Niedziela, 4 września 2011r, 10.50 AM, New York City, Siedziba Główna Wydziału Specjalnego N.Y.P.D.
Wkurzony kapitan
Artur Mac Nammara – szef Wydziału Specjalnego – siedział na swoim starym, wysłużonym fotelu i kończył czytać wstępny raport z miejsca, gdzie znaleziono ciała. Ekipa techniczna Wydziału Specjalnego porobiła zdjęcia i skrupulatnie przeszukała zaułek i najbliższą okolicę zbierając wszystko, co wydawało się mieć związek ze sprawą. Ciało ofiary zostało już skompletowane i przewiezione do kostnicy, gdzie zespół policyjnych patologów zbierał ślady DNA sprawcy, badał krew, oglądał trupa na setki możliwych sposobów obdzierając młodą dziewczynę z ludzkiej godności. Wszystko jednak po to, by jego ludziom udało się złapać tego skurwiela, który odebrał jej życie.
Mac Nammara myślał „jej”, lecz akta, które przed chwilą przestudiował zawierały nie tylko zdjęcie ofiary, lecz również jej dane personalne.
Nazywała się
Annie Watermann. 20 lat. Studentka jednego z bardziej znanych collegów. Dobra uczennica. Żadnych zatargów z prawem. Rodzina: ojciec wzięty stomatolog –
Alexander, matka
Debora – artystka – malarka i działacz społeczny. Annie ma rodzeństwo. Młodszego brata –
Roberta, lat 17 oraz drugą siostrę – dwunastoletnią
Tamarę.
To nawet dobrze, ze miała rodzeństwo. Utrata jedynego dziecka boli bardziej. Pustki, jaka pozostaje w sercu, nie daje się zapełnić. Nigdy.
Mc Nammara wiec oś o tym – kilka lat temu stracił w Iraku jedynego syna. Rząd nazwał go bohaterem wojennym, ojciec – zwykłym głupcem.
Wracając jednak do sprawy.
Ofiara znikła kilka dni temu – w zeszły poniedziałek. We wtorek rodzina zgłosiła zaginięcie, dlatego tak szybko udało się zidentyfikować personalia. Standardowa procedura – komputery przeszukują bazy danych z plikami przestępców i osób zaginionych. Zgodnie z zeznaniem rodziny Annie miała spotkać się wieczorem z przyjaciółką –
Nicole Rock. Jednak – zgodnie z tym co zeznała
Nicole mundurowym dziewczyny się nie spotkały. Nicole wspominała też, ze dzwoniła do przyjaciółki na komórkę, lecz ta nie odbierała.
Tak więc prawdopodobnie
Annie uprowadzono gdzieś w drodze na spotkanie. Uprowadzono lub też poszła na inne spotkanie. jak na razie za mało mieli informacji.
Punkty zaczepienia dla jego detektywów to: najbliżsi – a więc rodzice i rodzeństwo. Ojciec był w drodze na komisariat – miał zidentyfikować ciało. Okrutna, niepotrzebna procedura, w dobie komputeryzacji i nowoczesnej technologii. Drugi – znajomi i przyjaciele z collegu oraz najbliższe otoczenie. Często jest tak, że morderstwa dokonuje ktoś, kogo ofiara zna i do kogo ma zaufanie.
Annie wyglądała na miła dziewczynę, więc pewnie jego zespół będzie miał pełne ręce roboty.
Teraz ślady znalezione na miejscu zbrodni. Wstępne ustalenia ekipy techników zabezpieczyły znaczne ilości krwi – próbki badane są obecnie w laboratorium. Zabezpieczono bazgroły na ścianie. Ich zdjęcie leżało w teczce sprawy.
Istotna sugestia, że mord miał jakieś sakralne znaczenie. może dziewczyna padła ofiarą jakiejś sekty? Trzeba oczywiście sprawdzić co to za symbol. Jaki kult działający w tym ponad dziesięciomilionowym mieście uznaje go za swojego bożka. To byłoby za proste, ale kto wie – znajdując bandę świrów oddających cześć Bóg wie komu poprzez krwawe ceremoniały, można by było szybko zamknąć sprawę. Takie rzeczy już się wcześniej trafiały.
Inne ślady to dziwna karta tarota znaleziona w pobliżu zwłok. jej zdjęcie również dołączono do materiałów śledczych.
Nie ma na niej żadnych odcisków palców, jednak
Mac Nammara był sobie gotów dać obciąć jajca, że krew na karcie należy do ofiary. A wymalowane krwią znaki wokół oczu jednej z postaci na karcie, muszą mieć związek z zaszyciem powiek zamordowanej.
Nic więcej w zaułku nie wiązało się z ta makabryczna zbrodnią. Ekipy techników kryminalistyki nadal przeglądają zgromadzone dowody – wszystkie, nawet najmniej ważne ślady z zaśmieconego zaułka – niedopałki, puszki, kawałki szkła, szmaty, papiery, śmieci i inne takie.
Mac Nammara był pewien, że ten zaułek w którym znaleziono dziewczynę już dawno nie został tak dokładnie wyczyszczony.
Słońce przeświecało przez zasunięte do połowy rolety zalewając wszystko jasnym, radosnym blaskiem. W taką pogodę Central Park na który
Mac Nammara miał dobry widok z okien swojego gabinetu zapełniał się rodzinami. Dzieciaki ganiały z piskiem za sobą, jeździły na rowerach a rodzice mieli chwilkę czasu dla rodziny po tygodniowej gonitwie za kasą. Szkoda, ze rodzina
Watermannów tego dnia nie będzie mogła cieszyć się życiem i wolnym czasem. Szkoda, że na twarzy Annie nie zagości już żaden uśmiech. Tam gdzieś, za oknami tej wielkiej metropolii chodził ktoś, kto ja zabił, pociął na kawałki i porzucił w tym cuchnącym zaułku na styku dzielnic Soho i Tribeca.
Artur Mac Nammara zamknął akta i czekał na nadejście jego grupy dochodzeniowej. Wybrał ją, kierując się ich doświadczeniem, zaangażowaniem w prace i osobistymi talentami. byli najlepsi spośród najlepszych. I jeśli ktoś mógł szybko zamknąć tą sprawę, to była to na pewno ta czwórka funkcjonariuszy która właśnie wchodziła do jego gabinetu.
W końcu się zjawili i zajęli wskazane miejsca.
Kapitan powitał ich szorstko, przedstawił w skrócie sprawę i przekazał pięć kopii akt.
- Dobra - powiedział - Chcę, byście zrobili wszystko, aby złapać go nim uderzy drugi raz! Bo, ze to seryjny świr, nie mamy wątpliwości.
Podzielcie się na grupy. Obejrzyjcie miejsce zbrodni, może wy zauważycie tam coś jeszcze, co inne jełopy ominęły. Przepytajcie znajomych dziewczyny i jej rodzinę. Ojciec dziewczyny za chwilę będzie u nas zidentyfikować ciało. Funkcjonariuszko
Kingston, wy zajmijcie się próbą sporządzenia wstępnego portretu psychologicznego sprawcy. Zresztą, sami wiecie najlepiej, co macie robić i w czym jesteście najefektywniejsi, oprócz pobierania pieniędzy od podatników na wasze pensje. Spieprzajcie już, szkoda dnia!
Kiedy, uzbrojeni w nowe dane i poszlaki funkcjonariusze rozeszli się do swoich zdań,
Artur Mac Nammara pozwolił sobie zapalić papierosa. Wiedział, że dokonał starannej selekcji, lecz coś mu mówiło, że śledztwo nie będzie takie proste, jak się pozornie wydawało.
Podszedł do okna i spojrzał w dół, na Central Park. Pomyślał o A
nnie Watermann i wrócił za biurko.
-
Do dzieła, moje dzikie ogary sprawiedliwości – pomyślał o funkcjonariuszach, którym powierzył zadanie –
Wiem, ze jeśli ktoś dopadnie tego "tarociarza" to na pewno wy. Nie zawiedźcie mnie.