Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-04-2010, 21:07   #10
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Po całej sali rozchodziły się głośne szmery, które powoli przeradzały się w zażarte dyskusje na temat wydarzeń ostatnich chwil. Wyczuwało się wyraźny niepokój i konsternację. Po kilku minutach w drzwiach, którymi wyszła para królewska pojawił się Mistrz Ceremonii, uderzając trzykrotnie laską w podłogę. To wyciszyło tłum, który z uwagą zwrócił się w jego kierunku:
- Ludwik XV Burbon z Bożej łaski Arcychrześcijański król Francji i Nawarry wraz z królową Marią czują się dobrze. – Przez salę przebiegł lekki szmer ulgi, najwyraźniej nie wszyscy wiedzieli dokładnie co się wydarzyło – Jednakże w związku z zaistniałym incydentem dzisiejszy bal zostaje odwołany. – Rozchodzące się falami odczucia rozczarowania i zawodu były mocno wyczuwalne. Wesoły dworski światek nie lubił gdy coś zakłócało mu zaplanowane zabawy.
Niewątpliwie wybitnie zawiedziona była Charlotta, wszak miał być to pierwszy bal w jej surowym klasztornym życiu. W przeciwieństwie do innych nie dawała jednak wyrazu temu publicznie. Oczywistym było dla niej, że są sprawy ważne i ważniejsze.
- W takiej sytuacji nie ma sensu przebywać tu dłużej. – Powiedział Ethiene typowym dla siebie, spokojnym tonem. – Chodźmy jak najszybciej zanim ruszą i inni. Wiesz Margo jaki potem jest problem z dopchaniem się do powozu.
- Tak masz rację braciszku
– kobieta przytaknęła i ruszyła za nim w kierunku wyjścia. Henri zaś zamykał pochód podążając za Lottą. Na szczęście udało im się w miarę bez większych przepychanek dotrzeć do powozu markizy d'Amblay, a później do jej paryskiego domu, gdzie zaskoczona szybszym powrotem pani do domu służba, pospiesznie zaczęła przygotowywać dla wszystkich kolację.
Państwo przeszli do salonu. Mężczyźni zajęli się obficie wyposażonym barkiem markizy, a ona sama przypomniała sobie o karteczce, którą otrzymała od hrabiego. Podeszła do świecy, wyjęła, przeczytała i zbladła gwałtownie. W obliczu zaistniałych okoliczności zapisana na niej treść wyglądała bardzo niepokojąco.
Ciągle zawiedziona Lotta snuła się po komnacie, starała się nie przebywać w pobliżu Henry'ego, który łapczywie spozierał raz po raz na nią to na alkohol, toteż zbliżyła się do kuzynki.
Z ciekawością zerknęła na karteczkę, którą trzymała w dłoni.
- Jakieś złe informacje?
Margo zmięła ją pospiesznie i rzuciła do popielnicy:
- Raczej... nie. – Powiedziała, ale wyraźnie nie była przekonana o tym do końca. W tym momencie wszedł lokaj zapraszając wszystkich do jadalni. Markiza ruszyła w tamtym kierunku.
Odczekawszy aż wszyscy wyjdą, powodowana wręcz nieprzyzwoitą ciekawością Lotta sięgnęła po karteczkę i z wypiekami na twarzy przeczytała jej treść oczekując informacji o miłosnej schadzce kochanków. Odczytawszy wiadomość głośno odetchnęła, przynajmniej tu nie było niespodzianki. Odrzuciła liścik z powrotem w popiół starając się by wyglądał na nienaruszony, odrobinkę pobrudzone dłonie wytarła w liście paprotki i z dumną miną podążyła na posiłek.

***

Bracia wyjechali przed północą, a Lotta wyjątkowo łatwo dała się wysłać do swojego pokoju. Margo miała więc sporo czasu, by odpowiednio się przygotować. Gorąca kąpiel już na nią czekała. To był jedyny aspekt mody, któremu sprzeciwiała się i któremu nigdy nie miała zamiaru podporządkować. Nienawidziła brudu, zapachu niedomytych ciał i robactwa we włosach. Przynajmniej w swoim domu wydała mu poważną walkę. Miała nawet specjalny pokój kąpielowy z wielką drewnianą balią, w której bez problemu mogły się pomieścić nawet cztery osoby.
Marie delikatnie obmyła ciało swojej pani, nie omijając żadnych, nawet najbardziej intymnych miejsc. Miała tak cudownie delikatne i zręczne palce...
Margo pomyślała, że powinna rozpocząć naukę Charlotty od przekonania jej do częstszych kąpieli.

- Zrób mi jeszcze masaż Marie – powiedziała z uśmiechem do pokojówki wychodząc z balii i kładąc się na stojącej obok sofie – Spróbujemy tego nowego olejku, który dostałam od pana markiza w prezencie świątecznym.
Gdy dziewczyna odkorkowała niewielką buteleczkę z czerwonego kryształu po pomieszczeniu rozszedł się delikatny zapach mięty i jałowca. Wylała odrobinę zawartości na dłonie i zaczęła wprawnymi rucham wcierać w ciało swej pani.
- Jesteś skarbem Marie. Mówiłam Ci to już? – Szepnęła markiza wzdychając z rozkoszy i odwracając się na plecy, by i druga część ciała mogła zaznać pieszczoty.
- Tak markizo – powiedziała z uśmiechem mimowolnie dotykając dłonią wiszącego na szyi delikatnego złotego łańcuszka z wisiorkiem z ametystów, świątecznego prezentu od jaśnie państwa... Musiała przyznać, że naprawdę lubiła swoją pracę, a markiz i markiza byli... interesującymi i hojnymi pracodawcami. Kiedy całe ciało Margo zalśniło w blasku świec, pokojówka rozpuściła i rozczesała włosy swojej pani. Spływały delikatnymi falami prawie do pasa.
- Możesz odejść. Dobranoc Marie – odesłała dziewczynę i przeszła do sypialni. Dziś nie miała zamiaru wkładać na siebie żadnego stroju. Mimo zimy, płonący na kominku ogień i ogromna ilość palących się w koło świec cudownie ocieplały całe pomieszczenie. Położyła się na łożu. Stojący na kominku zegar wskazywał za minute pierwszą, a mężczyznę na którego czekała cechowała wyjątkowa jak na arystokratę punktualność.

***

Hrabia de La Tremoile był mężczyzną o nieprawdopodobnym pechu i szczęściu jednocześnie. Został z konieczności małżonkiem kobiety, przy której obowiązek małżeński miał jak najbardziej wszelkie cechy obowiązku, a jednocześnie miał to szczęście, iż został kochankiem markizy d'Ambly. Najbardziej gorącej i nieokiełznanej kobiety w Paryżu. Tak przynajmniej zwykł o niej myśleć.

Lokaj wprowadził go bez słowa do buduaru i zamknął za nim drzwi. Drogę do sypialni znał doskonale, nie był przecież w tym miejscu po raz pierwszy. Wszedł i na chwilę stanął oszołomiony: Naga kobieta, leżąca na łożu, w blasku świec patrzyła prosto na niego. Jej oczy błyszczały, ale na ustach nie było uśmiechu. Hrabia był człowiekiem doświadczonym i choć guziki spodni nagle stały się niezwykle niewygodnym elementem stroju, podszedł do nagiej markizy bardzo powoli, po drodze zrzucając niedbale na podłogę wyszywany złota nicią szustokor. Przyklęknął na łożu tuż przy jej jedwabistych udach.


- Pozwoli Pani markizo, że jeszcze raz przekażę dowody mojego szacunku - powiedział bez cienia uśmiechu. Jego jasne oczy wyraźnie pociemniały, gdy omiótł wzrokiem jej ciało. Ręce jednak oparł na swych biodrach trwając w bezruchu.
Margo obrzuciła sylwetkę uważnym spojrzeniem, na chwile zatrzymując wzrok na wysokości lędźwi i uniosła do góry prawą dłoń w typowym geście damy, podającej mężczyźnie dłoń do pocałunku. Przy tym geście pełne kobiece piersi kobiety zafalowały lekko. Mimo woli zwilżył językiem spierzchnięte wargi. To co widział sprawiło, że zrobiło mu się nagle gorąco i duszno.
- Chciałeś chyba hrabio przekazać mi dowody swojego szacunku - powiedziała niskim zmysłowym głosem nie opuszczając ręki, a mężczyzna chwycił dłoń Margo, jednak nie podniósł jej do ust, lecz położył na guzikach spodni.
- Mój szacunek do Ciebie Pani jest wielki i zwiększa się z każdą chwilą - odparł dwornie.
- Doprawdy hrabio czuję się niezmiernie zaszczycona tak mocno okazanym szacunkiem - powiedziała, na jej ustach pojawił się zmysłowy uśmiech, a palce zręcznie przebiegły po wykonanych z masy perłowej guzach, naciskając je delikatnie niczym wirtuoz klawisze klawikordu.
- Instrument na którym grasz pani jest w opakowaniu. Nie posiada on klawiszy. Zaliczyłbym go raczej do rodziny ... dętych. - Stwierdził z trudem zachowując powagę.
- Nie przekonamy się o tym zanim nie zdejmiemy opakowania, czyż nie panie hrabio? - Mówiąc to zaczęła ze zmysłową powolnością odpinać jeden po drugim - Uwielbiam prezenty w ładnym opakowaniu. Jak to miło z Twojej strony, że o tym pamiętałeś - wyszeptała.
- Nie wypada iść do damy z pustymi rękoma. Ostrożnie jednak markizo, proszę... - odetchnął głęboko - by prezent nie okazał się wybuchową niespodzianką. - Odwiązał pospiesznie fular, a potem jednym ruchem ściągnął koszulę i rzucił ją obok na łóżko. Uwolniony od górnej części odzieży położył rękę na kolanie Margo i koniuszkami palców zaczął gładzić jej udo przesuwając się w górę, aż do biodra.
- Zdradź mi pani jak się nazywa ten instrument? - spytał gdy jego palce musnęły delikatnie miejsce zwieńczenia jej ud - Może ... jest to instrument szarpany? - spytał delikatnie szczypiąc.
- Według mnie to raczej idealne miejsce na przechowywanie odpowiednich instrumentów... - szepnęła unosząc nieznacznie biodra.
- Sądzisz markizo, że mój instrument pasowałby do tego miejsca? - René nachylił się jeszcze bardziej i bardziej dopóki jego piersi nie dotknęły sterczących z podniecenia sutków markizy.
Zetknęli się koniuszkami nosów, by zaraz potem dotknąć swych warg. Przez dłuższą chwilę trwali w pełnym namiętności pocałunku.

- Choć do mnie... - wymruczał tęsknie. - Nie wytrzymam już dłużej.
- Uważam że metoda doświadczalnego sprawdzenia tej możliwości byłaby najlepsza...
- odpowiedziała z błyskiem w oczach rozchylając zachęcająco uda.
W pośpiechu jak najbardziej zrozumiałym w tych okolicznościach hrabia rozpiął do końca guziki i pozbył się zupełnie już zbytecznych pludrów. Jedną rękę podłożył pod jędrną pupę markizy, a drugą podsunął pod jej kark. Zaraz potem jego rozdęty do granic możliwości instrument znalazł drogę do ciepłego schowka i wtargnął tam jednym silnym ruchem. Mężczyzna przylgnął torsem do ciała kochanki przez chwilę rozkoszując się w bezruchu ciepłą gładkością jej skóry, po czym niespiesznie rozpoczął miłosny koncert. Pieszcząc językiem jej ucho i delikatnie przygryzając jasnoróżową muszlę. Przymknął oczy, mimowolnie pomrukując w takt swoich ruchów.

Margo westchnęła czując jego ciężar na sobie, a potem gwałtowną inwazję gorącego ciała na swoje wnętrze. Przez dłuższą chwilę oddawała się wolnemu rytmowi, ale w końcu przestało jej to wystarczać. Podciągnęła kolana, skrzyżowała kostki i zamknęła jego biodra w klatce swych smukłych nóg. Przejechała mu dłońmi po plecach, a potem niespodziewanie wbiła paznokcie w napięte mięśnie pośladków. Na René podziałało to niczym ostroga na rasowego ogiera. Przyspieszył ruchy, które stały się gwałtowniejsze, dzięki zaś pozycji markizy znacznie głębsze. Przestał całować kobietę i uniósł głowę. Teraz patrzył jej głęboko w oczy, w jego wzroku narastała dzikość. Odwzajemniła to spojrzenie. Delektowała się momentem kiedy delikatne legato przeszło w pełne żaru staccato! Z jej ust wyrwał się jęk rozkoszy. Może nie była wielbicielką i znawczynią muzyki, ale niektóre jej aspekty potrafiła doskonale docenić.
Wysunęła koniec języka zwilżając wyschnięte nagle wargi. Przejechała paznokciami po męskim ciele pozostawiając na nim krwawe ślady. Napięła mięśnie zaciskając się na twardym instrumencie próbując wydobyć z niego najwyższe tony.
Nie musiała długo czekać. Harców jakie wyprawiała Margo nie wytrzymałby żaden mężczyzna. Ta kobieta potrafiła zawsze uderzyć w najwłaściwsze struny. Hrabia poczuł jak fala gorącej krwi uderza mu do głowy, a z instrumentu wydobywa się finalny ton.
Uwielbiała zakończenia, w których gwałtownie narastające crescendo docierało do soczystego finału. Z jego mocą nie mogła się równać żadna opera świata, a cantabile kobiety stanowiło w uszach kochanka dźwięki zdecydowanie piękniejsze niż wczorajsze wyczyny Farinellego.
René jęknął przeciągle łapiąc powietrze w usta niczym topielec. Pomimo tego, że wzniósł się na szczyt rozkoszy resztkami agresji pchnął jeszcze kilka razy dla spotęgowania doznań, po czym opadł zmęczony na ciało kochanki, by wpić się w jej usta. Ich serca biły w idealnym unisono.

Mężczyzna przetoczył się i spoczął obok kochanki. Margo poruszyła się, uniosła głowę i popatrzyła na niego. Na jej ustach błąkał się figlarny uśmiech:
- Chyba przyda Ci się coś na wzmocnienie - powiedziała wstając i podchodząc do niewielkiego, przepięknie inkrustowanego stoliczka. Nalała z zanurzonej w kubełku z lodem butelki, musującego, złocistego płynu do kryształowego kielicha i podeszła do leżącego na łożu René. Jej nagie ciało migotało w świetle świec.
- Dziękuję - powiedział odbierając kielich z jej ręki. - Uwielbiam smak szampana zaraz po.
Usiadł i upił łyk, by zaraz potem pochylić się i pocałować brzuch nagiej kobiety, która spoczęła ponownie na łożu, opierając się o poduszki.
- Tak samo jak smak twojego ciała - stwierdził niewyraźnie błądząc językiem po jej pępku.
Wzięła kielich z jego dłoni i sama zamoczyła usta w trunku:
- Zdecydowanie Philipe jest w tym coraz lepszy - powiedziała zmysłowym głosem przez chwilę delektując się cudownym smakiem szampana z winnic męża.
- Mam nadzieję, że w czymś innym jest gorszy. - Odparł i zaczął zlizywać pot z jej skóry docierając powoli do sutków. W tym czasie Margo patrzyła na niego bez ruchu jakby się nad czymś zastanawiała, a potem powiedziała:
- Czy ja wiem... w końcu wszystkiego nauczyłam się od niego... a raczej nigdy nie miałeś okazji narzekać na pewien aspekt mojej edukacji...
- Jesteś okropna. Mogłaś skłamać. Nie wiesz że prawda czasami zabija tak jak sztylet!
- Przerwał pieszczenie kobiety z udawanym oburzeniem.
- Podobno cierpienie uszlachetnia - powiedziała z błyskiem w oku, odstawiając kielich na podłogę i popychając mężczyznę tak, aby położył się na plecach.
- Tylko bez łaskotek markizo. Jestem na nie bardzo mało odporny... - westchnął gdy kobieta uniosła do góry jego prawą dłoń i zaczęła ją przywiązywać do przyczepionego do ramy łóżka, jedwabnego, ale jednocześnie bardzo wytrzymałego sznura.
- Widzę że się przygotowałaś... niegrzeczna dziewczynka! - mruknął wymierzając markizie klapsa wolną jeszcze ręką, którą po chwili także zręcznie przywiązała do drugiego sznura:
- Wiem że uwielbiasz niegrzeczne dziewczynki - powiedziała obwodząc językiem jego sutek, liżąc brzuch, a potem zsuwając się coraz niżej i niżej, aż do pewnego mocno ekscytującego miejsca... Mężczyzna przełknął ślinę czując jej figlarny język na swojej męskości i nie mniej figlarne ząbki. Westchnął głęboko, by po chwili nagle się wyprężyć, gdy markiza pozwoliła sobie na delikatne przygryzienie. Z niecierpliwością oczekiwał dalszych rozkosznych działań namiętnej kochanki. Niespodziewanie jednak kobieta uniosła się, usiadła mu na biodrach i oparła dłonie na torsie:
- Teraz sobie porozmawiamy - powiedziała najwyraźniej zupełnie poważnie.
- Chcesz rozmawiać? Teraz!? - hrabia wydawał się być kompletnie zaskoczony. Podrzucił biodrami unosząc na chwilę spoczywającą na nich Margo.
- Nie możemy tego przełożyć na później? - zamruczał zmysłowo.
- Jedno pytanie... - powiedziała nachylając się i ocierając powolnym ruchem o najwrażliwszą część jego istoty:
- Skąd miałeś pewność, że będę się mogła spotkać z tobą dziś o pierwszej. Przecież bal przewidziany był do świtu...
Oczy hrabiego zabłysły, a po chwili na jego wargach pojawił się uśmieszek:
- Liczyłem na to że urwiesz się z balu na godzinkę i zdążymy jeszcze wrócić przed zakończeniem, a ja odjadę z moją małżonką jak przykładny mąż - stwierdził z niewinną miną.
- Godzinę zajęłaby nam sama droga tam i z powrotem - powiedziała stukając palcem w jego pierś - Gdyby chodziło o krótki numerek równie dobrze można by go wykonać, w którejś z pustych sypialni Wersalu. Wiedziałeś, że bal się nie odbędzie? - Zapytała patrząc mu prosto w oczy.
- Och to była tylko przenośnia. Godzinka, czy trzy. Po za tym szybko, nie znaczy gdzieś na kanapie w Wersalu, gdzie ktoś mógłby nas nakryć - odparł wzruszając związanymi ramionami. - Po za tym niby skąd miałem wiedzieć, że bal się nie odbędzie? - Spytał unosząc brwi w geście zdumienia.
- Mógłbyś wiedzieć - powiedziała obserwując go uważnie - Gdybyś na przykład miał coś wspólnego z tym co się dziś wydarzyło w pałacu...
- Chcesz powiedzieć, że mógłbym mieć coś wspólnego z zamachem?
- W oczach hrabiego pojawiły się zupełnie niestosowne wesołe błyski. - To nawet miłe, ale przeceniasz mnie.
- To nie jest zabawne René!
- Powiedziała kręcąc głową - Wielu wolałoby na tronie widzieć Delfina...
- Ktokolwiek nasłał tego nieszczęśnika na króla, o ile nie działał sam, nie uznał za stosowne poinformować o tym mojej skromnej osoby.
- Tym razem zrobił minę żałosną i trochę przepraszającą.
Nachyliła się i pocałowała go w ustach jednocześnie wsuwając na naprężone ciało. Westchnęła zamykając oczy, a potem otwarła je ponownie i wyszeptała:
- Nie chciałabym... - Poruszyła się delikatnie w górę i w dół - byś miał z tym coś wspólnego...
- Nie mam ...
- nie dokończył oddając się posłusznie jej ruchom.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 19-04-2010 o 11:13.
Eleanor jest offline