Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-04-2010, 21:15   #5
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Margo nie lubiła pojawiać się w Wersalu samotnie, zwłaszcza kiedy w perspektywie był tak ogromny tłum jak zazwyczaj na rozpoczęcie zimowego sezonu. Męskie towarzystwo było jak najbardziej pożądane w takiej sytuacji, a na kogo liczyć może kobieta jeśli nie na swoja rodzinę?
Poza tym Henri i Ethienne zawsze korzystali z okazji obejrzenia opery. W przeciwieństwie do młodszej siostry, która pokazywała się w loży którą miała do dyspozycji dzięki uprzejmości Madame de Pompadour, tylko dlatego że było to w dobrym tonie, naprawdę lubili tego typu rozrywkę. Gdy Charlotta zeszła na dół już czekali w salonie Margo. Wybiegła szybciutko przez otwarte przez lokaja drzwi, tak jak zwykle, trochę nie zważając na wpajane jej konwenanse. Fakt, że Margo nie jest tylko w towarzystwie służby zarejestrowała dopiero po przejściu kilku kroków. Spłoniła się lekko jak to miała w zwyczaju, ale jakby nigdy nic ostrożnie uniosła fioletową suknie podarowaną specjalnie na tą okazję i z wdziękiem dygnęła gościom. Nie pytana, póki co nie zabierała głosu. Wzrok pozornie miała skromnie wbity w podłogę, ale spod długich rzęs spoglądała z ciekawością.
Jeden z mężczyzn podszedł do niej i położywszy dłoń na jej podbródku uniósł ją delikatnie w górę. Ubrany był w elegancki, najmodniejszy obecnie strój w tonacji błękitu, mocno haftowany srebrem.
- Cóż to za ślicznotkę tak skrzętnie chowałaś w swoim domu siostrzyczko – powiedział pogodnie spoglądając na nią oczami identycznymi jak oczy markizy. Ciemne włosy skrywał pod modną białą peruką.
- To nasza kuzyneczka madamoiselle Charlotte de la Charce – Odpowiedziała z uśmiechem markiza poprawiając lok, który zsunął jej się na czoło. Miała na sobie elegancką suknię w kolorze niebieskim z jaśniejszymi o ton aplikacjami, a ciemne włosy upięte w kok zamiast pudrem przyozdobiła pióropuszem z białych piór. Stosowała puder tylko w sytuacjach skrajnych z przyczyny bardzo prozaicznej, była na niego uczulona. Oczywiście poza rodziną nikt nie miał o tym pojęcia.


- De la Charce? - Odezwał się drugi z mężczyzn w mundurze porucznika francuskiej marynarki, jego ciemne włosy spięte w kucyk nie miały na sobie nawet odrobiny tak nadużywanego przez wszystkich modnisi pudru - Jesteśmy z nimi spokrewnieni? Nie miałem pojęcia.
- Tak, mousier
- ośmieliła się odezwać, ale nie miała odwagi przejść na ty mimo, że przecież byli rodziną! - Jestem córką czcigodnego monsieur Jackuesa de la Charce, kuzyna Waszego Szanownego ojca Armanda Luciena Hrabiego Chateau-I'Arc. Kuzynka Margo była tak dobra, że zgodziła się przyjąć mnie do siebie.
- Rezolutna
– powiedział stojący obok niej mężczyzna i delikatnie uszczypnął ją w policzek.
Drugi gość podszedł bliżej i strzeliwszy obcasami ukłonił się przed dziewczyną:
- Witaj więc w Paryżu kuzynko Charlotto, jestem Ethiene Chevalier Chateau-I'Arc, a ten ignorant, który udaje dworzanina to mój starszy brat Henri, jak zapewne się już domyślasz wicehrabia Chateau-I'Arc.
- Wielce miło mi poznać szanownych kuzynów
- wyciągnęła wąska dłoń nie odzianą w materiał do pocałunku. Wyraźnie widać było, że perspektywa opery i balu podnieca ją niesamowicie.
Ethiene pochylił się i z kurtuazją pocałował podana mu dłoń, gdy tylko ją puścił drugi z braci niespodziewanie odwrócił dziewczynę do siebie i przywarł do jej ust gorącymi wargami.
Miękkie wargi dziewczyny chłonęły pocałunek dopóki z cichym okrzykiem nie wyrwała się z rąk mężczyzny i drżąc lekko nie ukryła za plecami Margo. Cała jej swoboda jakby zniknęła, kiedy oddychała mocno wzburzona. Co ciekawe wyglądała na bardziej rozgniewaną niż przerażoną.
- Zachowuj się Henri – Odezwała się markiza stanowczym tonem – Lotti jest pod moją opieką, a tobie chyba za bardzo miesza się w głowie od przebywania na dworze.
Wicehrabia odsunął się od dziewczyny najwyraźniej zupełnie niespeszony upomnieniem siostry. Uśmiechnął się czarująco i złożył przed Charlottą iście królewski ukłon:
- Zechciej mi wybaczyć impertynencję kuzyneczko. To się więcej nie powtórzy. Margo za głęboko ma mnie w swojej kieszeni bym sobie mógł pozwolić na zrobienie czegoś co wywołałoby jej niezadowolenie.
- Tak, zdecydowanie nie powinieneś o tym zapominać
– powiedziała jego młodsza o kilka lat siostra wsuwając mu rękę pod ramię i kierując się w kierunku wyjścia.
Ethiene zaoferował swoje ramię poruszonej dziewczynie. Z dumnie uniesioną główką skorzystała z ramienia i podążyła za kuzynką.

***

Opera jak zwykle była nudna i nawet znośny głos włoskiego śpiewaka nie mógł tego zmienić, ale Margo zabijała czas obserwując kreacje siedzących w innych lożach kobiet i analizując kto z kim pojawił się dziś na tym targowisku próżności. Monotonię przedstawienia zakłócił na chwilę niewielki incydent z fryzurą Charlotty. Z niecierpliwością oczekiwała balu po przedstawieniu, zastanawiając się czy René pojawi się na sali. Nie widziała go już prawie miesiąc i sama przed sobą musiała przyznać, że chyba zaczyna tęsknić.

Opera była cudowna. Miękkie plusze, czerwone obicia, kryształowe żyrandole. Rozpieszczona przez luksus już w domu kuzynki Charlotta westchnęła rozkosznie siadając w wymoszczonym fotelu. Najlepsze miało jednak dopiero nadejść! Kiedy na scenę wyszedł śpiewak Lotta zacisnęła dłonie na oparciach aż jej kłykcie pobielały. Ona, obdarzona niezwykłym talentem, umiała docenić dar innych, a sopran kastrata istotnie był niezwykły. Zdawało się, że to sam archanioł Gabriel zstąpił na ludzki padół by uświetnić tą okoliczność. Oddychając pospiesznie, nie chcąc stracić ani jednej nuty Charlotta pochyliła się do przodu. Była tak zafascynowana przedstawieniem, że nawet nie zauważyła, kiedy dwie z podtrzymujących jej misterną fryzurę szpil wysunęły się z włosów i upadły na ziemię. A dwa pasma blond loków spłynęły na ramiona dziewczyny.


Henri roześmiał się rozbawiony jej wyglądem:
- Doprawdy kuzyneczko, wyglądasz jakbyś zajmowała się dzisiaj czymś o wiele bardziej ekscytującym niż oglądanie opery.
Ethienne rzucił się na ziemię w poszukiwaniu zgub i końcu wśród wesołych docinków i przepychań między nogami udało mu się je znaleźć. Margo szybko przywróciła jej wymagany modą kształt.
Lotta uprzejmie podziękowała kuzynowi nie zwracając uwagi na docinki drugiego. Ponownie całkowicie została wchłonięta przez cudowny świat opery.

***

Zaraz po rozpoczęciu antraktu wicehrabia szybko uwolnił się od towarzystwa siostry i jej podopiecznej, najwyraźniej przedkładając ponad nie kilku hałaśliwych i pstrokato ubranych przyjaciół. Natomiast jak zwykle taktowny i usłużny Ethiene wyruszył zdobyć dla pań coś chłodnego do picia. Jedyna córa rodu Chateau-I'Arc nieraz zastanawiała się nad przewrotnością losu, który uczynił spadkobiercą rodzinnych dóbr i tytułu hulakę i utracjusza, a opanowanego i rozsądnego mężczyznę zaledwie drugim w kolejności synem, który na dokładkę wybrał sobie raczej dość niebezpieczne zajęcie. Kochała ich jednak obu równie mocno niezależnie od różnic w charakterach. Z dumą patrzyła na męskie sylwetki i przystojne rysy twarzy. Pokazywanie się w ich towarzystwie było prawdziwą przyjemnością, po za tym Margo lubiła towarzystwo przystojnych ciemnowłosych mężczyzn.
Jej myśli mimowolnie znowu powędrowały w kierunku René...

Spokój wieczoru zakłóciła niespodziewana scena w wykonaniu markizy d'Humieres:
- Droga Małgorzato przepięknie wyglądasz w tej niebieskiej sukni. Tak pasuje do twej cery, a to kto? – spojrzała stara markiza z góry na Charlottę i dodała:
- Cóż za nietakt przyprowadzać ze sobą służbę. Dziwię Ci się. Widać przestałaś już gustować w chłopcach – rzuciła zjadliwie i odwróciła by odejść bez słowa.
- Płeć ani wiek nie mają dla mnie znaczenia, powinnaś już wiedzieć droga Eugenio, że zawsze przedłożę towarzystwo inteligentnej służącej ponad nieudacznika i głupca, nawet jeśli jest synem markiza – Rzuciła Margo w plecy oddalającej się matrony.
Markiza d'Humieres była kobietą nie pierwszej młodości. Większość swego życia spędziła na dworze i opanowała do perfekcji mimikę twarzy. Słysząc ripostę Małgorzaty zwęziły jej się źrenice, lecz oblicze pozostało idealnie nieruchome.
- Mój syn nie żyje. - odparła równie wyniośle jak przedtem - Nie ma sensu go obrażać Małgorzato, bo mnie nie możesz dotknąć bardziej, niż już to zrobiłaś zabierając mi Pierre'a - stwierdziła z godnością, co wywołało cichy szmer aprobaty dworaków i nieprzychylne spojrzenia rzucane markizie d'Ambly.
- Ależ Madame - Margo skłoniła lekko głowę, gestem wyrażającym szacunek oraz uprzejmość i odpowiedziała bez uśmiechu:
- Czy choć jednym słowem wspomniałam o Twoim synu i o Twej stracie? Myślałam że rozmawiamy o moich preferencjach towarzyskich.
- Zatem pozostańmy przy swoich przekonaniach
- odparła leciwa markiza - Bawcie się dobrze, mnie starej pozostały już tylko wspomnienia.
Co powiedziawszy rzuciła jeszcze ostatnie spojrzenie na Charlottę i oddaliła się niczym wielki, posępny, czarny ptak. Margo uśmiechnęła się do dziewczyny i opanowanym spokojnym głosem, na tyle głośno, że mogli ją usłyszeć stojący najbliżej dworacy powiedziała:
- Chodź kuzyneczko, poszukajmy Ethienne który najwyraźniej gdzieś utknął z napojami dla nas.

To był zdecydowanie wieczór obfitujący w niezbyt przyjemne incydenty towarzyskie, ledwo bowiem oddaliła się stara markiza gdy nagle spod stołu wyczołgał się jakiś mężczyzna i zaplątał w suknię stojącej obok leciwej, siwowłosej Madame de Bayarde. Kobiecinie z wrażenia oczy prawie wyszły na wierzch. Pewnie od pięćdziesięciu lat nikt nie zaglądał w miejsca, które właśnie oglądał nieznajomy.
Kiedy w końcu wysunął głowę ze zwojów koronek Margo rozpoznała Bernardine'a du Châtelet, który z bezczelnym uśmiechem odezwał się do niej i jej podopiecznej. Popatrzyła na niego z obojętnością graniczącą ze wzgardą i chwyciwszy kuzynkę za łokieć pociągnęła ją w drugą stronę. Impertynent nigdy nie został jej oficjalnie przedstawiony i wcale nie żałowała tego faktu, wolała nie zbliżać się do kogoś, kogo opinia mogłaby jej pobrudzić kreację.

Podczas słownej utarczki Lotta ciekawie przenosiła spojrzenie z kuzynki na obcą kobietę. Jasnym było, że ich wzajemna niechęć wychodziła daleko poza przyjęte ogólnie zasady. Już miała o to zapytać, kiedy jakiś dojrzały mężczyzna zaczął wyczyniać harce pod stołem. Refleksja, dotycząca arystokracji zachowującej się gorzej niż młode podopieczne szkoły przyklasztornej, była nagła i niespodziewana. Niestety, nie dane było dziewczynie dłużej się przypatrywać bezczelnemu monsieur, który najwyraźniej próbował nawiązać jakiś kontakt. Margo bezlitośnie pociągnęła ją za sobą.
- To nie jest dla nas odpowiednie towarzystwo Charlotto - powiedziała cicho do wyraźnie zafascynowanej osobnikiem dziewczyny, która odwróciła wzrok tak jak przystało na dobrze wychowaną panienkę, najwyraźniej jednak nie mogła oprzeć się ciekawości:
- A któż to? - Zapytała równie cichym tonem.
- Zblazowany dandys, rozpustnik i utracjusz bez grosza przy duszy. Nikt warty twojego zainteresowania. - Powiedziała Margo zaciskając usta w wyrazie świadczącym, że nie ma ochoty rozmawiać na ten temat dłużej.
- Uhm... - Charlotta uszanowała niechęć do rozmowy na temat tego mężczyzny, ale wszak było jeszcze kilka ciekawych tematów - A tamta starsza madame?
- Markiza d'Humieres uważa, ze jestem winna śmierci jej syna.
- Oh...
- blondynka zamknęła buzię choć strasznie ją korciło by dowiedzieć się coś więcej na ten temat.
Widząc jej minę młoda markiza pokręciła głową:
- Moja wina polegała tylko na tym, że potraktowałam obojętnie jego niezdarne awanse - wzruszyła ramionami na pozór obojętnie. Powiedziała to na tyle głośno, że wypowiedź ta mogła dotrzeć do uszu kilku stojących obok osób, nie na tyle jednak, by można to było uznać za działanie celowe.
- Awanse? Wszak osoba monsieur markiza jest powszechnie znana, prawda? Jakże to awanse do zamężnej kobiety?
Margo uśmiechnęła się nieznacznie słysząc te naiwne słowa:
- No właśnie zupełnie niestosowne zachowanie moja droga, zupełnie niestosowne - powiedziała z błyskiem w oku.

- Margo... a czy Najjaśniejszy Pan zaszczyci nas tutaj swą obecnością? - Zmieniła nagle temat młoda dziewczyna.
- Możemy mieć tylko taką nadzieję - odpowiedziała jej towarzyszka odbierając kielich z dłoni brata, który w końcu do nich dotarł - Nie wiesz może co zatrzymuje króla? - Zapytała go gdy umoczyła usta w białym winie. Mężczyzna pokręcił przecząco głową, a kobieta skrzywiła usta:
- Nie wiem skąd biorą to wino, ale jest paskudne.
Lotta wypiła łyk i skrzywiła się. Faktycznie wino podkradane z piwnic klasztoru smakowało o niebo lepiej, ale może to tylko sugestia? Może strach i poczucie świętokradztwa (wszak w dużej mierze miało być to wino mszalne) dodawało skrzydeł podniebieniu.
- Skoro nie ma króla to może jest tu ktoś z rodziny królewskiej? - nadzieja w jej głosie była aż nadto widoczna.
- Zdecydowanie królewski stół bardzo by zyskał, gdyby królewski podczaszy zdecydował się na trunki z winnic d'Amblay! Nic nie może się równać z nowym szampanem Philippe - dodała odkładając kielich na pobliski stolik. Potem zwróciła się do rozentuzjazmowanej blondyneczki:
- Tak Charlotto z pewnością będziesz miała okazje zobaczyć kogoś z królewskiej rodziny. Popatrz prosto przed siebie, ale proszę zrób to dyskretnie. Ta kobieta w różowej sukni z pąsowymi różami to księżniczka Adélaïde zwana Madame Troisième. Wbrew nazwie czwarta córka naszego Ukochanego władcy. Została nazwana trzecią po śmierci swej starszej siostry. Ta elegancka kobieta stojąca obok w biało złotej sukni, to żona następcy tronu, niemiecka księżniczka Maria Józefa Wettyn...
Markiza dyskretnie wskazywała dziewczynie kolejne osoby i informowała o koligacjach i znaczeniu na dworze, a Lotta jak zaczarowana chłonęła nowy dla niej świat. Cały czas równie dyskretnie przypatrywała się rodzinie królewskiej, także strojnie ubranym książętom, markizom i hrabiom. Na nią samą raz po raz spadały obleśne spojrzenia męskiej części gości, głównie tych bardziej podstarzałych. Wtedy dumnie i wysoko podnosiła główkę czując się bezpiecznie w pobliżu Margo. Niedługo antrakt dobiegł końca i udali się z powrotem do loży. Jedni z radością i oczekiwaniem inni z przekonaniem, że jest to zło konieczne, które należy mężnie przetrwać, by uzyskać nagrodę. Tym razem nagroda miał być bal na królewskim dworze i tance, które Margo uwielbiała.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.
Eleanor jest offline