Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-04-2010, 21:07   #6
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Henry wlókł się swoim Chewroletem pośrodku palącego piekła. Słońce niemiłosiernie doskwierało a duchota jaka panowała wewnątrz pojazdu była nie do wytrzymania, nawet przy otwartych oknach. Automobil sunął jednak dzielnie po drodze, mimo iż co najmniej kilkanaście razy Henry musiał dolewać wody do chłodnicy. Pojazd sapał wolno przemierzając każdą milę, ale i tak podróż konno i to w taki upał byłaby dla Henrego ponad jego siły. Jadąc zastanawiał się jakież to myślowe pobudki skłoniły go do tak wyczerpującej podróży... miał nadzieję, że osoba - a właściwie osobowość brata Martina wynagrodzą mu trudy podróży... Same miasteczko także zdawało być się inspirującym tematem badań, Henry nie przeczuwał jednak jak bardzo. Podróż zajęła mu więcej niż przewidywał, dlatego też dotarł niemalże w nocy. Od razu skierował się do hotelu, nie mając większych problemów ze znalezieniem go w tak małej mieścinie. Zaparkował swego Chewrolta F przed hotelem po czym ruszył do recepcji, poprawiając przed wejściem garnitur i ocierając chusteczką spocone czoło.

- Dobry wieczór Pani, chciałbym poprosić o pokój, najlepiej z oknami wychodzącymi na zachód. - Powiedział nieco kłaniając się starszej pani.

Recepcjonistka zdawała się patrzeć głupio na Henrego, jakby nie słysząc co ten do niej powiedział.

- Powiedziałem... - Henry zamarł kierując się za wzrokiem recepcjonistki. Gdy obrócił się w kierunku wejścia zobaczył łunę pożaru, bijącą od płonącego kościoła. Pożar zdawał się w ciągu chwili pożerać cały budynek i nim ktokolwiek wyszedł z chwilowego odrętwienia, kościół płonął cały. Henry przyglądał się ogniu niemal z hipnotyczną fascynacją. Tak wielki pożar był przeogromną nieokrzesaną siłą natury, zupełnie jak niedawno odkryta podświadomość. Czysty i nieokiełznany... Krzyki przerażonych ludzi wyrwały Henrego z transu, szybko zrozumiał, że przedstawienie z płonącym kościołem w roli głównej, miało też swoich pobocznych aktorów, którzy najwyraźniej ucierpieli.

Słysząc nawoływania biegiem skierował się w ich kierunku, " Całe szczęście nie zostawiłem bagaży w pokoju" - pomyślał taszcząc lekarską torbę, reszta bagaży - składających się właściwie z wielkiej podróżnej walizki pozostawił w recepcji. Po chwili biegu dostrzegł leżącą ofiarę z widocznymi objawami poparzenia.

- Jestem lekarzem, niech ktoś przyniesie wodę. - Zakrzyczał przejmując kontrolę nad poszkodowanym. " Letnia woda i jałowa gaza" - przypominał sobie podstawy opieki nad poparzonymi.

Henry nawet nie musiał prosić o odsunięcie się od zwłok. Przeciętna pomocnik ofiary z wdzięcznością przyjmował pomoc niesioną przez fachowca. Pozbawiał się odpowiedzialności przerzucając ją na lekarza. Dopóki nie było lekarza w pobliżu to na najbliższej osobie spoczywał moralny obowiązek niesienia pomocy. Tylko jak tu nieś pomoc, jeśli nie wie się jak? Henry nie był właściwie lekarzem, choć znał się na rzeczy. Musiał ukończyć szkołę medyczną aby zajmować się leczeniem, choć w obszarze jego głównych zainteresowań leżał mózg a dokładniej umysł człowieka. Przyjechał tu zająć się niezwykłą osobowością brata Martina a nie by zajmować się pacjentem u którego martwica obejmuje dziesięć procent powierzchni skóry właściwej wraz z naczyniami i nerwami skórnymi wraz z podskórną tkanką tłuszczową. Skóra przybrała w tych miejscach barwę brunatną, stała się też twarda i sucha. Henry wiedział, że jeśli pacjent przeżyje to pozostaną widoczne blizny.

Rozłożył torbę lekarską, nie wyczuwał oddechu u pacjenta, przez co przystąpił do sztucznego oddychania, osłaniając usta. Gotów był na zabieg otwarcia przedniej ściany tchawicy i wprowadzenie rurki do światła dróg oddechowych i tą drogą prowadzenie wentylacji płuc. W wyniku tracheotomii zapewnia się dopływ powietrza do płuc, z pominięciem nosa, gardła i krtani. Oczywiście o ile zajdzie taka konieczność... Bardziej prawdopodobne było zaczadzenie a nie zablokowanie przewodów oddechowych, ale Henry był przygotowany na każdą okoliczność
 
Eliasz jest offline