Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-04-2010, 20:56   #2
Nadiana
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
- Kochanie, jeszcze kanapki.
Mary Elizabeth Gardner z zadowoleniem wsadziła pokaźną torbę na siedzenie obok kierowcy nie zwracając zupełnie uwagi na zirytowaną minę Kathy i charakterystyczne przewracanie oczami. Znała charakter swojej córki i wiedziała, że zaabsorbowana czymś mogła w ogóle zapomnieć o jedzeniu, dokładnie jak jej ojciec. Jednak w przeciwieństwa do ś.p. pułkownika Josepha dysponowała jeszcze sporym zasobem życiowej zaradności i zdrowego rozsądku będącym niechybnie prezentem po matce. Świadomość tego faktu nieco uspokajała Mary Elizabeth, ale nie przeszkadzała jej ciągle marudzić.
- Nie podoba mi się, że jedziesz tam zupełnie sama. Drogi są dziś strasznie niebezpieczne i doprawdy nie wiem co Bill sobie myślał posyłając cię tam.
- Prawdopodobnie, że będę bezpieczniejsza niż kręcąc się pod fabryką. Oh mamo, wszystko będzie dobrze. To tylko stowarzyszenie religijne, które udziela sobie wsparcia. Wiesz mili, ciepli ludzie szukający pocieszenia w Bogu i modlitwie.
Katharine ucałowała poorany zmarszczkami policzek i zdecydowanie wsiadła do samochodu. Rzut okiem w lusterko boczne ujawnił jej jeszcze zafrasowaną kobietę, która kochała ją jak nikt na świecie. Kathy poczuła ucisk w sercu widząc swą matkę tak strasznie zniszczoną przez życie. A jeszcze niedawno była piękną młodą dziewczyną, a później kobietą wiodącą prym w dobrych domach Sacramento. Dopiero w ciągu kilku ostatnich lat przeobraziła się w staruszkę. Odganiając smutne myśli, które niczym muchy zaczęły brzęczeć w głowie dodała gazu, im szybciej pojedzie tym szybciej wróci i będzie mogła matce dotrzymać towarzystwa.

***
Korek ciągnący się na 104 był straszny, Kathy odchyliła dach i wachlowała się ociężale gazetą konkurencji „New Sacramento”. To w nim odlazła pierwszy artykuł na temat New Canaan (napisany notabene kompletnie amatorsko) i to on przedstawił jej fenomen pastora Martina, który sama chciała zbadać. I napisać soczysty, prawdziwy, łamiący charaktery, godny Pulitzera reportaż. A kto wie, może będzie pierwszą kobietą z tą nagrodą?
Westchnęła cicho oddając się marzeniom na co został by przeznaczona oszałamiająca kwota 10 tysięcy dolarów.

Ze słodkich snów wybił ją kierowca ciężarówki jadący z naprzeciwka, który zatrąbił i głośno skomentował jej niewątpliwe wdzięki. Potraktowała go gestem, który niewątpliwie przyprawił by o zawał jej matkę i skręciła w boczną dróżkę. Miała zamiar wyminąć cały ten zator wyjechać prosto na Los Angeles. Nie to, że po raz pierwszy spotykała się z zainteresowaniem płci przeciwnej. Gibka sylwetka, rude włosy, śliczna buzia to było aż nadto dla mężczyzn. No i nie można zapomnieć o brązowych oczach w kolorze brandy jak to zwykła określać ta szuja, James. Wtedy jakoś nie interesowało ją skąd tak dobrze określa barwy trunków, no, ale jak człowiek młody to głupi. I to nic, że to młody odnosiło się zaledwie do zeszłego roku, kiedy wkrótce miała stać się panią Sandersonową. Chwała niebiosom, że uchroniły ją od tego strasznego losu. Aż się wzdrygnęła w swoim Fordzie A (pierwsze szaleństwo finansowe od śmierci taty) i z ulgą wyjechała na krajową 34. Droga tutaj była nieomal pusta i miała szczerą nadzieję dotrzeć przed zmrokiem do New Canaan i zająć czymś gorącą głowę.




***

Dojechała już o zmierzchu, w tej dziwnej godzinie, kiedy dzień przechodził w noc. Wolno sunęła autem przez opustoszałe ulice szukając kogokolwiek kto będzie w stanie wskazać jej motel. Czuła się wykończona i marzyła tylko o kąpieli i ciepłym łóżku.
Zakręcała właśnie koło drewnianego kościółka, gdy rozpoczęło się piekło. Ogień rozprzestrzenił się błyskawicznie odbijając się w rozszerzonych z przerażania oczach Kathy. Wydawało jej się, że ktoś uciekł między budynki, ale zanim odwróciła głowę przeraźliwy krzyk dobiegł od przodu. Prawdopodobnie z plebani wybiegł mężczyzna w nocnej koszuli z straszliwymi poparzeniami i padł, ledwie trzysta metrów od jej auta. Nie zastanawiając się wiele wyskoczyła zostawiając otwarty samochód i rzuciła się do ofiary.
- POMOCY! POMOCY!

Jej wrzask przebił się przez trzaskanie ognia, a ona sama skupiła się na rannym mężczyźnie.
 
Nadiana jest offline