Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-04-2010, 19:17   #4
behemot
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu

Leopold spojrzał wyczekująco na rozmówcę, którym był mężczyzna w średnim wieku o ciemnej karnacji wysmaganej słonecznym wiatrem twarzy, włosy miał czarne jak skrzydła kruka, długie spięte pierścieniem ze złota.
- Zamach? Tej nocy... - powtórzył mężczyzna przy organach, zdawał się być zaskoczony, oraz rozgniewany. Jego niemalże żółte oczy o cienki i wąskich źrenicach świdrowały posłańca, szukając w nim śladu fałszu lub kpiny. Wstał powoli od instrumentu, spojrzał po raz ostatni na partyturę i delikatnie przeciągnął dłońmi po kościanych klawiszach. Instrument odpowiedział niskim westchnieniem.
- Przybędę niezwłocznie. - odpowiedział Leopoldow w głosie pobrzmiewało zdenerwowanie. - Tymczasem zostaw mnie samego, muszę oddać się modlitwie o los Teodoriusa. - pożegnał posłańca. Drzwi się zamknęły o Juan został sam. Prawie.
- Niezwykła historia szefie. - z alkowy wyłoniła się czaszka unosząca się na cichutko buczących wirnikach, jej oczodoły wypełniały soczewki i obiektywy, wokół wypolerowanej kości wiły się metaliczne macki zakończone sensorami i manipulatorami. Serwoczaszka byłą rodową pamiątką la Rioja, przez wieki towarzyszyła kolejnym pokoleniom spisując ich dzieje, a czasem ostrzegając ich przed niebezpieczeństwem by ich historia nie skończyła się zbyt szybko. Teraz zaś jej właścicielem był Juan i bardzo chciał wierzyć, że nie jest ostatnim.
- W istocie, niewygodna. - zamachy się zdarzały, mawiano, że jeśli przestano nastawać na twoje życie, to przestałeś się liczyć. Niektórym jednak brak taktu i wybierają złe godziny na swe mordercze operację. Już widział oczyma wyobraźni dochodzenie i determinację zazwyczaj ospałych służb Krakena. Wzdrygnął się. Nie tylko dla Teodoriusa ostatnia noc była bogata w wydarzenia. Podszedł do lustra. Jego twarz prócz zwyczajowej krótkiej brody i spiczastych wąsów pokrywał już kilkunastogodzinny zarost, tylko on przykrywał wyblakłą od zmęczenia skore i cień wydarzeń wokół oczu. Statek myśli w głowie ciągle jeszcze wirował w takt walca po morzu czerwonego wina. Ból w skroniach, który tak wspaniale pobudzał wenę artysty, był tylko przeszkodą gdy konieczne było skupienie.
- Będę cię potrzebował Mortimerze, idziesz ze mną, tymczasem zaś sprawdź czy w naszym domu nie zalęgło się robactwo. - mawiali również, że jeśli nikt cię nie inwiguluje, to znaczy, że nie żyjesz.


Sam mężczyzna przeszedł do alkowy, gdzie przy zgaszonym świetle widoczny był tylko holograficzny ołtarz Omnissha. Juan przystanął przy kaplicy, obraz z generatora wirował tak jak kłębiły się jego myśli.

~ Pośród kosmicznej pustki trwał zawieszony Kraken, dla mieszkańców odległych światów, był tylko pyłem niewidocznym na tle nieba. Dla poddanych Bohrów był wszystkim co kiedykolwiek widzieli. Kraken był jak mechanizm, od dolnych poziomów, gdzie półżywi Serwitorzy napędzali przedwieczne machiny po szczyty iglic złotej dzielnicy, a każda sprężyna i zębate koła były połączone z podobnymi sobie. Wszystkie przekładnie zbiegały się w osobach Bohrów, gdyby jednego z nich zabrakło, mechanizm by nie rozpadł się, lecz zmienił swą funkcję, zmieniając się w coś innego. Komu mogło zależeć na zmianie? A może to nie Kraken był celem? ~

Wyłączył obraz, lecz jeszcze przez chwilę trwał w zamyśleniu. Na jedną z myśli skrzywił się. Lord czekał. Na tę okazję wybrał czerwony szustokor poprzecinany srebrnymi sznurami, oraz szerokimi naramiennikami w kształcie lwich łbów. W tej smutnej chwili poprzestał na wyszywanej czarnej kamizelce z herbem rodowym Rioja - czarnym gryfem miażdżącym szponami czaszki pokonanych wrogów.

Nie mógł się powstrzymać by nie snuć domysłów. Kto? Po co? Co teraz? Skarcił się jednak uświadamiając sobie bezsens spekulacji. Nie wiedział nic, prócz faktu zamachu. Dopóki nie pozna danych mógł tylko błądzić po omacku. Sam los Bohra niewiele go obchodził, jego śmierć była by pewną komplikacją w jego egzystencji, ale jedynie przejściową. Nawet nie był w stanie zmusić się by odczuwać żal czy smutek. Bardziej łączyła ich szorstkie partnerstwo handlowe niż przyjaźń. Przyjaźń jak każde uczucie było towarem unikalnym w 40 tysiącleciu.

Do pomieszczenia wkroczyła kolejna istota, czarna panera z Phyrr z metalowymi skrzydłami złożonymi wzdłuż boków. Jeden z prezentów od jego matki, by chronił go przed niebezpieczeństwami pośród gwiazd. Kocur zastrzygł uszami:
- Czy mogę coś dla ciebie zabić Panie. - zawarczał.
- Na razie nie Szponie. - słowa Juana brzmiały dla bestii jak wyrok, skazany na nudę zwalił się na posłanie, opierając łeb na łapach. Jego ród zawsze cenił drapieżniki jako symbol siły i dominacji, stworzone do zabijania i polowania szkolili je czyniąc z tego sztukę. Jego okaz sztuki był pogrążony w frustracji wynikającej z nudy. - Ale jeśli ktoś zechce się włamać, możesz go rozszarpać. - polecił wychodząc z apartamentu.
- Nigdy nie przychodzą. - odpowiedział tygrys z żalem.
- Kiedyś musi być pierwszy raz. - rozmowa z robotami była oczyszczającymi, nawet nie myślał o tym, że równie dobrze mógłby rozmawiać sam ze sobą. Pozwalała zapomnieć o piętrzącej się lawinie obowiązków, bo przecież nie wezwano go by pochwalić się trupem zamachowca. Czekała go kolejne zadania, a już wkrótce miał się przekonać jakie.
 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra

Ostatnio edytowane przez behemot : 27-04-2010 o 18:09.
behemot jest offline