Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-04-2010, 15:21   #7
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Dziwaczne zachowanie markiza du Châtelet jedynie potwierdziło opinię o nim, jako o osobie ekscentrycznej i takiej z którą młode panny z dobrych domów i ich rodziny nie powinny mieć nic wspólnego. Chłód z jakim markiza d’Ambly potraktowała awanse impertynenta był jak najbardziej zrozumiały. Jednak nim obydwie damy to jest Margueritta i Charlotta oddaliły się Bernardine z libertyńską wytrawnością złowił zaciekawione spojrzenie młodziutkiej towarzyszki markizy. Spojrzenie które swą słodką niewinnością rozpaliło w nim myśli za które prawy chrześcijanin smażyłby się w piekle przez całą wieczność. Bernardine jednak był libertynem i wierzył … tak to dobre słowo, wierzył … gdyż był to rodzaj wiary, iż jego taka kara nie spotka. Postanowił zatem jak na rasowego drapieżcę przystało mieć swą potencjalną ofiarę na oku. Nie zbliżał się jednak zanadto póki co skutecznie odstraszany widokiem braci markizy d’Ambly.

Tymczasem przerwa dobiegała końca. Co zostało oznajmione przez grupę lokai, którzy wmieszali się w tłum dzwoniąc srebrnymi dzwoneczkami. Naturalnie nikt się nawet nie ruszył z foyer. Nie po tak zwanym pierwszym dzwonku. Ich dźwięk był na tyle głośny, że dotarł do powracających z galerii luster Marjolaine i Clauda. W pięć minut później rozległy się ponownie dźwięki dzwoneczków i towarzystwo z wolna zaczęło powracać na swoje miejsca w sali operowej. Po trzecim dzwonku rozpoczął się ostatni akt przedstawienia. Publiczność słuchała popisów śpiewaków z mniejszym lub większym zainteresowaniem. Kolejne popisy Farinelliego był dla większości, co trzeba przyznać, cokolwiek nużące.

Młoda Charlotta z niemniejszym zachwytem oglądała przedstawienie, jak i rozglądała się ciekawie po lożach, tym bardziej, że towarzyszący jej Henri wicehrabia Chateau-I'Arc dyskretnym szeptem zaznajamiał kuzynkę z zawiłościami powiązań arystokracji. Dzięki swym młodym oczom i wrodzonej spostrzegawczości dziewczyna dostrzegła pewien zadziwiający szczegół. Otóż w loży królewskiej za siedzącymi postaciami w pewnym momencie delikatnie wybrzuszyła się aksamitna kotara, zupełnie jakby ktoś za nią stał. W tej samej chwili Charlotta dostrzegła, iż Jego Wysokość nie odwracając się porusza ustami coś mówiąc, przerywa na chwilę i ponownie mówi. Tajemnicza sprawa.

Powoli acz nieubłaganie przedstawienie dobiegało końca wraz z ostatnim finałowym fortissimo całej orkiestry i śpiewaków. Lecz to bynajmniej nie było wszystko. Zerwała się burza oklasków, widzowie wstali z miejsc. Kurtyna poszła w górę i cała trupa artystów wyszła by się ukłonić. Kompozytor naturalnie dołączył do nich. Potem były kwiaty, gratulacje, kurtyna opadła, jednak tylko na chwilę, podniosła się, znów opadła i tak aż dziesięć razy. Im bardziej wrzawa oklasków słabła, tym przerwy pomiędzy kolejnymi odsłonami kurtyny były krótsze. Na szczęście dla kompozytora zdążono podnieść ją właśnie te dziesięć razy co można było zapisać w annałach królewskiej opery i ogłosić niebywały wręcz sukces.

Goście udali się ponownie do foyer, by zgodnie z ceremoniałem oczekiwać pary królewskiej, aby w orszaku podążyć za Ich Królewskimi Mościami do sali balowej. Zgodnie z etykietą towarzystwo zajęło miejsca wzdłuż ścian, by zrobić przejście przez pomieszczenie. W zamieszaniu jaki został tym wywołany gdzieś się zgubił wicehrabia Henry.
Tymczasem do markizy d'Ambly i panny de la Charce zbliżył się mężczyzna o intrygującej urodzie.



- Witam panią markizo. - skłonił się dwornie. - Niezmiernie się cieszę, iż panią spotykam.
Powiedział uprzejmie kłaniając się.
Margo uśmiechnęła się słysząc jego głęboki głos, podała mu swą dłoń i powiedziała:
- Także się cieszę, że pana widzę hrabio.
Mężczyzna ujął dłoń Margo i ucałował. W tym momencie markiza poczuła, że pomiędzy ich dłońmi znajduje się mała karteczka dotąd zręcznie ukryta między palcami tajemniczego hrabiego.
- Czy zechce mnie pani przedstawić swej uroczej towarzysce ? - spytał przenosząc spojrzenie swych jasnych oczu na Charlottę.
Markiza uścisnęła lekko jego palce, a potem dystyngowanym ruchem opuściła dłoń i zręcznie schowała kawałek papieru do kieszonki w fałdach sukni. Skierowała wzrok na Lottę i odpowiedziała:
- Moja kuzynka madamoiselle Charlotta dla la Charce. Charlotto pozwól, że przedstawię Ci hrabiego de La Tremoile. Hrabio chyba nie miałeś okazji jeszcze poznać mojego młodszego brata Chevaliera Ethiene Chateau-I'Arc.
- Rzeczywiście nie miałem jeszcze okazji poznać pani brata. Mademoiselle ... kawalerze ... -
hrabia skłonił się ponownie.
- Chciałbym złożyć uszanowanie pani małżonkowi markizo, lecz nigdzie go nie mogę dostrzec ...
Ethiene po wojskowemu stuknął obcasami, a Margo przybierając zasmucona minę powiedziała:
- Niestety. Mojego małżonka nie sposób wyciągnąć do miasta. Powtarza mi stale, że nic tak korzystnie nie wpływa na stan majątku jak obecność na miejscu jego właściciela - Popatrzyła na niego z lekko przymrużonymi błyszczącymi oczami i dodała figlarnie ściszając głos i nachylając się w kierunku hrabiego - Stale tam znajduje nowe pola do obsiewania...
Hrabia który do tej pory przybierał minę uprzejmą, lecz stonowaną pozwolił sobie na nieco bardziej swobodny uśmiech.
- Cieszę się zatem, iż u pana markiza wszystko równie dobrze, jak było. Zechce Pani przy okazji go pozdrowić. Wybaczą państwo, że już ich opuszczę, lecz muszę odszukać mą małżonkę.
W samą porę, bo gdy tylko się oddalił rozległy się dźwięki trąbek.
Po nieco dłuższym oczekiwaniu niż zwykle pojawił się herold i oznajmił donośnym głosem.
- Ich Wysokoście Król i Królowa Francji.
Do sali wkroczył królewski orszak. Ludwik i Maria przodem, a za nimi reszta rodziny królewskie, następnie dalsi krewni i najważniejsze osobistości państwa. Ku zaskoczeniu wszystkich król kroczył mając małżonkę po swej lewej stronie. Prawa dłoń była przewiązana bandażem.
Towarzyskie koneksje w równym stopniu jak i przypadek sprawiły , iż obok siebie znalazło się kilka wyjątkowych osób.
Król zatem minął wpierw zgiętego w ukłonie markiza du Châtelet, zaraz potem stojącą obok Charlottę, następnie markizę d’Ambly i będącego za nią Etiena, przeszedł koło kapitana de Bernières i gdy zrównał się z Marjolaine hrabianką du Niort stało się coś strasznego.

Z grupy dworzan po przeciwnej stronie sali naglę wyskoczył ubrany na czarno młodzieniec. W jego ręku błysnął zimną stalą obnażony sztylet. Mężczyzna potrącił królową i zakrzyknął drżącym z emocji głosem :
- Giń tyranie !
Claude poczuł ciarki na karku, gdy zobaczył jak bezlitosne ostrze na wysokości oczu jego zgiętej w ukłonie sylwetki podąża nieubłaganie w kierunku królewskich pleców. Najgorszy koszmar każdego strażnika w jednej chwili przybrał realny kształt.
 
Tom Atos jest offline