliżej było miejsca spotkania tym jej przekonanie nabierało mocy, a osoba z która miała się spotkać stawała się bliższa. Nie potrafiła powiedzieć jak miał na imię czy kiedy się poznali, nie przeszkadzało jej to jednak w rzuceniu się mu na szyję. Reakcja zdecydowanie nie pasująca do jej osoby, jednak nie widzieli się tak dawno i byli tak dobrymi przyjaciółmi że lekki odskok od zwyczajów nie powinien dziwić ani jej ani tym bardziej jego. Najwyraźniej jednak musiała nieco zbić go z tropu swoim zachowaniem. Odpłacił się jej w chwilę później, słowami które z kolei obudziły w niej niepokój. Skąd ona go właściwie znała? Znała? Nie, raczej nie, ale... Kolejne słowa bynajmniej nie poprawiły jasności myślenia. Czekają? Kto? Gdzie? Mocny uścisk mężczyzny wyrwał z jej gardła instynktowny krzyk o pomoc. Krzyk całkiem bezowocny gdyż niemal natychmiast pochłonięty przez wiatr.


Jaskinia w której się znalazła nie różniła się zbytnio od innych które miała okazję zwiedzać. Zimno jakie w niej panowało sprawiło że odruchowo otuliła się ramionami. W jej głowie, wielkimi i lśniącymi czerwienią literami, znajdował się ogromny napis:
Gdzie ja do cholery jestem i kim są ci ludzie?!
W jaskini nie była bowiem sama. Właściwie miała wrażenie jakby ktoś wcisnął ją w tłum zdezorientowanych, poddenerwowanych i przestraszonych istot. Raz po raz zaciskała dłoń na krysztale który został jej podarowany przez nieznajomego, za którego sprawą się tu znalazła. Nie wiedziała dlaczego ale jego widok w jakiś dziwny sposób dodawał jej otuchy. Chociaż nie, otucha była tu nieco zbyt wygórowanym słowem. Ot, widok tego mężczyzny sprawiał że zamiast skupiać się na negatywnych stronach sytuacji, starała się przywołać naturalną dla niej ciekawość nowych miejsc, niekoniecznie ludzi.
Zadania bynajmniej nie ułatwiał jej facet, który ni z gruszki ni z pietruszki przyczepił się do niej ze swoimi pytaniami i wyrzutami. Czy ona wyglądała jak ktoś dobrze poinformowany? Może miała nad głową napis "Informacja"?! Sama chciałaby cokolwiek z tego zrozumieć jednak nie rzucała się na innych i nie wypytywała ironicznym tonem z marszu odrzucając każdą odpowiedź jako kłamliwą. Do diabła, miała ochotę trzasnąć faceta w twarz. Naturalnie nie zrobiła tego i znając siebie nigdy nie zrobi. Szkoda.
Rozglądając się wokoło próbowała nieśmiało nawiązać z kimś kontakt. Nie z wszystkimi, nie od razu, ale z kimś kto nie rzuci się na nią niczym głodny wilk na bezbronną owcę. Nie była pewna co sądzić o tym wszystkim. Nie chciała wypytywać nieznajomego który, o ile to możliwe, zaczarował ją i ściągnął w to miejsce. Chyba nie była jeszcze gotowa by stawić czoła ewentualnej prawdzie tego wszystkiego. Póki co wolała wersję ze snem, względnie halucynacją. Była bezpieczniejsza dla tej części jej samej która rządziła się prawami realizmu. Na razie...

- Sybilla Rajska, Londyn. - Nieco niepewnie odpowiedziała na wezwanie Timothego.
- Czy nikt z was nie brał pod uwagę że to się może dziać naprawdę? Nie mówię że tak ani.... - Wzruszyła ramionami.
- To tylko taka głupia myśl, zapomnijcie.

Czując że kompletnie się zbłaźniła, co nie powinno mieć znaczenia jeżeli to tylko sen, podeszła nieco bliżej do ogniska rzucając przy okazji słaby uśmiech w kierunku znajomego nieznajomego. Pomyśleć że ten dzień zaczął się dla niej tak wspaniale.

Stojący niedaleko niej wysoki mężczyzna obrócił się w jej stronę.
- Makbet MacAlpin - przedstawił się. - Szkocja - dodał. Biorąc pod uwagę nazwisko całkiem niepotrzebnie.
- Taka możliwość zawsze istnieje - odpowiedział na wcześniej postawione pytanie.

Odwróciła się do niego z jawnym niedowierzaniem wymalowanym na twarzy.

- Tak myślisz czy tylko się nabijasz? - Zapytała wprost.
- Właściwie... Co o tym wszystkim sądzisz? Sądzicie? - Dodała zwracając się również do pozostałych.

"Są na ziemi i niebie rzeczy..." - przemknęło mu przez głowę. Nie powiedział tego na głos, bo pewnie faktycznie Sybilla pomyślałaby, że z niej kpi w najlepsze.
- To jedna z wielu możliwości... Może to być sen, objaw szaleństwa, ciekawy tajny eksperyment jakiegoś rządu, zabawa w ukrytą kamerę.

- Wolałabym żeby to się wreszcie wyjaśniło, a najlepiej żeby wszystko wróciło do normy. Nie żebym miała coś przeciwko magicznym wyprawom, cesarzowym czy odkrywaniu innych światów. Tyle tylko, że wolałabym aby mnie ktoś wcześniej zapytał o zgodę. -
Odwróciła się ponownie w stronę ognia.
- Ciekawi mnie również jaki to, co się z nami teraz dzieje ma wpływ na nasze normalne życie.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline